Nie wiem, czy zdolni jesteśmy do buntu. Polacy kiedyś byli odważni [WYWIAD]

Andrzej Sośnierz/Fot. Wojciech Olkuśnik/PAP/walka z koronawirusem
Andrzej Sośnierz/Fot. Wojciech Olkuśnik/PAP
REKLAMA

Znam to wszystko z czasów komuny. Dla mnie to zastraszające déjà vu – mówi o powodach odejścia klubu z Prawa i Sprawiedliwości oraz bieżącej polityce w rozmowie z „Najwyższym Czasem!” Andrzej Sośnierz.

Rafał Pazio: Odszedł Pan z klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Czegoś się Pan przez te lata spodziewał? Co zawiodło?

Andrzej Sośnierz: Nastąpiło coraz większe rozchodzenie się tego, czego się spodziewałem, co było zapowiadane, z rzeczywistością. Sama nazwa Prawo i Sprawiedliwość nie była przypadkowa. Miała wyrażać główny motyw funkcjonowania. Wiele rzeczy dzieje się jednak inaczej. Myślałem, że będzie sprawne, uczciwsze państwo. Zapowiadano, że będą tropione jakieś mafie vatowskie. Proszę pokazać, gdzie te mafie są. Co to było? Nazwa też propagandowa. Chyba nie chodziło o mafie. Inne kwestie to przede wszystkim niesprawność w zarządzaniu ochroną zdrowia, niesprawność przy tłumieniu epidemii. Całkowity bezwład państwa w tym zakresie. Także niezdarne zarządzanie spółkami skarbu państwa. Centralizacja niedająca spodziewanych efektów.

REKLAMA

Niestety nieskuteczna reforma sądownictwa, która nie poprawiła niczego dla klientów poza wojnami na szczycie, zresztą też prowadzonymi dość niezdarnie i bez istotnych dla ludzi skutków. Państwo ma przede wszystkim chronić obywateli. Na to zbiera podatki, żeby za te podatki państwo funkcjonowało i realizowało zadania, których nie może zrealizować pojedynczy obywatel. Czy uchroniliśmy Polaków przed zgonami? Umarło dużo więcej, niż musiałoby umrzeć w czasie tej epidemii. Państwo nie spełnia swojej podstawowej roli, czyli ochrony życia obywateli. Do tego używanie haków na polityków. Znam to wszystko z czasów komuny. Dla mnie to zastraszające déjà vu.

Jednocześnie Prawo i Sprawiedliwość jako projekt polityczny trzyma się mocno i nadal ma wysokie notowania. Z czego wynika ten sukces?

Pierwsze ruchy wzbudziły nadzieję. I tak jesteśmy państwem w dużym stopniu socjalistycznym. Poprzednio mieliśmy sytuację, że pożytki z rozwoju gospodarczego, jakiekolwiek by tam były, czerpały wąskie grupy, oligarchiczne. Szybka próba naprawy tej sytuacji poprzez ponowną redystrybucję do szerszego grona obywateli, cokolwiek by powiedzieć, dała efekty. Poziom biedy się zmniejszył. Czy pochłonie go inflacja, to kolejny temat do dyskusji. Natomiast te ruchy spotkały się z przychylnym przyjęciem obywateli. To jest przyjemne otrzymywać różne dotacje i zresztą chodziło nie tylko o rozdawnictwo, ale o próbę szybkiego naprawienia pewnych dużych nierówności, które występowały poprzednio. Stąd ta przychylność ludzi. Także ciągle nadzieja na to, że zrealizowane zostaną patriotyczne cele. Wielokrotnie ten elektorat, ja zresztą też, mieliśmy nadzieję, że jednak państwo polskie będzie głównym celem. Będzie to państwo silne. Okazuje się, że mamy strasznie słabe państwo, które nie radzi sobie chociażby z epidemią.

Czy myśli Pan, że stratedzy Prawa i Sprawiedliwości znajdą kolejne rozwiązania, aby utrzymać przewagę?

– Ileż można redystrybuować? Czy będzie co rozdawać? Dodatkowo sprawy związane z epidemią prowadzone nietrafnie. Wielkie pieniądze przekazane przedsiębiorcom, ale nie tym, którym trzeba. Problem dotknął małą i średnią przedsiębiorczość, gdzie są miliony ludzi. A pieniądze trafiły do większych firm, które ulokowały je na kontach. Ponad 50 miliardów państwowej pomocy wylądowało w bankach. To znaczy, że pieniądze nie były potrzebne tak wielu przedsiębiorcom. Dostali ci, którzy nie potrzebowali dla przeżycia i przetrwania. Zawsze tak się dzieje, kiedy państwo tworzy wielkie projekty. Pomoc powinna trafić do małych przedsiębiorców.

Myśli Pan, że z tego narodzi się bunt, który może zmienić sytuację?

Mam małą nadzieję na bunt. Jeżeli Polacy pozwolili ostatnio, żeby umierać w takiej ilości, co wcale nie spotkało się z protestem, nie wiem, czy jesteśmy zdolni do buntu. Polacy kiedyś byli odważni. Teraz wydaje mi się, że zostali obezwładnieni.

