W USA trwa sztuczne nabijanie cen nieruchomości. Chcą zniszczyć klasę średnią?

Granica USA i Meksyku w Sand Diego Fot. Wikipedia
REKLAMA
Na rynku amerykańskich nieruchomości dzieją się dziwne rzeczy. Mówi się wprost o tworzeniu „bańki” spekulacyjnej. Fundusze inwestycyjne, jak np. BlackRock, korzystają z dodrukowywanych przez państwo dolarów i masowo wykupują całe nowe osiedla mieszkaniowe, przepłacając nawet do 50% ich realnej ceny.

Blackrock kupuje niemal każdy dom jednorodzinny, jaki może znaleźć, płacąc 20-50 procent powyżej ceny wywoławczej i przebijając stawki zwykłych nabywców domów. Inwestują w ten sposób w nieruchomości korporacje, fundusze emerytalne i grupy inwestycyjne.

Według John Burns Real Estate Consulting, „bańka wzrostu” cen, zanim pęknie, szybko się nadmuchuje. Firma spodziewa się, że ceny domów wzrosną w tym roku o 12 procent. W 2020 roku było to 11 procent.

REKLAMA

Sytuacja jest jednak trochę inna, niż podczas kryzysu z lat 2007-2009 zapoczątkowanym zapaścią na rynku pożyczek hipotecznych. Tamten sztuczny boom był napędzany pożyczkami, które umożliwiały spekulowanie cenami domów poprzez zaciąganie kredytów hipotecznych, które można by spłacić tylko wtedy, gdyby ceny domów stale rosły. Jednak po kilku latach pieniądz się skończyły. Ucierpiała przede wszystkim klasa średnia.

Pandemia koronawirusa wywołała dodatkowy ruch na rynku nieruchomości, ale nie dla zwykłych ludzi. Tym bardziej, że czynsze rosną wraz z cenami mieszkań. Burns doliczył się ponad 200 firm i firm inwestycyjnych, które kupują na potęgę nieruchomości i organizują ich wynajem. Bańska w końcu jednak pęknie?

Źródło: The Wall Street Journal

REKLAMA