Złe wieści dla „obrońców praw zwierząt”. Mięsożercy mają się dobrze

Karp w wodzie. Foto. ilustracyjne. Fot:. Pixabay
Karp w wodzie. Foto. ilustracyjne. Fot:. Pixabay
REKLAMA

Trwa ofensywa „obrońców praw zwierząt”. Eurodeputowana Sylwia Spurek właśnie stwierdziła na Twitterze: „Świnie, krowy, kury, dziki, karpie, inne zwierzęta – nie są rzeczami, żyją dla siebie, nie dla ludzi. Przyrodzona, niezbywalna, powszechna, nienaruszalna godność powinna być źródłem ich praw. W Dniu Praw Zwierząt popatrzcie na swoje talerze i włączcie myślenie!”

Z kolei rozmaite ruchy specystów swoimi filmikami starają się w mięsożercach wywołać odruch wymiotny. Spurek wzywa nawet – „Go Vegan”, ale ta międzygatunkowa „Międzynarodówka” trzyma się na kruchych podstawach.

Trochę jak w wierszu Brzechwy: „kiedy ryby buntują się tylko na niby, żaby na aby-aby, a rak byle jak”….

REKLAMA

Okazuje się przy tym, że głośność i wszechobecność propagandy „animalistów” jest raczej nieproporcjonalna do ich liczebności.

Nasi koledzy z portalu FL24 w oparciu o dane francuskiego instytutu statystyki INSEE sprawdzili, że 89% Francuzów twierdzi, że lubi mięso, 90% uważa, że ​​można jeść mięso i szanować dobrostan zwierząt, a 79% uważa, że ​​jedzenie mięsa jest niezbędne dla dobrego zdrowia. I… tylko 2% twierdzi, że mięsa nigdy nie je!

Tylko dwa procent! W dodatku apele Spurek i jej podobnych są na tyle głupie, że raczej tych proporcji nie poprawią. Nawet codzienne oduraczanie eko, zantropomorfizowane obrazki miłych zwierzątek, czy horrory filmowe z różnych rzeźni, jakoś się przebić nie potrafią i gustów nie zmieniają.

Eurodeputowana S. proponuje „włączenie myślenia,” ale wtedy może się okazać, że całą tą antymięsną farsą stoi potężne lobby produkcji sztucznego mięsa.

Np. za działalnością francuskiego stowarzyszenia L214 zajmującego się „obroną praw zwierząt” stoi amerykańskie lobby „Otwarty Projekt Filantropii” (OPP). Za nią niejaki Dustin Moskovitz, a za nim projekty Good Food Institute obliczone na miliardowe zyski z produkcji sztucznego mięsa.

No i okazuje się, że dobrymi intencjami wybrukowane jest piekło, a hojne dotacje dla „obrońców praw zwierząt” to nie żadna „filantropia”, ale bezwzględna walka o nowy biznes i miliardowe zyski w przyszłości.

Poza tym jednak ciągle bardziej sprawdza się hasło „przez żołądek do serca”, niż bajdurzenia o „nienaruszalnej godności” dzików i karpi… Mięsożercy ciągle górą i nawet zwykle „postępowi” Francuzi okazują się tu „konserwatystami”.

REKLAMA