Covidowa panika mediów. W d***kracji rządzą głupcy

Janusz Korwin-Mikke.
Janusz Korwin-Mikke. / foto: PAP
REKLAMA

W dniu, w którym to piszę (6 maja A.D. MMXXI), w Polsce na COVID zmarło 581 osób. Tymczasem prasa trzęsie się od informacyj o dramatycznej sytuacji w Indiach – gdzie zmarło 3800 osób.

Dramat – istotnie. Tyle że w Indiach mieszka 1,3 mld ludzi – a w Polsce 37 milionów. Prosty rachunek pokazuje, że te 3800 odpowiada śmierci w Polsce 108 osób.

Czyli w Polsce, w której szarogęsi się „Zjednoczona Prawica”, jest sześć razy gorzej niż w Indiach…

REKLAMA

Może ujmijmy to inaczej. Indie to teraz 28 stanów: Āṁdhra Pradeś, Aruṇācal Pradeś, Assam, Bengal (Zachodni!), Bihār, Ćattīsgaṛh, Goa (od 2020 r.), Gudźarāt, Hariyāṇā, Himāćal Pradeś, Dźhāṛkhaṁḍ, Karṇāṭaka, Kerala, Madhya Pradeś, Mahārāṣṭra, Maṇipur, Meghālaya, Mizorām, Nāgālaiṁḍ, Orissa (Uṛīsā), Pendżab, Radżastan, Sikkim, Tamil Nādu, Telangana, Tripura, Uttarākhaṁḍ, Uttar Pradeś; i osiem terytoriów: Aṁdamāny i Nikobāry, Ćaṁḍīgaṛh, Dadra Nagarhaveli Damão i Diu (od 2020 r.), Dżammu i Kaszmir, Ladakh, Lakszadiwy, Pondicherry oraz Delhī. Gdyby wrócili bezprawnie wyrzuceni maharadżowie i radżowie i te 36 krajów odzyskało niepodległość, to w każdym z tych państw średnio umierałoby dziennie około stu osób – i pies z kulawą nogą by się żadnym z nich nie zainteresował.

Proszę zauważyć, że na czołowych miejscach w konkurencji „Liczba zgonów na tysiąc mieszkańców” znajdują się kolejno: 1)Węgry, 2) Gibraltar, 3) Czechy i Morawy, 4) San Marino oraz 5) Bośnia i Hercegowina – i nikt się tymi liderami nie przejmuje! Czytamy o tragedii w Brazylii, w USA, Wielkiej Brytanii – a teraz dziennikarze pożywiają się na trupach z Indyj.

To wspaniała ilustracja tezy, że w d***kracji rządzą głupcy, którzy widzą tylko Rzeczy WIELKIE. Jeśli dziś w Polsce w każdym powiecie zginie pod kołami samochodów po jednej osobie, to nikt tego nie zauważy. Jeśli jednak zginie tylko 50 (czyli pięć razy mniej), ale za to w Jednym Dużym Wypadku – to przyleci dwóch ministrów, premier i prezydent; wszyscy będą lali krokodyle łzy nad trupami – i obiecywali, że dołożą wszelkich starań, by taki przypadek więcej się nie zdarzył.

I jeśli w następnym roku taki przypadek się nie zdarzy – ale za to w każdym powiecie będą dziennie ginąć po dwie osoby – to dziennikarze odnotują Ogromny Sukces?

Nie. Bo pod koniec roku zajrzą do rocznika statystycznego i zobaczą, że liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych wzrosła dwukrotnie.

Bo wtedy to będzie Duża Liczba.

Jest to paradoks. Teoretycznie dziennikarze powinni nam donosić codziennie, co się dzieje w moim powiecie. Tymczasem obecnie – jako osoby wszechstronnie wykształcone i wiele wiedzące – zamiast podawać informacje, zajmują się kształtowaniem opinii.

