Dawni opozycjoniści wkurzyli się na nowe mataczenie w sprawie Stanisława Pyjasa

Pyjas
Tablica na Szewskiej 7 w Krakowie Fot. Wikipedia
REKLAMA

„Przez ostatnią dekadę w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa nikt nie przedstawiał przebiegu wydarzeń zgodnego z „oczekiwaniami” esbeków. Dopiero w ostatnich dniach powróciła do tego w swojej publikacji Galeria Bunkier Sztuki z Krakowa. Nie rozumiem, dlaczego galeria przypisuje sobie kompetencje śledcze” – powiedział w wywiadzie dla PAP Bronisław Wildstein, działacz opozycji niepodległościowej w czasach PRL, pisarz, publicysta, kawaler Orderu Orła Białego.

Mocno „progresywna” galeria Bunkier Sztuki i „Gazeta Wyborcza” piórem Wojciecha Czuchnowskiego powielają wersję SB z czasów PRL o śmierci krakowskiego opozycjonisty Stanisława Pyjasa w 1977 r.

Tezy takie zdenerwowały wcześniej także posła PO Bogusława Sonika, który zarzucił Czuchnowskiemu, że powiela „ubecką wersję śmierci” studenta. Zdaje się, że pewne środowiska przystąpiły do „demitologizacji” opozycji z lat PRL, ale jej działacze ciągle jeszcze żyją i mogą przeciwdziałać. „Wyborcza”, która dała schronienie agentowi Maleszce ma akurat najmniejsze prawo do rewizji historii. Niektórzy jednak wstydu nie mają, ani za brata, ani za pracowników…

REKLAMA

Bronisław Wildstein udzielił wywiadu w tej sprawie PAP i przypomniał, że „tuż po odnalezieniu ciała ukazały się w lokalnej prasie informacje, że Pyjas był pijany i spadł ze schodów. To samo w sobie było szokujące. Mimo że był to PRL, to przecież w przypadku tego rodzaju zdarzeń trzymano się procedur. Tutaj zupełnie je pominięto. Jako jego przyjaciele szybko porozumieliśmy się z rodziną i kurią krakowską, która zaproponowała nam wsparcie adwokata Andrzeja Rozmarynowicza. W ten sposób zyskaliśmy wgląd w śledztwo”. (…)

„Władze prowadziły je w sposób dowolny, m.in. blokując wszystkie wnioski adwokata. Było jednak jasne, że wersji śmierci na skutek upadku ze schodów nie sposób obronić. Stanisław Pyjas nie mógł odnieść takich obrażeń. Na niekorzyść takich twierdzeń wskazywało również ułożenie ciała. Wybrano więc absurdalną wersję upadku na posadzkę, połamania kości czaszki i uduszenia się krwią. Tuż po śmierci Stanisława Pyjasa udało mi się przekupić dozorcę kostnicy, który mnie, mojej żonie oraz naszemu przyjacielowi pokazał jego zwłoki. Ujrzałem twarz człowieka zatłuczonego” – kontynuuje były opozycjonista.

„We wrześniu 1977 r. oficjalnie zakończono sprawę. W PRL żaden innych przebieg wydarzeń nie mógł zostać uznany za obowiązujący, ale istniały też środowiska, które posuwały się dalej. Wśród nich tygodnik „Polityka”, który w artykule ówczesnego redaktora naczelnego Mieczysława F. Rakowskiego wzywał do pociągnięcia do odpowiedzialności tych, którzy dążyli do wykorzystania tej śmierci do swoich celów politycznych. Autor miał na myśli oczywiście nas” – mówi Wildstein.

Dalej przypomina o śmierci Stanisława Pietraszki, który jako ostatni znajomy widział żywego Stanisława Pyjasa i mataczenie władz. Po 44 latach bezczelnie wrócono do ubeckiej wersji. Wildstein mówi, że do tej pory próby obrony stanowiska dawnego reżimu nie dostrzegł. Przypomina, że prof. Zdzisław Marek, były szef Zakładu Medycyny Sądowej i „esbecki ekspert”, wygadał się po 1990 roku, że „ktoś Pyjasowi dał w mordę”.

„W kolejnych latach praca dziennikarzy i dokumentalistów, którzy zajmowali się tym morderstwem, przyczyniła się do tego, że prawda o tej sprawie stała się powszechnie znana. Nie udało się co prawda ustalić wielu szczegółów, ale było jasne, że Stanisław Pyjas został zamordowany” – dodaje pisarz i dziennikarz. Istnieją mocne poszlaki dotyczące przebiegu wydarzeń, m.in. tego, że do końca był śledzony przez SB.

Galeria Bunkier Sztuki z Krakowa i Maria Anna Potocka zwróciła się do Bronisława Wildsteina z propozycją napisania artykułu do zbioru tekstów związanego z wystawą dotyczącą Stanisława Pyjasa. „Zakomunikowała mi, że w książce znajdą się teksty Lesława Maleszki i Jana Widackiego. Odmówiłem, bo nie chciałem znaleźć się w takim sąsiedztwie” – opowiada pisarz. Dodaje, że wbrew temu co w „Wyborczej” pisze Czuchnowski „nieprawdą jest, jakoby Maria Anna Potocka znała środowisko członków opozycji studenckiej, którego byłem częścią”.

Pada ważne pytanie, dlaczego właśnie teraz powstała publikacja podważająca, „reinterpretująca” dotychczasową przyjętą przez historyków wersję wydarzeń z maja 1977 r.? Bronisław Wildstein identyfikuje to jako jedną z ciągłych prób „reinterpretacji” historii, która trwa od upadku komunizmu. „Przez cały czas pojawia się przekaz, że tamten system nie był właściwie totalitarny ani taki straszny, jak malowali go opozycjoniści”.

Dawna nomenklatura broni swoich interesów i swojej wersji historii. J”ednym z narzędzi jest blokowanie prawdy lub dostępu do archiwaliów. Wciąż próbuje się zdezawuować dokumenty policji politycznej, które są najbardziej wiarygodnym przejawem funkcjonowania systemów totalitarnych. W ten sposób ma zostać zablokowana prawda nie tylko o PRL, ale również o III RP, która w dużej mierze wywodzi się z tamtego systemu” – wyjaśnia Wildstein i dodaje, że „wciąż toczy się wojna kulturowa, której celem jest uderzenie w fundament pamięci narodowej”.

Dziwne to, o Bunkier Sztuki kierowany przez Marię Annę Potocką to instytucja publiczna. Autorzy wystawy i publikacji bezczelnie utrzymują, że ich celem jest „przywrócenie pamięci postaci Pyjasa”. Bronisław Wildstein wyjaśnia, że „cel książki jest dokładnie odwrotny: wykazanie, że Stanisław Pyjas zginął na skutek wypadku po pijanemu, a działania jego przyjaciół nie miały sensu. To próba dezawuowania jego pamięci”.

Źródło: PAP

REKLAMA