Nigdy nie chodziło o równość. Czy przez egalitaryzm wkrótce wyginiemy? [WYWIAD]

Walka o równość.
Walka o "równość" - zdj. ilustracyjne. (Fot. Elyssa Fahndrich/Unsplash)
REKLAMA
Tutaj nigdy nie chodziło o równość, tylko o wyzwolenie się od mężczyzn. Chwila opamiętania może nadejść dopiero, jak zobaczą walące się bramy miasta pod naporem barbarzyńców, ale wtedy będzie już za późno – mówi w rozmowie z „Najwyższym Czasem!” Roman Warszawski, ekspert od feminizmu i relacji damsko-męskich.

Jakub Zgierski: Zajmuje się Pan szeroko pojętą tematyką damsko-męską, a w szczególności krytyką feminizmu. Dlaczego jest to tak ważna problematyka?

Roman Warszawski: Najkrócej mówiąc: mam synów i pragnę dla nich znośnego świata do życia, gdzie nie będą obywatelami drugiej klasy, bez szansy na założenie normalnej rodziny, z perspektywą szybkiej śmierci ze strony potencjalnego najeźdźcy, bo państwo, w którym żyją, posunęło się w neomarksistowskiej rewolucji jeszcze dalej.

REKLAMA

Bez rozwiązania „problemu” feminizmu nie można nawet zacząć na poważnie myśleć o naprawie czegokolwiek w duchu liberalnego konserwatyzmu. Właśnie feminizm, a nawet sam egalitaryzm jest przyczyną, dla której Okno Overtona – spektrum poglądów uznawanych w społeczeństwie za akceptowalne – bez przerwy przesuwa się w lewo. To też jest przyczyna zapaści demograficznej, wobec której niedawno za bezradnego uznał się Jarosław Kaczyński.

Z jednej strony Red Pill, z drugiej strony MGTOW. Czy polscy czytelnicy, którzy nie są zaznajomieni z amerykańską nomenklaturą, mogą się łatwo połapać w tych koncepcjach?

Red Pill to dostrzeżenie prawdziwej natury ludzkiej. Można posunąć się nawet do stwierdzenia, że to konsekwentne zastosowanie darwinizmu społecznego. Dawniej to prawica atakowała teorię ewolucji, ponieważ podważała ona biblijną wizję świata. Obecnie najsilniej, choć nie wprost, atakuje ją lewica, forsując pomysł, że to, jak się układają relacje międzyludzkie, a zwłaszcza relacje kobieta-mężczyzna, to efekt konstruktu społecznego.

Niby możemy na nowo wymyślić wszystko, co jest związane z naszą naturą. Wzięcie czerwonej pigułki pokazuje, że jednak nie, ale jednocześnie budzi gniew, ponieważ orientujemy się, że przez długą część naszego życia utrzymywani byliśmy w kłamstwie odnośnie tego, co jest potrzebne, aby „ułożyć sobie życie” rodzinne. Wierzyliśmy, że scenariusz komedii romantycznej może się spełnić, gdy tymczasem okazuje się, że kobiety są hipergamiczne, co oznacza, że tak naprawdę podoba się im zupełnie co innego, niż mówiła nam mama i babcia. Oznacza to też, że bycie białym rycerzem to skrajnie zła strategia na życie. Na końcu nie czeka nas wdzięczna za ocalenie dziewica, a raczej pogarda i odrzucenie. Podkreślmy jedno: jako gatunek jesteśmy patriarchalni i bez tego patriarchatu następuje rozpad rodziny i zapaść demograficzna.

MGTOW to z kolei dojście do wniosku, że ja sam jako jednostka się liczę i gonienie za uznaniem społeczeństwa, a zwłaszcza kobiet, nie ma sensu. Jeśli społeczeństwo jako jedyną ofertę ma dla mnie poświęcenie się, w zamian za co w każdej chwili może okazać się, że nawet moje dzieci nie są moje, bo ich matka się rozmyśliła, a państwo wspiera jej wybór, to decyduję się w taką grę nie grać. Przede wszystkim nie zawieram małżeństwa państwowego, aby państwo nie wchodziło mi do łóżka. Uczę się mówić „nie” oraz zadawać pytanie, co będę miał z tego wszystkiego. Bo jeśli mam w państwo i rodzinę inwestować, to musi to być moje państwo i moja rodzina. Jeśli mam ciężko pracować na gospodarkę, to jako jej właściciel, a nie niewolnik.

Na czym tak naprawdę polega współczesny feminizm – jakie są jego motywacje, cele i metody działania?

Cele feminizmu od samego początku się nie zmieniły. Nigdy nie chodziło w nim o równość, a tylko o supremację i wyzwolenie kobiet. Wszyscy jako przykład dobrego feminizmu podają jego pierwszą falę – no bo przecież wszyscy powinni mieć prawo głosu, no i sprzeciwiały się one aborcji. Tymczasem jak przyglądamy się bliżej zagadnieniu, to okazuje się, że sprzeciw wobec aborcji wynikał z tego, że o „zabiegu” decydował wtedy zazwyczaj mężczyzna, zaś samo przyznanie prawa głosu kobietom było aktem wielkiej niesprawiedliwości wobec mężczyzn, gdyż oni za swoje prawo głosu płacili szczególnym poświęceniem dla państwa (działo się to tuż po I wojnie światowej, gdzie ginęły ich miliony), a one dostały je za darmo.

