Tak było naprawdę. Dr Basiukiewicz ujawnia nieznane szczegóły

Dr Paweł Basiukiewicz/Fot. Dominik Cwikła ©
Dr Paweł Basiukiewicz/Fot. Dominik Cwikła ©
REKLAMA

Twitter próbuje zamknąć usta dr. Pawłowi Basiukiewiczowi. Elektrokardiolog pracujący na oddziale covidowym regularnie zabierał głos w sprawie koronawirusa i bezsensownego lockdownu. Jego konto zostało bezpowrotnie zawieszone.

– Nie wiem, co się stało. Dostałem informacje od Twittera na maila. Pierwsza była taka, że rzekomo złamałem zasady Twittera i ktoś był nękany przeze mnie, komuś nawet groziłem śmiercią, czy kalectwem. Potem dostałem drugą informację, że moje konto zostało permanentnie zablokowane ze względu na liczne złamania regulaminu zgłoszone przez liczne konta – mówi nam dr Paweł Basiukiewicz.

– I zamknęli. Dostałem informację, że konto zostało zamknięte nieodwołalnie – że jest „suspended and won’t be restored” – dodaje lekarz.

REKLAMA

Jak podkreśla, nic z tych rzeczy nie zrobił. – Nic takiego tak naprawdę tam nie zrobiłem. Nie groziłem nikomu śmiercią. Przecież wiem, o czym pisałem. Nie publikowałem też fakenewsów. Zawsze starałem się odnieść do publikacji – zaznacza.

Lekarz przypomina także szumne deklaracje ministra Adama Andruszkiewicza, który miał walczyć z cenzurą w mediach społecznościowych.

– Na początku 2021 r. (gdy jeszcze nie przebrzmiały echa likwidacji kont prezydenta USA Donalda Trumpa na Facebooku i Twitterze), Pan Minister Adam Andruszkiewicz zapowiedział cenną inicjatywę stworzenia mechanizmu ochrony wolności słowa w internecie. Pisał kiedyś o tym, że to nie powinno tak być, że jest cenzura, która jest wprowadzana przez portale społecznościowe, czy aplikacje – wskazuje lekarz. – Teraz byliśmy tego świadkami – kwituje.

Zdaniem lekarza możliwy jest także scenariusz, w którym doszło do ataku spamowego. – Możliwe też jest takie rozwiązanie tej zagadki, że bardzo dużo innych kont na raz złożyło jakieś zawiadomienie, że są „nękani” przeze mnie. Może wtedy konto jest automatycznie zawieszane. Po prostu – dodaje. Jak podkreśla, są to tylko przypuszczenia.

Dr Basiukiewicz zaznacza również, że nigdy wcześniej Twitter nie wysyłał mu żadnych ostrzeżeń. – Nigdy wcześniej nie dotarła do mnie żadna informacja, z której by wynikało, iż łamię regulamin, nie miałem nic takiego – mówi.

Odnosi się także do doświadczeń z innym portalem społecznościowym. – Na Facebooku jeden z postów, post do strony WHO, został ukryty. Facebook mnie poinformował, że ukrył post, ponieważ może szerzyć niewiedzę. Ale na Twitterze nie było żadnej takiej sytuacji, nigdy – zaznacza.

– Nie dostałem żadnego ostrzeżenia, żadnego monitu. Wręcz sam zgłosiłem ze trzy czy cztery konta, profile anonimowe, które wysuwały groźby w moim kierunku. Natomiast ja nie miałem nigdy w życiu takiej informacji, żadnego ostrzeżenia, żadnego twitta nie zawieszono – nic mi o tym nie wiadomo – przyznaje.

– Nie dostawałem żadnych informacji, nic. Nie było żadnych przesłanek. Nagle po prostu konto zostało nieodwołalnie zawieszone – zaznacza.

Dr Basiukiewicz wrócił jednak na Twittera. Na razie nie pod swoim nazwiskiem. – Nie wiem, przyznam się, czy to ma jakiś sens. Taka aktywność ma sens, jeżeli jest robiona pod szyldem własnego imienia i nazwiska, a nie pseudonimem. Ja się nazwę tak jak się nazywam i zobaczymy, co na to Twitter. Czy te algorytmy jednak mnie nie wywalą z powrotem – mówi.

– To nie jest żadna konspiracja. Nie jestem żadnym konspiratorem. Otwarcie mówiłem, co mam do powiedzenia. Nie ma co się bawić w ciuciubabkę – podkreśla.

– Natomiast rzeczywiście ta propozycja pana ministra Andruszkiewicza, żeby w jakiś sposób wpłynąć – nie wiem tylko w jaki – na to, żeby nie cenzurować wypowiedzi, żeby zostawić wolność wypowiedzi (w mediach społecznościowych – przyp. red), to jest świetna inicjatywa. To nie są przecież wypowiedzi, które komuś grożą, które są niezgodne z prawem. Niech pan minister tam działa. Bardzo to jest cenne – podsumowuje dr Paweł Basiukiewicz.

REKLAMA