Zmarła po szczepieniu na COVID-19. Kilkadziesiąt minut czekała na ratowników

Karetka pogotowia ratunkowego.
Karetka pogotowia ratunkowego. (Fot. PAP)
REKLAMA

Zlecono kontrolę ws. pacjentki, która zmarła po szczepieniu na COVID-19, czekając bardzo długo na wezwaną karetkę.

Chodzi o zdarzenie z 29 marca tego roku. Późnym wieczorem rodzina ok. 60-letniej kobiety wezwała telefonicznie pogotowie ratunkowe dzwoniąc do Centrum Powiadamiania Ratunkowego.

Kobieta źle się poczuła. Tego samego dnia, rankiem, była szczepiona przeciw COVID-19.

REKLAMA

Karetka długo nie przyjeżdżała, a stan kobiety pogarszał się z minuty na minutę. Jeden z członków rodziny był zmuszony ponownie zadzwonić na pogotowie – dopiero wtedy ambulans przyjechał natychmiast.

Ratownicy przez ok. godzinę prowadzili reanimację zaszczepionej, jednak kobieta zmarła.

Po północy do domu, wtedy już żałobników, przyjechała kolejna karetka – domownicy poinformowali spóźnionych ratowników, że kobieta, do której zostali wezwani dawno temu, zmarła.

Kontrola w pogotowiu

PAP zwróciła się do Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego (MUW) w Warszawie, któremu podlega Centrum Powiadamiania Ratunkowego o wyjaśnienia w tej sprawie. W odpowiedzi zespół prasowy wojewody poinformował, że MUW „przeanalizował szczegółowo historię zgłoszenia z 29 marca br. do pacjentki, u której zgłaszano duszności”.

Z przeprowadzonej analizy wynika – jak poinformował urząd – że pierwsza rozmowa z operatorem Centrum Powiadamiania Ratunkowego (CPR) odbyła się o godzinie 21:12:53 i trwała ok. 5 minut.

„W trakcie rozmowy operator zebrał wywiad medyczny od osoby zgłaszającej, następnie na jego podstawie zakwalifikowano zgłoszenie w kodzie pilności 2 (oznacza on niezbędny wyjazd zespołu ratownictwa medycznego do stanu nagłego zagrożenia zdrowotnego, wymagającego podjęcia medycznych czynności ratunkowych – PAP) i poinformowano o przyjęciu zgłoszenia o godz. 21:17:06 oraz rozpoczęto procedurę poszukiwania wolnego Zespołu Ratownictwa Medycznego (ZRM) zgodnie z kodem pilności” – czytamy.

„Prawidłowe działanie”

W ocenie służb wojewody „dyspozytor medyczny prawidłowo ocenił kod pilności zgłoszenia”. Jednak karetka nie pojechała do chorej, bo – jak wyjaśniono – „w przedziale czasowym, który dotyczy zgłoszenia wszystkie ZRM w Warszawie były niedostępne z uwagi na m.in.: realizowanie innych zgłoszeń lub były w trakcie dekontaminacji”.

„Następnie o godzinie 21:46:34 operator CPR odebrał ponowne zgłoszenie i na podstawie wywiadu medycznego niezwłocznie zakwalifikował je w kodzie pilności 1 (niezbędny natychmiastowy wyjazd zespołu ratownictwa medycznego, o najkrótszym przewidywanym czasie dotarcia na miejsce zdarzenia w związku ze stanem nagłego zagrożenia zdrowotnego, wymagającym natychmiastowego podjęcia medycznych czynności ratunkowych – PAP) o godzinie 21:47:50 i rozpoczął procedurę instruowania rodziny pacjentki w zakresie przeprowadzenia reanimacji do czasu przybycia zespołu ratownictwa medycznego – wyjaśnił zespół prasowy.

Zapewnił, że „od momentu przekazania zgłoszenia w kodzie pilności 1, zespół ratownictwa medycznego z Piaseczna dojechał do miejsca pobytu pacjentki w 13 minut, następnie podjął czynności ratunkowe”.

Według urzędu wojewódzkiego „każdy etap procedury, tj.: zbieranie wywiadu, dysponowanie ZRM, dojazd do miejsca zdarzenia został wnikliwie zbadany przez Mazowiecki Urząd Wojewódzki”.

„Czynności wykonywane przez dyspozytora medycznego w ocenie Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego były wykonywane zgodnie z obowiązującymi procedurami” – oceniono.

Zgodnie z wyjaśnieniami zespołu prasowego wojewody „później dyspozytor medyczny omyłkowo utworzył dodatkowe zlecenie wyjazdu pod adres pacjentki, u której wcześniej stwierdzono brak czynności życiowych, co skutkowało ponownym zadysponowaniem ZRM o godzinie 00:03.”

Źródło: PAP

REKLAMA