95. rocznica krwawego zamachu piłsudczyków na Polskę. Junta terrorystów Piłsudskiego przejęła władzę na 13 lat

Zamachowcy Jóżefa Piłsudskiego na Alejach Jerozolimskich Źródło: Wikimedia
Zamachowcy Jóżefa Piłsudskiego na Alejach Jerozolimskich Źródło: Wikimedia
REKLAMA

95 lat temu, 12 maja 1926 r., miejsce miało jedno ze smutniejszych wydarzeń w historii Polski. Uzurpator Józef Piłsudski na czele oddziału lewicowych terrorystów wystąpił przeciwko legalnemu rządowi Wincentego Witosa.

W konstytucji marcowej z 1921 r. rola prezydenta została mocno okrojona – co nie podobało się Józefowi Piłsudskiemu, który twierdził (zapewne słusznie), że bez problemu wygrałby w wyborach prezydenckich.

Naczelnik, który twierdził, że „tymi ręcoma” oddał Polsce wolność obraził się na Polaków i na kilka lat ukrył się w Sulejówku.

REKLAMA

Tam jednak najwyraźniej pielęgnował w sobie poczucie bycia zdradzonym i rozgoryczenie. A także knuł.

Wśród historyków trwają spory, w którym momencie marszałek podjął decyzję o powrocie do czynnej polityki. Lewica długo i wytrwale infekowała tkankę Wojska Polskiego. Wpływy w wojsku pozwalały stronnikom Piłsudskiego na obsadzanie wielu kluczowych stanowisk, m.in. w Okręgach Korpusów w Warszawie, Lublinie, Łodzi i na Kresach.

Sam Piłsudski coraz częściej wypowiadał się na łamach prasy, próbując zdestabilizować sytuację w państwie.

– Staję do walki, tak, jak i poprzednio, z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partii i stronnictw nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści – mówił w wywiadzie udzielonym „Kurierowi Porannemu” 10 maja 1926 r., tuż po powołaniu trzeciego rządu Witosa. Warto przeczytać to sobie w myślach z charakterystycznym akcentem innego wąsacza, który kilka dekad później twierdził, że „sam obalył komunizm”. Łatwiej wtedy zrozumieć charakter marszałka.

11 maja 1926 r. ustępujący ze stanowiska ministra spraw wojskowych gen. Lucjan Żeligowski zarządził manewry w okolicach Rembertowa, powierzając dowództwo nad zgromadzonymi tam oddziałami Piłsudskiemu.

Przeciwko jego decyzji bezskutecznie zaprotestowali oficerowie związani z obozem narodowym, m.in. pełniący funkcję szefa Sztabu Generalnego gen. Edmund Kessler. Nowy minister spraw wojskowych gen. Józef Malczewski polecił wspomnianym jednostkom powrócić do koszarów. Rozkaz ten nie został wykonany. W nocy w stronę stolicy zaczęły się kierować kolejne pułki dowodzone przez zdrajców Polski wiernych Piłsudskiemu.

12 maja przed południem Piłsudski ze swoim adiutantem wyjechał z Sulejówka do Belwederu, aby spotkać się z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim. Nie zastał go tam jednak, gdyż prezydent wyjechał do swojej rezydencji w Spale. Do rozmowy dwóch znających się od dawna polityków, którzy wspólnie pod koniec XIX w. kierowali Polską Partią Socjalistyczną, doszło ostatecznie jeszcze tego samego dnia ok. godz. 16 na moście Poniatowskiego.

Z relacji prezydenta Wojciechowskiego wynika, że rozmawiał z terrorystami tak, jak na to zasłużyli.

„Powitałem go słowami: Stoję na straży honoru wojska polskiego – co widocznie wzburzyło go, gdyż uchwycił mnie za rękaw i zduszonym głosem powiedział: – No, no! Tylko nie w ten sposób. – Strząsnąłem jego rękę i nie dopuszczając do dyskusji: – Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swych pretensji na drodze legalnej, kategorycznej odpowiedzi na odezwę rządu. – Dla mnie droga legalna zamknięta – wyminął mnie i skierował się do stojącego kilka kroków za mną szeregu żołnierzy”.

Wieczorem Piłsudski jeszcze raz próbował zastraszać prezydenta i rząd, ale polscy politycy pozostali nieugięci wobec gróźb terrorystów. Rozpoczęła się trzydniowa wojna domowa.

Prezydent i rząd byli przekonani, że dzięki wsparciu ściąganych do Warszawy oddziałów opanują sytuację. W nocy z 12 na 13 maja 1926 r. prezydent Wojciechowski wydał do armii odezwę, w której stwierdzał m.in.: „Stała się rzecz potworna – znaleźli się szaleńcy, którzy targnęli się na majestat Ojczyzny, podnosząc jawny bunt fałszywymi hasłami, uwiedli czystą duszę żołnierza polskiego i dali pierwsi rozkaz do rozlewu krwi bratniej”.

Po obu stronach konfliktu łącznie 379 osób (215 żołnierzy i 164 osoby cywilne), a około 1000 osób zostało rannych.

Niestety, piłsudczycy wygrali i zaledwie po 8 latach Polacy znów stracili wolność. Rządy lewicowej junty Piłsudskiego, znanej jako „sanacja”, trwały przez następne 13. ciężkich lat.

Źródło: PAP, NCzas

REKLAMA