Większość Irlandczyków z Północy twierdzi, że za 25 lat nie będą już obywatelami Wielkiej Brytanii

Flaga Irlandii, Flaga Gadsdena Źródło: Twitter
REKLAMA

Tym, co w stulecie powstania Irlandii Północnej łączy wszystkich mieszkańców, jest przywiązanie do procesu pokojowego, bo nikt nie chce powrotu do minionych problemów, ale jak tego uniknąć, jest już kwestią sporną – mówi prof. David Phinnemore z Queen’s University Belfast.

W poniedziałek przypada setna rocznica wejścia w życie w ustawy o rządzie Irlandii (Government of Ireland Act 1920), która ustanawiała samorząd w obu częściach, na które wyspa została podzielona, aczkolwiek w Irlandii Południowej ustawa faktycznie nigdy nie zaczęła obowiązywać. Natomiast w Irlandii Północnej na mocy tej ustawy powstał autonomiczny parlament, stąd data 3 maja 1921 r. jest przyjęta jako początek jest istnienia jako odrębnego bytu politycznego.

– Wszędzie na świecie trudno jest generalizować na temat takich jubileuszy, ale w Irlandii Północnej jest to szczególnie trudne, bo są bardzo odmienne narracje dotyczące tego, czym jest i czym powinna ona być. Dla tych, którzy identyfikują się jako unioniści, jest to znaczący moment, bo jest to stulecie Irlandii Północnej jako części Zjednoczonego Królestwa, dla nacjonalistów nie ma nic do celebrowania, nie uznają oni legalności podziału Irlandii sto lat temu, więc są obojętni na wydarzenia dotyczące stulecia – mówi w rozmowie z PAP Phinnemore.

REKLAMA

Za 25 lat będzie jedna, zjednoczona Irlandia?

Kilka dni przed jubileuszem północnoirlandzki ośrodek LucidTalk przeprowadził badania dotyczące odczuć mieszkańców prowincji na ten temat. Wynika z niego m.in., że gdyby teraz odbyło się referendum, za pozostaniem Irlandii Północnej w składzie Zjednoczonego Królestwa zagłosowałoby 49 proc. badanych, za przyłączeniem jej do Irlandii – 43 proc. Ale zarazem tylko 37 proc. pytanych uważa, że Irlandia Północna za 25 lat nadal będzie częścią Zjednoczonego Królestwa, a 51 proc. – że nie będzie.

Ale jak zwraca uwagę prof. Phinnemore odnosząc się do tych wyników, fakt, że większość ludzi sądzi, iż powstanie zjednoczona Irlandia nie jest równoznaczny z ich poparciem dla takiego rozwiązania. Przypomina, że z zgodnie z porozumieniem wielkopiątkowym brytyjski minister ds. Irlandii Północnej jest zobowiązany do rozpisania referendum, jeśli będą wyraźne dowody wskazujące, że większość jej mieszkańców opowiada za zjednoczoną Irlandią. – Nie jesteśmy na tym etapie, bo badania opinii publicznej nie wskazują, by była taka większość. Nie ma więc formalnych podstaw do rozpisania referendum – podkreśla.

Przyznaje on jednak, że jest kilka powodów, które zmieniają sytuację i nastroje w Irlandii Północnej. – Pierwszym są zmiany demograficzne, bo wiadomo, że proporcja ludzi, którzy się identyfikują jako nacjonaliści, rośnie. Tym, co również obserwujemy, jest reakcja ludzi na brexit. To zachęca do debaty na temat zjednoczenia i więcej ludzi zaczyna uważać, że ich interesy byłyby lepiej realizowane w zjednoczonej Irlandii. Zwłaszcza więcej młodych ludzi jest bardziej otwartych na tę ideę – wskazuje.

Irlandczycy dzielą się na nacjonalistów i unionistów?

Phinnemore dodaje, że istnieje tendencja, by uważać, że każdy w Irlandii Północnej jest albo nacjonalistą, czyli zwolennikiem zjednoczenia wyspy, albo unionistą, czyli opowiada się za utrzymaniem związków z Londynem, tymczasem to nie odpowiada prawdzie.

