Świat ogarnia szaleństwo. NATO na wojnie z globalnym ociepleniem

Koniec świata z powodu ocieplenia klimatu Źródło: Pixabay
Koniec świata z powodu ocieplenia klimatu Źródło: Pixabay
REKLAMA
Kiedy Polska wstępowała w 1999 roku do NATO, nikt nie mógł chyba przypuszczać, że po dwóch dekadach za wroga sojuszu zostanie uznane oficjalnie globalne ocieplenie.

Śledząc doniesienia prasowe dotyczące zataczającej coraz szersze kręgi walki z globalnym ociepleniem, można się poczuć niczym w teatrze groteski. Kolejną odsłoną tego żenującego spektaklu był niedawny szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego w Brukseli. Po raz pierwszy udział wziął w nim „Breżniew liberalizmu”, czyli nie do końca mający świadomość tego, co się wokół niego dzieje, Joe Biden. Jego obecność była o tyle ważna, że po raz pierwszy w dziejach tej organizacji na poważnie dyskutowano nad tym, w jaki sposób NATO może włączyć się w działania na rzecz walki z globalnym ociepleniem.

Niskoemisyjność priorytetem

Cokolwiek by powiedzieć o Donaldzie Trumpie, w czasie jego prezydentury tego rodzaju hucpa z pewnością by nie przeszła. Poprzedni prezydent USA nie walczył być może w żaden szczególny sposób z tęczową rewolucją, lecz w przypadku ekohisterii potrafił wyraźnie się przeciwstawić i doprowadził m.in. do wycofania Stanów Zjednoczonych z paryskiego porozumienia klimatycznego z 2015 roku. W tym kontekście dyskusja na temat niskoemisyjności na szczycie NATO była w czasie jego prezydentury praktycznie wykluczona.

REKLAMA

Uczynienie z walki globalnym ociepleniem priorytetu dla najpotężniejszego sojuszu wojskowego w dziejach było zapowiadane od wielu miesięcy. Już w kwietniu sekretarz generalny Jens Stoltenberg opublikował w amerykańskim czasopiśmie „Politico” swego rodzaju manifest, w którym deklarował, że podległa mu organizacja uczyni wszystko, aby przyłączyć się do globalnych wysiłków na rzecz osiągnięcia zeroemisyjności. Jego zdaniem, potrzeba działania wynika choćby z faktu, że w razie podniesienia się poziomu wód na świecie zagrożone zostaną strategicznie ważne bazy wojskowe oraz porty (m.in. Hamburg czy też Rotterdam). Norweski polityk wskazał przy tym, że NATO już od jakiegoś czasu postawiło na stosowanie biopaliw w myśliwcach czy ogniw słonecznych w wyposażeniu bojowym żołnierzy.

Korzystanie z nowoczesnych technologii, które umożliwiają jednocześnie ochronę środowiska, nie jest oczywiście niczym złym. Co więcej, w sytuacji gdy na Ziemi zaczyna brakować strategicznie ważnych surowców, jak najbardziej wskazane jest myślenie o tym, jak korzystać z nich w sposób przemyślany i zapewniający bezpieczeństwo. W przypadku nowego kursu przyjętego przez NATO mamy już jednak do czynienia z zupełnie chorymi pomysłami, których realizacja może się zakończyć prawdziwą katastrofą.

Czołgi-truciciele

Wedle obliczeń Komisji Europejskiej, ślad węglowy generowany przez wojska krajów członkowskich odpowiada obecnie spalinom emitowanym przez 14 mln aut. Zieloni eksperci są zaniepokojeni w szczególności wysokoemisyjnymi czołgami z silnikiem diesla, a także myśliwcami bojowymi. Dowództwo NATO zadeklarowało, że do 2050 roku postara się wprowadzić wśród krajów członkowskich odpowiednie standardy, zgodnie z którymi wszyscy byliby zobowiązani korzystać z biopaliw. Ekologistycznych radykałów to jednak nie zadowala i dążą do tego, aby wprowadzić jeszcze bardziej zielone rozwiązanie. Trudno sobie jednak wyobrazić, aby współczesna armia mogła zachować odpowiednie zdolności bojowe, opierając się na silnikach innych niż tradycyjne.

