Już nie Chiny. Światowe szwalnie zmieniają lokalizację

galeria handlowa/fot. ilustracyjne/fot. pexels
Galeria handlowa/fot. ilustracyjne/fot. pexels
REKLAMA

Chiny powoli przestają być główną szwalnią polskich sieciówek. Oto gdzie powstają ubrania, które widzimy w sklepach.

„Business Insider” sprawdził jak pandemia wpłynęła na proces produkcji ubrań. Przykładem jest największa firma sprzedająca ubrania w Polsce, czyli LPP (Reserved, Cropp, House, Mohito i Sinsay – łącznie 866 sklepów w Polsce).

Okazuje się, że obecnie dostawy z Chin już tylko minimalnie wyprzedzają te z Bangladeszu. Co ciekawe, Bangladesz jest już drugim dostawcą w Unii Europejskiej, ale to w Polsce ma rekordowo wysoki udział w rynku.

REKLAMA

Dla porównania, w ostatnim roku obrotowym 2020/2021 z Chin pochodziło 34,7 proc. ubrań zamawianych przez LPP. W Bangladeszu było to 34,3 proc.

Natomiast w 2019 roku, czyli przed pandemią, z Chin firma sprowadziła 36,4 proc. ubrań, a z Bangladeszu 31,4 proc.

Jak ocenia „Business Insider” kryzys dał motywację do przenosin zamówień do innych krajów, tańszych i z krótszą trasą transportu. „Import z Bangladeszu niewielkiego kraju, który lata temu był symbolem biedy, wzrósł do Polski o aż 25,2 proc. w ubiegłym roku do 912 mln euro i stanowił aż 31 proc. naszego importu ubrań spoza Unii, a 10 proc. importu uwzględniając UE” – podkreśla portal.

W 2020 roku import z Chin wzrósł o 5,7 proc., czyli niewiele w porównaniu z Bangladeszem (+25,2 proc. rdr). Wyniósł 1 079 mln euro, czyli 36 proc. importu ubrań do Polski spoza Unii. Jednak nie tylko dostawy z Bangladeszu rosną w zaskakującym tempie.

Dynamiką wzrostu sprzedaży do Polski Mjanmy wyniosła +53 proc. (do 134 mln euro), a Turcji +26 proc. (do 228 mln euro). Położone Mjanma leży obok Bangladeszu i również ma dostęp do morza w Zatoce Bengalskiej, co skraca transport do Europy w porównaniu z chińskimi portami.

Źródło: Business Insider

REKLAMA