– Tym, co widzimy od mniej więcej dekady jest pojawienie się środka – ludzi, którzy niekoniecznie identyfikują się jako nacjonaliści albo unioniści. I jest to całkiem duża mniejszość. Zatem są trzy grupy: nacjonaliści, unioniści i ci, którzy nie zaliczają się do jednych ani drugich, a swoją tożsamość określają jako północnoirlandzką lub jednocześnie brytyjską i irlandzką. To ma miejsce zwłaszcza w młodszych pokoleniach – wyjaśnia politolog.

– Unioniści są naprawdę zaniepokojeni tym, że protokół i brexit podważają pozycję Irlandii Północnej w Zjednoczonym Królestwie. Zarówno ze względów handlowych, bo nowe przepisy utrudniają przepływ towarów między Wielką Brytanią a Irlandia Północną, ale także dlatego, że czują, iż Irlandia Północna jest traktowana inaczej niż reszta Zjednoczonego Królestwa. To napędza narrację, że rząd w Londynie nie jest naprawdę zaangażowany w podtrzymywanie obecnego statusu Irlandii Północnej, a porozumienie wielkopiątkowe jest w rzeczywistości drogą w jedną stronę do zjednoczonej Irlandii – mówi Phinnemore.

Jak ocenia, ta grupa, która nie identyfikuje się ani jako nacjonaliści, ani unioniści, przyjmuje bardziej pragmatyczne podejście i najważniejsza dla nich są stabilność i dobrobyt, natomiast mniej interesują ich konstytucyjne implikacje brexitu dla Irlandii Północnej. Jak podkreśla, ci ludzie będą mieli duże znaczenie dla przyszłości prowincji.

– W przeszłości opowiadali się oni raczej za tym, by Irlandia Północna pozostawała w składzie Zjednoczonego Królestwa, gdyż to było sposobem na zapewnienie stabilności i dobrobytu, ale teraz mogą zmienić zdanie i być bardziej otwarci na ideę zjednoczonej Irlandii. Częściowo na ich opinię wpływa poczucie, że brytyjski rząd mógł zrobić więcej, by uniknąć kontroli na Morzu Irlandzkim, nie mówiąc już o samej idei brexitu. Mogą oni nabrać przekonania, że interesy Irlandii Północnej lepiej będą realizowane w ramach zjednoczonej Irlandii – mówi Phinnemore.

Rozmówca PAP wskazuje, że bardzo trudno w tym momencie dostrzec rozwiązanie obecnej sytuacji, które satysfakcjonowałoby wszystkich, bo nieuniknioną konsekwencją brexitu jest to, że gdzieś muszą być kontrole graniczne. Zatem niezależnie co się zrobi, nie będzie sytuacji, w której wszyscy byliby zadowoleni i wyzwaniem jest to, jak sobie z tym poradzić.

Phinnemore podkreśla, że duże znaczenie dla przyszłości Irlandii Północnej mają też secesjonistyczne trendy w Szkocji i jej potencjalna niepodległość. – Dużo ludzi w Irlandii Północnej, którzy identyfikują się jako unioniści, odczuwa silne związki ze Szkocją, podobnie jak z całością Zjednoczonego Królestwa. Ale kulturowe, historyczne czy rodzinne więzy ze Szkocją są silniejsze niż z Anglią. Zatem dla wielu z tych ludzi niepodległość Szkocji postawiłaby istotne pytania o przyszłość prowincji jako części Zjednoczonego Królestwa składającego się tylko z Anglii, Walią i Irlandii Północnej – mówi.

– Wśród unionistów czy osób określających swoją tożsamość jako brytyjsko-północnoirlandzka może powstać poczucie, że lepiej być znaczącą mniejszością w zjednoczonej Irlandii niż malutką mniejszością w zdominowanym przez Anglię Zjednoczonym Królestwie. Wprawdzie już teraz jest ono zdominowane przez Anglię, ale Szkocja do pewnego stopnia stanowi przeciwwagę dla niej. W przypadku niepodległości Szkocji ta przeciwwaga zniknie, a Walia i Irlandia Północna pozostałyby małymi dodatkami – wskazuje.

Zarazem zaznacza, że znacznie łatwiej jest zmienić status Irlandii Północnej, bo zgodnie z porozumieniem wielkopiątkowym jest mechanizm przewidujący referendum w sprawie zjednoczenia Irlandii, a rząd brytyjski jest zobowiązany do respektowania jego wyniku, natomiast czegoś takiego nie ma w Szkocji, która nie ma mechanizmu automatycznie dającego jej prawo do secesji.

Źródło: PAP

REKLAMA