Absurdalnie wysokie premie covidowe dla lekarzy. Nawet 15 tys. zł za dyżur. „Cwaniactwo, roszczeniowość, dantejska walka o dodatki”

Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay
Zdjęcie ilustracyjne: Pixabay
REKLAMA

„Wystarczy jeden dyżur w miesiącu na oddziale covidowym, jeden kontakt z pacjentem i do kieszeni lekarza wpada dodatkowe 15 tys. zł. To efekt polecenia ministra zdrowia, które zaczęło obowiązywać 1 listopada. Tylko do końca marca w całym kraju na dodatki przeznaczono ponad 4 mld zł” – donosi Onet.pl.

– Niektórzy lekarze cwaniakują, są roszczeniowi i skaczą między jednym szpitalem, a drugim. Tu dyżur, tam dyżur covidowy, bo takie dodatki mogą dostać w kilku szpitalach w miesiącu. Nikt tego nie kontroluje, a publiczne pieniądze, pod szczytnym hasłem walki z pandemią, są wożone niemalże taczkami – tymi słowami portal zacytował dyrektorów szpitali.

Od 1. listopada lekarze zajmujący się epidemią covid-19 zaleźli się w innej rzeczywistości. Minister zdrowia Adam Niedzielski posunął się do przyznania medykom gigantycznych premii, żeby zachęcić ich do pracy z zakażonymi koronawirusem. Okazuje się, że lekarz za jeden tylko dyżur covidowy może zgarnąć nawet 15 tys. zł w danej placówce. Takich dyżurów może wziąć więcej w innych szpitalach.

REKLAMA

– Nie powiem tego pod nazwiskiem, bo lekarze mnie rozszarpią. Ale znam takich, co obskakują różne szpitale jednego miesiąca. Oczywiście nie w każdym dostaną po 15 tys. zł dodatku, bo to zależy od pensji, jaką pobierają w danej lecznicy. Ale czy taki był cel ministerstwa, aby szerzyło się cwaniactwo? – pyta jeden z dyrektorów, który rozmawiał z Onet.pl. Podkreślił, że to marnotrawco publicznych pieniędzy i dziwi się, że do tej pory ten temat nie rozbrzmiał w mediach.

Wedle polecenia szefa resortu zdrowia lekarz, który „bohatersko” podjął się leczenia pacjenta covidowego mógł liczyć na 100 proc. dodatku do pensji, ale nie więcej niż 15 tys. zł w miesiącu. Ci którzy zarabiają najwięcej mogli więc liczyć na tak gigantyczne dodatki.

– Powiem to panu na offie. Polecenie ministra nie ma żadnej podstawy prawnej. To taki sobie komunikat odnoszący się do ustawy, żadne rozporządzenie. Na mocy takiego pisemka do kieszeni lekarzy idą setki tysięcy złotych. Specjalnie się tym jednak nie martwimy, zarabiają przecież nasi ludzie, nasze załogi – opowiadał dziennikarzowi Onetu dyrektor jednego ze szpitali.

Polecenie ministra objęło też pielęgniarki, ratowników medycznych oraz np. osoby wykonujące zdjęcia RTG czy psychologów. Dochodziło do takich absurdów, że osoba, która wykonała dwa zdjęcia RTG pacjentom covidowym dostawała premię. Dopuszczone do źródełka nie zostały za to salowe, które mają częsty kontakt z pacjentami, ani nawet kierowcy karetek.

– Od listopada mamy do czynienia z paranoją. Nie tylko podzielono pracowników na tych, którzy dostają zdecydowanie zbyt wiele i na tych, który nie dostają nic za pracę z pacjentami covidowymi – podkreślał Paweł Daszkiewicz, dyrektor Szpitala im. Jonschera w Poznaniu. Tłumaczył, że taki stan rzeczy rodzi konflikty i pretensje. Polecenie ministra jest absurdalne. Nie dość, że nie wprowadziło równości, to jeszcze proporcjonalność jest poważnie zaburzona.

– Nieważne czy masz jeden dyżur w miesiącu czy pięć, masz taki sam dodatek. Niektórzy są przy tym bardzo roszczeniowi, dantejsko walczą o te dodatki. Tylko raz dotkną pacjenta w izbie przyjęć, już wołają: mnie się należy. Nie ma zmiłuj. A przecież to publiczne pieniądze, nas wszystkich – tłumaczył dyrektor.

Zasady ustanowione przez Niedzielskiego są bardzo mało precyzyjne, bo stanowią, że kontakt z pacjentem covidowym ma być „bezpośredni i nieincydentalny”. Ciężko zinterpretować w każdej sytuacji czy dodatek się należy czy też nie.

Dodatki covidowe okazały się więc okazją dla cwaniaków, a o tym jak zasady ich przyznawania są absurdalne najlepiej świadczą liczby. „Przykładowo w szpitalu wojewódzkim w Lesznie na dodatki, od listopada do marca, przeznaczono 19,2 mln zł. Z kolei na leczenie covidu u pacjentów ponad połowę mniej, bo 8,4 mln złotych. Szpital wojewódzki w Poznaniu na dodatki przeznaczył 15,5 mln zł, a na leczenie 2,8 mln zł. Takich przykładów można podać znacznie więcej” – wylicza Onet.pl.

REKLAMA