Uczelnie znoszą pisemne egzaminy wstępne, by zwiększyć „różnorodność” studentów

Science Po w Paryżu. Fot. Wikipedia
REKLAMA

Kolejne obłędne pomysły i to nie ze świata wyższych szkół amerykańskich, ale z ważnych krajów UE. Zaniżanie poziomu w imię „politycznej poprawności” w końcu się na tych społeczeństwach zemści.

Poza tym, niech ktoś powie, że to nie komunizm. Tam preferowano dodatkowymi punktami pochodzenie robotniczo-chłopskie, teraz na to ie wpadli, bo punkty za kolor skóry by źle wyglądały, więc ustawiają egzaminy tak, by zapewnić większą „różnorodność” studiujących.

Może jednak jeszcze doczekamy czasów, gdzie za np. Afroeuropejczyk dostanie 10 dodatkowych punktów w przyjmowaniu na oblegane kierunki studiów, Arab ze 3, kobiety i Azjaci po 1, biseksualista – 2, gej – 4, niebinarny ze 4, lesbijka – 5, transpłciowiec – 6, a biały mężczyzna i każdy „typ kaukaski” – tak z minus 10.

REKLAMA

Nie wygląda to wcale na żarto, bo pierwsze „jaskółki” takiej promocji już się na świecie pojawiły. We Francji dotyczą dość elitarnych studiów na uczelniach nauk politycznych (Science Po). Zniesiono tam egzamin pisemny, co ma wyrównać szanse tym, którzy z francuskim pisemnym radzą sobie gorzej, w celu wzmocnienia polityki różnorodności.

Paryska Sciences Po, jak zauważa tygodnik „Valeurs”, pozbywa się być może najlepszych kandydatów i „wybiera niesprawiedliwość, by walczyć z dyskryminacją”.

Taka polityka ma pozwolić, by Instytuty Studiów Politycznych (IEP), bardziej znane jako Sciences Po, „uwolniły się z elitarności”. Zamiast merytokracji, idiokracja, ale za to polit-poprawna.

To element polityki zapowiedzianej jeszcze w 2019 roku. Science Po ogłosiło wtedy, że od 2021 r. postara się, by co najmniej 30% miejsc otrzymywali stypendyści z tzw. priorytetowych stref edukacji (tzw. trudne dzielnice). No i jak postanowili tak zrobili, zaniżając kryteria przyjęć i promując analfabetów…

REKLAMA