Państwo wie lepiej od rodziców, czego mają uczyć się dzieci. Czarnek: „Religia albo etyka obowiązkowe”

Przemysław Czarnek, rodzina z dziećmi Źródło: PAP, Pexels, collage
Przemysław Czarnek, rodzina z dziećmi Źródło: PAP, Pexels, collage
REKLAMA

Kolejne antywolnościowe działania rządu Prawa i Sprawiedliwości. Minister Przemysław Czarnek zapowiedział, że rodzice będą musieli zdecydować – czy chcą posłać dzieci na religię, czy na etykę.

Gdy wolnościowe ugrupowania, takie jak partia KORWiN, wypracowują rozwiązania typu bon edukacyjny, by rodzice mieli jak największą kontrolę nad edukacją swoich pociech, to „nasz” skrajnie etatystyczny rząd chce tę kontrolę jeszcze ograniczać.

Zmianę przepisów, zgodnie z którymi uczeń może chodzić na religię, etykę lub żaden z tych przedmiotów – zapowiedział minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”. Mówił, że chodzi o likwidację trzeciej możliwości – rezygnacji z obu zajęć.

REKLAMA

Wolnościowcy twierdzą, że to rodzic, do którego należy dziecko, powinien dobierać przedmioty, na które ma chodzić jego dziecko.

Inaczej na tę sprawę patrzą przedstawiciele nurtów antywolnościowych: komunizmu, socjalizmu, faszyzmu, nazizmu etc.

Do którego z nich najbliżej rządowi Prawa i Sprawiedliwości?

Polskie szkolnictwo jest coraz mocniej dewastowane pod rządami PiS – główny problem stanowi zdalne nauczanie i obniżanie wymagań na egzaminach. Teraz do tego wszystkiego dochodzi jeszcze odbieranie rodzicom prawa do wychowywania dzieci w zgodzie z własnymi poglądami (co na to prezydent – „strażnik Konstytucji”?).

Bon edukacyjny

O co chodzi z bonem edukacyjnym? Scentralizowana struktura szkolnictwa sprawia, że zarządzający szkołą nie mają potrzeby uwzględniania wymagań rodziców oraz podnoszenia jakości kształcenia. Prawdziwą reformą – i możliwą nawet przy obecnej Konstytucji gwarantującej „darmowy” dostęp do oświaty – są bony edukacyjne.

Rozwiązanie takie polega na przekazaniu rodzicom określonej kwoty w formie bonu, którą mogą oni wykorzystać w wybranej przez siebie szkole – w tym w prywatnej. Dziś rodzice również mogą wybrać szkołę prywatną.

Jednak bez względu na to czy poślą dziecko do szkoły publicznej czy nie pieniądze na ten cel i tak są im zabierane w podatkach. To sprawia, że tylko bogatsi rodzice mogą sobie pozwolić na prywatną edukację, jest to rozwiązanie dyskryminujące.

Program bonów edukacyjnych – dostępny wszystkim rodzicom – stworzyłby ogromny zasób pieniędzy szukających dobrej oświaty. Pobudziłoby to znacznie konkurencję i innowacyjność, wywarłoby to presję na poprawę szkół publicznych, które przecież mogłyby istnieć w systemie bonów obok tych prywatnych.

Szkoły publiczne byłyby zmuszone znacząco polepszyć jakość i obniżyć koszty. W przeciwnym razie straciłyby wszystkich swoich klientów na rzecz alternatyw zapewnianych przez sektor prywatny, oferujących dzieciom nie tylko lepsze wykształcenie, ale też w korzystniejszej cenie.

Źródło: PAP, NCzas

REKLAMA