Kobieta aresztowana za brak maski? Na oczach 9-letniej córki policjanci zakuli ją w kajdanki i wsadzili do radiowozu

Kajdanki, areszt. Obrazek ilustracyjny. Fot. Pixabay
Kajdanki, areszt. Obrazek ilustracyjny. Fot. Pixabay
REKLAMA
Dziennik echodnia.eu relacjonował skandaliczną sytuację, do której doszło na stacji paliw w Kostomłotach Drugich, w gminie Miedziana Góra. Wychodząca ze stacji 32-letnia kobieta nie miała na twarzy maski i nie chciała się wylegitymować. Policjanci użyli więc wobec niej środków przymusu bezpośredniego, na oczach jej 9-letniej córki.

– Znam swoje prawa i próbowałam udowodnić, że nic nie zrobiłam, nie popełniłam wykroczenia. W pewnym momencie zostałam obezwładniona, rzucona na auto, na siłę wykręcono mi ręce do tyłu, a świadkiem tego zdarzenia było moje dziecko, które siedziało w samochodzie. Założono mi kajdanki, w trakcie obezwładniania używano wobec mnie bardzo dużo siły, byłam ciągnięta za kark – mówiła cytowana przez portal 32-letnia mieszkanka Kielc.

Do zdarzenia doszło w niedzielę 13 czerwca około godz. 18.00. Wychodzącą ze stacji paliw niezamaskowaną kobietę zatrzymali policjanci. Kazali jej się wylegitymować. Kobieta jednak na to nie przystała, tłumacząc, że nie popełniła żadnego przestępstwa. To jednak nie zniechęciło policjantów. 32-latka miała zostać rzucona na maskę samochodu i zakuta w kajdanki, na oczach swojej 9-letniej córki, która siedziała w aucie.

REKLAMA

Ostatecznie kobieta podała funkcjonariuszom swoje dokumenty i została uwolniona przez policjantów z radiowozu.

Po tym zajściu kobieta zgłosiła się do szpitala, gdzie poddała się obdukcji. W poniedziałek 14 czerwca została też przesłuchana w Biurze Spraw Wewnętrznych Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. Teraz Biuro ma sprawdzić, czy funkcjonariusze mieli podstawy do użycia środków przymusu bezpośredniego.

Z relacji kobiety wynika, że policjanci nie podali jej powodu, dla którego miałaby się wylegitymować. – Domyślam się, że chodziło o brak maseczki, ale to przecież kuriozalne, żeby teraz, w czasie kiedy obostrzenia są znoszone „przyczepiać się” do czegoś takiego. Poza tym mam problemy z pulsem oraz oddychaniem i w moim przypadku noszenie maseczki nie jest obowiązkowe – wskazała kielczanka.

Po wsadzeniu kobiety do radiowozu policjanci mieli potwierdzić, że nie zdejmą jej kajdanek, dopóki nie poda danych. – W końcu zwyczajnie się rozpłakałam i dałam im to co chcieli – mówiła 32-latka.

Kielczanka zapowiedziała, że całej sprawy nie zostawi bez rozgłosu. Jak podkreślała, przede wszystkim dlatego, że całe zajście mocno odbiło się na jej córce. – Córka była roztrzęsiona, a ja cała w siniakach pojechałam na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Okazało się, że mam zwichnięty nadgarstek, krwawe podbiegnięcia na ramionach i skręcenie więzadeł w kolanach. Ponieważ powiedziałam, że została użyta wobec mnie siła, szpital zawiadomił o całym zdarzeniu policję – dodała.

Komentarz policji

Do sprawy odniósł się oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Kielcach Karol Macek. Potwierdził, że funkcjonariusze podjęli opisywaną interwencję. Jak wyjaśnił, jej powodem było niestosowanie się 32-latki do „przepisów sanitarnych”.

– W trakcie interwencji kobieta odmówiła podania swoich danych policjantom i wylegitymowania się, co jest jej obowiązkiem. Pomimo kierowanych próśb, kobieta nie zastosowała się do nich, dlatego zostały użyte wobec niej środki przymusu bezpośredniego – twierdził Macek.

Z interwencji sporządzono dokumentację, a kobietę poinformowano o możliwości złożenia zawiadomienia w związku z zachowaniem policjantów. 32-latka skorzystała z tej możliwości.

Źródło: echodnia.eu

REKLAMA