
Prestiżowy amerykański University of Princeton ogłosił, że znacząco modyfikuje część swoich programów. Celem modyfikacji jest „walka z systemowym rasizmem” w murach uniwersytetu. Ofiarami tej walki padną m.in. kursy… łaciny i greki.
Lewica i „antyrasiści” na fali ruchu Black Lives Matter sieją spustoszenie na uczelniach w USA. Ich władze ulegają presji i starają się uczynić uniwersytety jeszcze bardziej „inkluzywnymi”. Uniwersytet Princeton, którego absolwentami byli przecież Michelle Obama, czy Jeff Bezos, nie chce pozostać w tyle.
Dlatego modyfikuje niektóre ze swoich programów nauczania. Informuje o tym strona dla absolwentów. Celem zmian jest spełnienie woli walki z „systemowym rasizmem”. Tak więc, jeśli chodzi o studiowanie literatury starożytnej lub religioznawstwa, uniwersytet zdecydował się znieść obowiązek studiowania… łaciny i greki.
Filolog klasyczny bez znajomości klasycznych języków to przykład skutków wejścia na uczelnie skrajnie lewicowego obskurantyzmu. W tym przypadku mamy „postęp”, ale nieuctwa.
Inną ważną zmianą jest narzucenie studentom politologii w Princeton nowego „progresywnego” przedmiotu. Chodzi o nowy kurs zatytułowany „Rasa i polityka”. Mają się nauczyć, że „polityka rasowa leży u podstaw politycznej historii Stanów Zjednoczonych”. U nas za komuny był obowiązkowy kurs marksizmu-leninizmu, ale Amerykanie weszli na podobną ścieżkę indoktrynacji ideologicznej.
Reformy zainicjowane przez Princeton University są następstwem przemówienia jego prezydenta Christophera L. Eisgrubera. Kilka miesięcy temu obiecał „walkę z rasizmem i nierównościami” na uczelni i słowa dotrzymuje. Co prawda, nie wyjaśnił jak nauka łaciny lub greki przyczynia się do utrwalania „systemowego rasizmu”, ale można się domyślać, że to pewnie języki zbyt „białe” i zbyt „elitarne”.
Źródło: Valeurs