Makabryczny spadek po eugenice. Szczątki ludzkie na terenie kampusu to ofiary doktora Mengele

Od lewej: Richard Baer (komendant Auschwitz), dr Josef Mengele i Rudolf Hoess (były komendant Auschwitz). Foto: wikimedia
Od lewej: Richard Baer (komendant Auschwitz), dr Josef Mengele i Rudolf Hoess (były komendant Auschwitz). Foto: wikimedia
REKLAMA

Szczątki znalezione na terenie kampusu uniwersytetu w Berlinie to ofiary doktora Mengele przewiezione tu z obozu koncentracyjnego. Jest to bardzo prawdopodobna teza, ale władze uczelni blokują dalsze wykopaliska.

O fakcie donosi „Berliner Zeitung”, który twierdzi, że rektor robi wszystko, aby ta sprawa szybko ucichła. Rzecz dotyczy daty 1 lipca 2014 roku.

Wówczas robotnicy budowlani podczas prac na kampusie Wolnego Uniwersytetu Berlińskiego (FU) natknęli się na dół wypełniony po brzegi ludzkimi kośćmi.

REKLAMA

Śledczy z Instytutu Medycyny Sądowej kliniki Charité zbadali znalezisko i ustalili: „Jest to około 250 litrów fragmentów kości”, które znaleziono w siedmiu papierowych workach, „głównie pochodzenia ludzkiego”, zarówno dzieci, jak i od dorosłych”. Znajdowały się w ziemi od kilkudziesięciu lat.

Wśród kości znaleziono również „dziesięć okrągłych plastikowych etykiet w różnych kolorach” z odręcznie napisanymi numerami.

„Wszystko to przemawiało za strasznym tłem: Auschwitz” – pisze dziennik. Pracujący tam w latach 1943/44 lekarz Josef Mengele zaopatrywał bowiem znajdujący się wówczas na terenie FU Instytut Cesarza Wilhelma ds. Dziedziczności, Antropologii i Eugeniki (KWIA) w ludzkie ciała.

Mengele i jego były szef, profesor Ottmar von Verschuer, który kierował KWIA, nazywali kości, oczy, próbki krwi i organy zamordowanych, które przewożono z Auschwitz do Berlina, „materiałem naukowym”. Verschuer, Mengele i inni zajmowali się w tym czasie badaniami nad „anomaliami fizycznymi”.

Wiedział o tym rektor Wolnego Uniwersytetu Berlina w 2014 roku, którym był Peter-André Alt i jego pracownicy, ale nie policja i eksperci kryminalistyczni. Kierownictwo Uniwersytetu „świadomie, półświadomie lub przez zaniedbanie” nie poinformowało zaangażowanych służb i opinii publicznej o prawdopodobnym tle znaleziska. ”

Zamiast tego „kości leżały miesiącami, aż 12 grudnia 2014 r. zostały po cichu zniszczone w krematorium w Ruhleben i złożone „anonimowo” w ziemi obok okienka piwnicznego krematorium. Znalezione gipsowe odlewy ludzkich kończyn również zniknęły bez śladu” – pisze „Berliner Zeitung”.

Z pierwszego znaleziska zachowało się tylko kilka fotografii kryminalistycznych. „Wykazują one wysoki udział kości kręgowych, udowych i miednicznych. To również wskazuje na kierunek Auschwitz” – zauważa gazeta. W swoich wspomnieniach ocalały przymusowy asystent Mengelego, węgiersko-żydowski lekarz Miklós Nyiszli, bardzo szczegółowo opisał, jak odbywały się naukowe zabójstwa i wskazał, że szczątki wysyłano do Berlina.

Za sprawą doniesień prasowych „ignorancja i bezczynność rektora Wolnego Uniwersytetu Berlina stała się powszechnie znana na początku 2015 roku” – pisze autor. W lakonicznym oświadczeniu uczelni mowa była jedynie o „lukach w komunikacji”.

Jednak naciski opinii publicznej, a następnie wewnętrzna presja na Uniwersytecie doprowadziły do przeprowadzenia niewielkich wykopalisk archeologicznych na tym terenie. Odbyły się one w latach 2015/16.

Dopiero w lutym 2021 r. uczelnia zaprezentowała niektóre z wyników tych badań i to niewielu odbiorcom. W sumie na niewielkim obszarze znaleziono dalsze części szkieletów co najmniej 54 (przypuszczalnie około 75) osób w różnym wieku.

„Obecny rektor Wolnego Uniwersytetu, matematyk Guenter M. Ziegler, robi jednak wszystko, by ta nieprzyjemna sprawa szybko ucichła. Do dziś nie dopuszcza do dalszych wykopalisk proponowanych przez archeologów z jego uniwersytetu” – twierdzi gazeta.

W FU „coraz częściej twierdzi się, że znaleziska mogą pochodzić również z okresu kolonialnego. Taką kolekcję, należącą do antropologa Felixa von Luschana, posiadał zresztą dawny Kaiser Wilhelm-Institut. W 1943 r. przeniesiono ją jednak do północnej Hesji, gdzie przetrwała wojnę bez szwanku” – podkreśla dziennik.

Pollock udało się również ustalić, że „dół został wykopany w wielkim pośpiechu, wypełniony workami pełnymi kości, a następnie bardzo szybko – przypuszczalnie ze względu na zbliżającą się Armię Czerwoną – zasypany”. Na podstawie tego spostrzeżenia Pollock i Bernbeck doszli do wniosku, że należy zbadać cały teren byłego Instytutu Cesarza Wilhelma, który do dziś jest niezagospodarowany. Uczelnia jednak najwyraźniej chce sprawę „przeczekać”.

Źródło: Berenika Lemańczyk – PAP

REKLAMA