
Geje, lesbijki i transwestyci coraz częściej opuszczają Polskę. Wybierają m.in. Niemcy i Wielką Brytanię, gdzie mogą brać „śluby” i „normalnie żyć”.
Tygodnik „Polityka” opublikował wywiady z osobami LGBT, które zdecydowały się uciec z Polski. Geje, lesbijki i transwestyci z którymi rozmawiała gazeta przekonują, że w Polsce już nie da się żyć.
„Jesteś zamknięty w domu, trwa pandemia, a prezydent twojego kraju mówi ci, że nie jesteś człowiekiem. Jak miałam się czuć?” – żali się 31-letnia Marta Małachowska, która niedawno wyemigrowała ze swoją dziewczyną do Berlina.
Lesbijka jest „specjalistką ds. social mediów” (czyli zapewne umie wrzucać posty na Facebooka) i od wielu lat boryka się z depresją. Ucieczkę z Polski ze swoją „narzeczoną” rozważały od jakiegoś czasu.
Na podobny ruch zdecydował się pisarz Jacek Dehnel i jego kochaś. Trzy lata temu, w 15. rocznicę związku, zawarł w londyńskim ratuszu związek z Piotrem Tarczyńskim, a następnie przeprowadzili się i zamieszkali w Berlinie.
„Piszemy i tłumaczymy książki na polski rynek, gdy otworzą się granice, to będziemy jeździć do kraju na spotkania autorskie” – opowiada Dehnel.
Pisarz-gej wspomina, że na podobny ruch zdecydowali się jego przyjaciele: biochemik, który przeprowadził się z mężem do Londynu oraz architekt krajobrazu pracujący teraz w Niemczech.
Pisarz wprost dodaje, że walka toczy się nie o związki partnerskie ale „równość małżeńską”.
„Wyobraźmy sobie, że ktoś pozwala białym i czarnym łączyć się w pary, jednak – z powodów światopoglądowych – nie pozwala im na śluby, ale na „związki partnerskie”. To byłaby oczywista dyskryminacja” – mówi pisarz.
Być mężczyzną
Z kolei do Hamburga uciekła z suczką Bonnie Alexander Olbratovsky, ekspert ds. rekrutacji. W Polsce nie czuła się bezpiecznie z powodu swojej transpłciowości.
„A już o polskich lekarzach i urzędach mógłbym opowiadać godzinami. Raz lekarz polecił mi egzorcystę, kiedy indziej endokrynolog nie miała problemu, by zapytać mnie, w jaki sposób uprawiam seks i jak się czuję ze swoimi genitaliami. Żebym ja jeszcze przyszedł do niej po receptę na testosteron, ale ja tam byłem, bo mam problemy z tarczycą. Czułem się jak małpa w cyrku” – żali się transwestytka.
W Niemczech czuje się lepiej. Chwali się, że nawet lekarze robią adnotacje w dokumentach, aby zwracać się do niej jako mężczyzny.
„Lekarz zadzwonił nawet do laboratorium, by powiedzieć, że jego pracownicy mają zlekceważyć to, co widzą w systemie, a moje wyniki badań mają mieścić się w męskich pułapach” – chwali się Alexander.
Chwali też niemiecki rynek pracy. W ogłoszeniach o prace poszukuje się zawsze „mężczyzny, kobiety albo osoby innej tożsamości płciowej”, a pracownicy są równo traktowani, bez względu na ich płeć, orientację psychoseksualną, pochodzenie i wiarę.
Źródło: Polityka