Joe Biden zwrócił się już nawet do Kongresu o dodatkowe środki na rozwijanie „mniej zanieczyszczającego powietrze” uzbrojenia, a także dostosowanie wojskowych pojazdów do wymogów środowiskowych. Nie są to jak na razie astronomiczne sumy, lecz można się spodziewać, że rozkręcająca się zielona histeria zmieni podejście nawet do tych kwestii.

Jeszcze do niedawna wydawało się, że największym problemem NATO jest niechęć członków do tego, aby przeznaczać na cele obronne wystarczające sumy pieniędzy. Donald Trump naciskał wszystkich, aby zgodnie z traktatowymi zobowiązaniami wydawali co najmniej 2% PKB na wojsko, choć w praktyce czynili to jedynie nieliczni. W przyjętej właśnie nowej perspektywie walki o klimat o odpowiednie wydatki na armię będzie jeszcze trudniej, gdyż w następstwie tzw. pandemii koronawirusa budżety państw członkowskich znalazły się pod jeszcze większą presją…


PRZEDSPRZEDAŻ: JEDWABNE. HISTORIA PRAWDZIWA SPRAWDŹ SZCZEGÓŁY


 

Wyścig z Chinami

W czasie ostatniego szczytu w Brukseli najwięcej uwagi poświęcono tzw. strategii NATO 2030, która ma stanowić odpowiedź na rosnące zagrożenie ze strony Chin. Sojusz ma podjąć jeszcze bardziej ścisłą współpracę z państwami leżącymi na innych kontynentach, które są zagrożone podporządkowaniem interesom Pekinu, i dodatkowo znacząco ulepszyć stosowane przez siebie technologie. W sytuacji jednak, gdy do głosu w NATO zostali dopuszczeni ekoradykałowie, wygranie wyścigu technologicznego z Chinami może się okazać wręcz niemożliwe. Tym bardziej że Chiny jak na razie raczej dystansują się od ogarniającego Zachód ekoszaleństwa i korzystając z tradycyjnych źródeł energii, szybko nadrabiają wszelkie zaległości.

Oficjalny komunikat opublikowany po szczycie NATO głosi, iż zmiany klimatyczne stanowią „jedno z najważniejszych zagrożeń naszych czasów”. Gdyby nawet rzeczywiście tak było, trudno zrozumieć, dlaczego akurat sojusz wojskowy miałby się zajmować jego zwalczaniem. Najbardziej zatrważające jest jednak to, że PiS tradycyjnie przyjął narzuconą Polsce zieloną agendę bez żadnego głosu sprzeciwu. Polski zwyczajnie nie stać na to, aby brnąć w zieloną utopię, gdyż polska armia posiada wciąż rażące deficyty w wielu zasadniczych obszarach. Skoro nie stać nas nawet na odpowiednią liczbę czołgów, jaki jest sens wydawania dodatkowych milionów złotych na zakup bardziej zielonego paliwa?

Absurdalna polityka NATO powinna dla całej klasy politycznej stanowić ważny sygnał ostrzegawczy. Trudno bowiem zakładać, aby realną ochronę zapewniała organizacja, na spotkaniach której z pełną powagą wypowiadane są tezy, iż globalne ocieplenie wywołuje coraz większą liczbę konfliktów na całym świecie. O ile nie chcemy, aby wojska państw sojuszu (w tym polskie) zostały wyposażone w elektryczne hulajnogi i wozy opancerzone ładowane przy pomocy paneli fotowoltaicznych, trzeba jak najszybciej przeciwstawić się ogarniającemu świat szaleństwu.

Biorąc pod uwagę to, jak bardzo zideologizowana jest administracja Bidena, nie sposób niestety wykluczyć absolutnie żadnego idiotyzmu. Być może za jakiś czas żołnierze będą karmieni wyłącznie owadami, a wszelkie manewry zostaną zakazane ze względu na emisję CO2 towarzyszącą wystrzeliwaniu pocisków. Na wielki renesans kawalerii nie ma co jednak liczyć, ponieważ konie odpowiadają ponoć za zbyt wielką emisję gazów cieplarnianych…

Jakub Woziński


REKLAMA