Pomińmy dziennikarskie prostytutki, które za pieniądze otrzymywane od „naszego rządu”, od rządów obcych, od wielkich korporacyj czy skromnych średnich firm zachwalają swoich forsodawców. Tu piszę o dziennikarzach, którzy mają wolną i dobrą wolę, by pisać swoim czytelnikom prawdę. I – w swoim mniemaniu – to robią. Zapominając wszelako, że ulegają optycznemu złudzeniu.

Przestrzeń, w której żyjemy, dzieli się na jednostki geograficzne, administracyjne i inne. I to zniekształca nam widzenie przestrzeni. Na przykład urzędnik czy polityk gotów jest postawić (za państwowe pieniądze) szpital w powiecie Pcim Górny i drugi w powiecie Pcim Dolny. Jeśli jednak miasta te zostaną scalone w jeden powiat pcimski, to najprawdopodobniej powstanie tam tylko jeden szpital – jako żywo „powiatowy”.

Pamiętam sprzed lat podobny spór w Bieszczadach podczas kolejnej reformy administracyjnej. Chodziło bodaj o Lesko i Sanok, ale to nieważne – ważne jest, że mieszkańcy miasta twierdzili, że jeśli nie będzie ono siedzibą powiatu, to „zabiorą nam szpital”.

Bo w Polsce szpitale powstają nie tam, gdzie są chorzy – tylko tam, gdzie jest centrum administracji!!


POLECAMY W BIBLIOTECE WOLNOŚCI


Oczywiście wynika to z tego, że są to szpitale tworzone przez urzędników państwowych. Gdyby zlikwidować te brontozaury, stegozaury i brachiozaury, to Polska pokryłaby się siecią WIELKICH, średnich i małych klinik i szpitali – przy czym przy lokalizacji nikt nie zastanawiałby się nad dopasowaniem tej sieci do granic administracyjnych. Nikogo by nie obchodziło, czy w tym powiecie jest pięć razy więcej szpitali niż w tamtym. Nikt zresztą nie byłby właścicielem tej sieci – i w ogóle w porządnym wolnorynkowym państwie nikt by nie wiedział, że w Polsce istnieje „sieć placówek” licząca…

Bo w normalnym państwie tylko chorzy interesują się tylko tym, gdzie w okolicy znajduje się właściwa placówka medyczna! Natomiast liczba tych placówek w Polsce nikogo by nie interesowała. Zresztą państwo nie płaciłoby na taki dziwoląg jak GUS – bo nikomu nie byłyby potrzebne informacje z GUS-u płynące!

Powiedzmy, że na Ukrainie jest dwa razy mniej klinik niż w Polsce – i jutro przyłączamy do Rzeczypospolitej Ukrainę (rozsądni Ukraińcy będą zachwyceni – bo przecież Rosja nie napadnie na państwo należące do NATO!). I teraz w Polsce dziennikarze będą rozpaczać, że jeszcze tydzień temu mieszkali w państwie mającym 16 szpitali na milion mieszkańców, co dawało nam VII miejsce wśród krajów Unii Europejskiej – a teraz są obywatelami państwa, w którym jest tylko 12 szpitali na milion mieszkańców i spadliśmy w tej konkurencji na XXIII miejsce w UE…


PRZEDSPRZEDAŻ: JEDWABNE. HISTORIA PRAWDZIWA SPRAWDŹ SZCZEGÓŁY


Tymczasem oczywiście ani w Polsce, ani na Ukrainie nie zmieniło się NIC. Podobnie jak w Indiach po podziale na 36 państw.

Ciekawe przy tym, czy dziennikarze ukraińscy zaczęliby nagle dostrzegać te i podobne „korzyści z przyłączenia Ukrainy do kraju będącego członkiem UE”.

Na zakończenie: czy nigdy nie zastanowiło Państwa, że dziennikarze badają, jaka jest gęstość np. sklepów czy klinik w gminach, powiatach i województwach – a nikogo nie interesuje, jak ta sprawa wygląda w poszczególnych parafiach, dekanatach i diecezjach?? Może tu są jakieś ciekawe rozbieżności?

Janusz Korwin-Mikke


REKLAMA