Skończył się „miesiąc dekolonializmu” w Grenoble. Okazał się „świętem rasizmu”, ale wobec białych

Miesiąc dekolnialny w Grenoble
REKLAMA

Niektórzy mają powody do radości, że skończył się już wreszcie czerwiec, który „postępaki” wybrały sobie na miesiąc aktywizmu. Już nie wystarczają im „dni dumy” itp. wynalazki, ale rozciągają swoją aktywność na 30 dni.

Czerwiec ogłoszono miesiącem „dumy gejowskiej”, „wsparcia LGBT”, ale także „dekolonializmu”. Przynajmniej we francuskim Grenoble, gdzie „zielony” mer zorganizował swoim mieszkańcom pranie mózgu.

Od 10 do 30 czerwca cztery stowarzyszenia organizowały w Grenoble „Miesiąc Dekolonialny”, a zaproszeni prelegenci przez trzy tygodnie prezentowali swoją wizję społeczeństwa przez pryzmat „rasowości. Promowano „pokutę” Francuzów, nawet za czyny, których nigdy nie popełnili.

REKLAMA

Radykalizm „miesiąca” okazał się na tyle mocny, że w końcu miejscowa uczelnia Sciences Po i merostwo rządzone przez partię EELV (Zieloni) wycofały się z listy podmiotów organizujących ów „miesiąc”.

Jedna z prelegentek przedstawiała się: „Jestem kobietą kolorową, cisgenderową i wywodzącą się z klasy robotniczej”, po czym zajęła się „dekonstrukcją kolonialnej wyobraźni” słuchaczy. Kolonializm to „spuścizna przeszłości, która stanowi podstawę rasizmu i przemocy, które wciąż są wszechobecne w naszym społeczeństwie” – brzmiała analiza.

Prelegenci przekonywali, że według danych psychologii i socjologii jesteśmy rasistami „strukturalnymi”, nawet bez naszej wiedzy i świadomości. Dla przezwyciężenia tego stanu należy zdekonstruować system. Słuchacze mogli przejść kurs pod nazwą „Wprowadzenie do systemów dominacji”, który prowadziła Hassina Semah z Belgii, przedstawiana jako „socjolog i psycholog intersekcjonalny”.

Analizowała tajniki „białych przywilejów”. Hassina Semah przedstawiła kilka poziomów analizy: w makrosocjologii, mezosocjologii i mikrosocjologii. Na różnych poziomach mieliśmy wyjaśnienie dominacji białych i sytuacji „rasowych mniejszości”. Mówiąc po ludzku pani Semah uznała za „dźwignie białej hegemonii” instytucje państwa, Kościoła i szkołę. To one powodują, że nawet „nieumyślnie jesteśmy rasistami”.

Główny winowajca to zaś „cisgenderowy biały mężczyzna” (facet, któremu zgadza się tożsamość płciowa z jego płcią biologiczną). Jest on „nadreprezentowany w organach decyzyjnych”, co buduje „normy wokół białego człowieka”.

Były i konkretne przykłady. Np. koloru plastra opatrunkowego. Są produkowane w kolorze beżowym, bo ten lepiej dopasowuje się do koloru skóry „Europejczyków”, ale już nie „Afrykanów”, co stanowi dla nich „bolesną różnicę”.

Z kolei „antropolog migracji” Pierre-Jérémie Piolat z Louvain doszedł do wniosku, że Europejczycy to ludzie niemal bez kultury. Czym dalej, tym było jeszcze bardziej „pokutnie”, a głównym celem stygmatyzacji była… rasa biała. Tygodnik „Valeurs Actuelles” pytał więc, nie bez słuszności, czy owa walka z rasizmem nie jest aby formą rasizmu skierowaną przeciw europejskim tubylcom?

Źródło: Valeurs Actuelles

REKLAMA