Cel feminizmu jest więc cały czas ten sam – uniezależnienie się od mężczyzn poprzez wymuszanie ich usług za pośrednictwem państwa. Właściwie zamiast mówić o współczesnych państwach opiekuńczych jako o niani, powinniśmy mówić o państwie-tatusiu, bo ostatecznie okazuje się, że mężczyźni zbiorowo płacą podatki, które później są konsumowane przez kobiety. W tych warunkach aborcja mogła stać się świętym sakramentem feminizmu, jako najwyższy wyraz hipergamii, pozwalający usunąć „pomyłkę” nie dość optymalnego wyboru.

Jakie błędy w interpretowaniu tych zjawisk popełniają przedstawiciele środowisk konserwatywnych, a w szczególności tzw. dziadersi (starsi publicyści)?

Ich podstawowym założeniem jest przyjęcie, że kobiety są aniołami, które zostały zwiedzione przez złe feministki i zdradzone przez mężczyzn, którzy uciekają od odpowiedzialności. Współcześnie jednak to formalnie mężczyzna nie może wziąć odpowiedzialności za rodzinę, bo nie ma nad nią żadnej władzy, a samo państwo i kultura robią, co mogą, aby obniżyć jego pozycję w tej rodzinie. Kobiety zaś – mimo że często uciekają od łatki feminizmu, bo to odstrasza mężczyzn – z chęcią korzystają z praw, jakie on im daje, i za każdym razem głosują za tym, aby państwo jeszcze mocniej wchodziło w rolę tego zastępczego męża. Ofertę „za darmo” po prostu ciężko przebić, a kobiety naturalnie pragną bezpieczeństwa, niezbyt przejmując się, że dzieje się to kosztem wolności, a zwłaszcza w aspektach niezbyt je interesujących. Przypominam, że statystycznie one konsumują, a nie płacą podatki, a proces ten przybiera na sile, im bardziej rozpada się tradycyjna rodzina. Mamy tutaj sprzężenie zwrotne, którego żadne zaklęcia nie zmienią.

Czy młodym mężczyznom brakuje wiedzy o mechanizmach, jakie rządzą relacjami damsko-męskimi?

Wśród młodych mężczyzn rośnie świadomość sytuacji, ale często też poczucie beznadziei. Nierzadko są oni wychowankami rozbitych domów, gdzie ojciec musiał walczyć o kontakty z nimi, a matka deprecjonowała jego rolę. Inny scenariusz to dulszczyzna, gdzie ojciec formalnie był, ale jego miejsce w rodzinie było żadne. Wymieniają się oni doświadczeniami i niestety zamiast czerwonej pigułki biorą czarną – idą ścieżką nihilizmu, nie starają się rozwijać, pragną jedynie, aby świat spłonął. Część z nich wpada w subkulturę inceli – ludzi żyjących w niedobrowolnym celibacie. Inni z kolei idą swoją drogą, ale dbanie o państwo czy chęć założenia rodziny, jako obarczone zbyt wielkim ryzykiem, przestaje być opcją. Wiedza o tym, jak „gra” działa, rośnie, a wraz z tym spada siła zaklęcia: prawdziwy mężczyzna robi to czy tamto.

Czy Polska rzeczywiście jest „piekłem kobiet” – jak podnoszą panie z czerwonymi błyskawicami?

Tutaj konserwatyści zawsze podają statystyki (często przygotowane przez same feministki), z których wynika, że Polska ma najwyższy wskaźnik równości kobiet i mężczyzn: jedną z najniższych luk płacowych w Europie, najniższy wskaźnik przestępstw seksualnych i ofiar przemocy domowej, najwyższy odsetek kobiet prowadzących własne biznesy czy zajmujących wyższe stanowiska. Tyle że „feministycznej” strony to zupełnie nie interesuje. Ile by nie dostały, zawsze będą domagały się więcej i wymyślą nowy powód do narzekania i posadowienia się w pozycji ofiary. Czy to będzie zbyt nisko ustawiona temperatura w klimatyzatorze w biurze, czy mężczyzna zajmujący zbyt dużo miejsca w transporcie publicznym, bo nie siedzi ze złożonymi nogami – zawsze będzie coś. Tutaj nigdy nie chodziło o równość, tylko o wyzwolenie się od mężczyzn. Chwila opamiętania może nadejść dopiero, jak zobaczą walące się bramy miasta pod naporem barbarzyńców, ale wtedy będzie już za późno.

Co możemy zrobić z tym całym kryzysem? Walczyć z rewolucją czy może przeczekać, aż ulegnie samodestrukcji?

Patriarchat tak czy siak zostanie przywrócony, bo egalitaryzm jest zwyczajnie bezpłodny. Więc nie musimy nic robić, wystarczy to wszystko przeczekać. Zresztą ta rewolucja się nie zatrzyma, gdyż u jej podłoża leży egoizm największego bloku wyborców – kobiet. One zaś kierują się emocjami i nie przekona ich argument, że to wszystko skończy się dla nich nie najlepiej. Pocieszające jest to, że matriarchat jest bardzo słaby i trwożliwy. Wystarczy zobaczyć, jak łatwo radzi sobie z nim islam w Europie Zachodniej. Trzeba więc zacząć kopiować te rozwiązania, które działają. Budować wspólnotę, taką jaką mają chasydzcy Żydzi czy Amisze. Tworzyć wioskę ludzi, którzy myślą podobnie. Dobrym przykładem takiej wspólnoty jest choćby Orania w RPA, gdzie Afrykanerzy bronią swojej kultury i sposobu życia właśnie przed konsekwencjami egalitaryzmu. Na końcu Ziemię posiądą ci, którzy będą mieli dzieci.

rozmawiał Jakub Zgierski


REKLAMA