Popłoch w ABW. Białoruski dziennikarz Raman Pratasiewicz miał mieć „parasol” polskich służb

ABW Źródło: PAP
ABW Źródło: PAP
REKLAMA

Białoruski dziennikarz i opozycjonista Raman Pratasiewicz miał być pod „parasolem” polskich służb. Po brawurowym akcie, nazywanym „terrorystycznym”, i ściągnięciu przez Białorusinów samolotu z nim na pokładzie, do siedziby ABW miało zjechać całe jej kierownictwo.

„Według informacji o2.pl Pratasiewicz był pod opieką największej polskiej specsłużby, odpowiedzialnej za kontrwywiad. Przynajmniej w Polsce. Kiedy przebywał na Litwie, za jego ochronę odpowiadać mieli Litwini. Co ciekawe, Pratasiewicz nie otrzymał statusu azylanta politycznego w Polsce, natomiast na Litwie – tak. I dlatego od kilku miesięcy prymat w działaniu ma służba litewska” – czytamy na portalu.

Po zatrzymaniu dziennikarza całe kierownictwo ABW pojawiło się w siedzibie Agencji. – Całą noc intensywnie pracowali – przekazał informator o2.pl. Z ustaleń portalu wynika, że ochrona białoruskich dysydentów mogła być koordynowana przez Amerykanów. Na pokładzie samolotu mieli znajdować się też obywatele USA.

REKLAMA

Portal podkreśla, że sytuacja, w której wojskowy samolot przechwytuje maszynę rejsową, musiała zostać ustalona na najwyższych szczeblach białoruskiej władzy.

Wiele wskazuje na to, że Pratasiewicz mógł potrzebować ochrony służb, bo od dawna otrzymywał pogróżki. Te zaczęły się zaraz po wyborach prezydenckich na Białorusi, czyli latem ubiegłego roku.

Pratasiewicz miał obawiać się porwania, również na terenie Polski czy Litwy. „Obecnie każde działanie władz białoruskich, włącznie z porwaniem z terenu Polski lub Litwy człowieka, jest możliwe” – miał powiedzieć dla o2.pl były oficer polskiego wywiadu.

Podczas gdy Pratasiewicz przebywał w naszym kraju, istniało duże ryzyko, że on i Sciapan Puciła mogą zostać uprowadzeni. Zastraszani byli też inni dziennikarze serwisu Nexta. – Były poważne obawy o jego zdrowie i życie – mówi o2.pl Aleś Zarembiuk, prezes warszawskiej fundacji Białoruski Dom. Również po porwaniu Pratasiewicza, Puciła miał otrzymać pogróżki.

Otrzymał ponoć wiadomość, że nie dożyje do końca roku i zostanie zastrzelony w Warszawie. – Bardzo obawiamy się o życie i bezpieczeństwo Sciapana. On jest na celowniku od sierpnia ubiegłego roku – dodał Zarembiuk.

Poinformował też, zwrócono się do Komendy Stołecznej Policji z prośbą o ochronę dla Puciły. Otrzymał ją na kilka miesięcy, ale już jej nie ma. A teraz – jak podkreśla Zarembiuk – znowu może być potrzebna.

– Dla Łukaszenki i jego reżimu zrobić coś w Polsce Sciapanowi to wielkie zwycięstwo propagandowe – przekonuje białoruski działacz.

 

REKLAMA