Wyciek radioaktywny w elektrowni w Chinach. Ucierpiała reputacja… Francuzów

Elektrownia Flamanville, "dzirecko" Framatome Fot. Wikipedia
REKLAMA

Przeciek w reaktorze jądrowym w Taishan zbudowanym przez francuską firmę EDF, to kolejna żółta kartka dla eksportu francuskich technologii. Wyciek miał się pojawić się w jednym z reaktorów w Taishan, 120 kilometrów na południowy zachód od Hongkongu.

To niedawno wybudowana przez EDF elektrownia typu EPR (Europejski Reaktor Ciśnieniowy). Zaprojektowany i rozwijany jest głównie przez koncerny Framatome (obecnie Areva) i Électricité de France (EDF) we Francji oraz Siemens AG w Niemczech.

EDF zapewnia, że przeciek mieścił się w dozwolonych limitach, ale ten incydent jest niepokojący i nadszarpnął zaufanie do francuskich technologii. Zresztą nie pierwszy raz, bo problemy z takimi reaktorami mają Francuzi u siebie we Flamanville i także w Anglii, gdzie przekraczano kilkukrotnie koszty i następowały opóźnienia.

REKLAMA

EPR w Taishan w Chinach to także elektrownia jądrowa nowej generacji. Wyciek ujawnił amerykański kanał CNN w poniedziałek 14 czerwca. Reaktor pozostaje jednak w eksploatacji. Do incydentu miało dojść trzy tygodnie wcześniej.

Uważa się, że wyciek pochodzi z uszkodzonego pręta paliwowego, przez co gazy, takie jak ksenon i krypton, mogły przedostać się do reaktora. EDF potwierdziło incydent, ale minimalizuje jego konsekwencje.

Ekspert energetyki jądrowej Yves Marignac z Instytutu Négawatt uważa, że błąd popełnili Chińczycy. Jego zdaniem wyciek powinien spowodować samoczynne wyłączenie maszyn, ale operator zdecydował się na zaprogramowanie podwyższonych progów bezpieczeństwa, aby reaktor mógł dalej działać.

Kwestia nadszarpniętej reputacji tej technologii jednak pozostaje.

Źródło: France Info

REKLAMA