Ma Pan jakąś nadzieję na zmianę?

Moje wyjście i utworzenie nowego koła coś oznacza. Chcemy stworzyć na razie mały, ale prawdziwy prawicowy ośrodek, który będzie się trzymał jakiegoś programu i będzie jednocześnie propaństwowy. Będzie ośrodkiem myśli konserwatywnej. Gdybyśmy chcieli zaprosić kogokolwiek, nasze koło miałoby w tej chwili sześć-siedem osób. Uznaliśmy, że musimy mieć profil, wprowadzić porządek na tej scenie, bo jest wielki bałagan. Scena polityczna jest chaotyczna. Trudno ją zdefiniować. Gdyby zapytać kogoś, kto stwarza nadzieję, która formacja lub osoba budzi optymizm, ujmie polskie sprawy w swoje ręce i poprowadzi je dobrze, to nie bardzo jest kogo wskazać. Stąd nasza nazwa Polskie Sprawy.


POLECAMY W BIBLIOTECE WOLNOŚCI


Jak Pan odczytał wspólne głosowanie posłów Prawa i Sprawiedliwości i Lewicy w sprawie tzw. Funduszu Odbudowy?

To smutne, co zrobiła partia, która tak identyfikuje przeszłość, też nie do końca słusznie, bo poprzednia władza także coś zrobiła. Co prawda sprawy polityczne zależały od Moskwy, ale to inna sprawa. Państwo jakoś tam funkcjonowało. Zamiast podjąć działania, które zmniejszyłyby problemy posłów Solidarnej Polski, którzy się buntowali, wybrano mariaż z lewicą.

Jak Pan postrzega takie założenie, że postawa Solidarnej Polski wynika z pewnej kalkulacji i została zaakceptowana przez liderów Prawa i Sprawiedliwości, gdyż chciano zbudować formację w formacji, pokazać, że na prawo od PiS-u jest tylko Solidarna Polska, a nie Konfederacja?

Nie przypuszczam, żeby to była taktyka wymyślona w Prawie i Sprawiedliwości. Może wymyślono ją w Solidarnej Polsce, aby przejąć elektorat patriotyczny Prawa i Sprawiedliwości. Ale PiS płaciłby zbyt dużą cenę za to, żeby taką figurę utworzyć. Uważam, że napięcia między nimi są prawdziwe.

A jaką cenę PiS płaci? Wygrał głosowanie i może rządzić dalej.

To się jeszcze okaże. Jednak część elektoratu PiS-owskiego nastawiona antykomunistycznie, antylewicowo będzie z tym miała problem. Zobaczymy, jakie będą konsekwencje tego głosowania. Na ile będzie wykorzystywany mechanizm praworządności przy rozdziale środków. Może to się obrócić przeciwko Polsce i może być z tym gorzej. Ale co było największym problemem? Pomińmy, czy ukierunkowano te pieniądze we właściwe miejsca, a dyskusji na ten temat właściwie nie było. Ale w tym programie przewidziano uchwalenie szeregu ustaw, które pozwolą stworzyć warunki do wydania pieniędzy. Tylko my tych ustaw w ogóle nie znamy. Jeżeli ktoś teraz głosował za tym programem, to kiedy przyjdzie zła ustawa, będzie się mu mówić, że głosował za tym programem, więc ustawę też musi przyjąć. Poszliśmy w ciemno i będzie można szantażować posłów. Ja znam ustawy zdrowotne, które mogą za tym programem iść i są katastrofalnie złe. Dążą m.in. do upaństwowienia szpitali w formie pośredniej czy bezpośredniej.


PATRONATY NAJWYŻSZEGO CZASU!


Centralizacja, stworzenie agencji rozwoju szpitali w sytuacji, kiedy jeszcze niedawno mówiono, że w Polsce szpitali klasycznych mamy za dużo i trzeba je będzie likwidować. A my teraz będziemy rozbudowywać szpitale. Wydajemy pieniądze na rzeczy niepotrzebne. Jak coś się zbuduje, wszyscy się będą cieszyć, a czy to potem będzie ekonomiczne, inna sprawa. Głosując za tym programem, głosowalibyśmy za tymi ustawami, które wiem, że są złe. To jest ogromny mankament sposobu konstruowania tego projektu.

Mówiliśmy o prawej stronie sceny politycznej. Tam jest Konfederacja. Kibicuje Pan tej formacji?

Oczywiście. Dla mnie to jedno z bardziej autentycznych ugrupowań. Trzyma kierunek. Jest skrajne. Z tym polemizuję. Trzeba być skłonnym do kompromisów. W polityce nie da się jakiejś idei zrealizować w czystej postaci. Czasami można wydrzeć coś w otoczeniu nie do końca zreformowanym. Nie wszystkie sprawy da się przeprowadzić w triumfalnym marszu radości. System trzeba czasami zmieniać po kawałku.

rozmawiał Rafał Pazio


REKLAMA