Dr Martyka OSTRO: „Przedstawiciele rządu zaklinają rzeczywistość i udają, że nic się nie stało, 300% to wcale nie taka duża pomyłka”

Dr Zbigniew Martyka.
Dr Zbigniew Martyka. / foto: YouTube
REKLAMA
Dr Zbigniew Martyka, kierownik Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego w Zakładzie Opieki Zdrowotnej w Dąbrowie Tarnowskiej na swojej stronie odniósł się do błędnych prognoz dotyczących koronawirusa, na których opierają się rządzący. W ocenie lekarza, mimo że nijak nie przystają one do rzeczywistości, skutecznie podtrzymują spiralę strachu.

Jak podkreśla dr Zbigniew Martyka, szef pandemicznego resortu zdrowia „odkrył”, że „ani wzrost mobilności, ani nowe mutacje nie powodują zwiększenia liczby zakażeń”. Fakt ten był jednak oczywisty dla wielu niezależnych naukowców już dawno. Przypomniał również, że już od sierpnia zeszłego roku było wiadomo, że tzw. obostrzenia nie przynoszą żadnych skutków.

„Mamy przykłady wielu regionów na świecie, gdzie po zniesieniu obostrzeń nie tylko nie było wzrostu zachorowań, lecz ilość zachorowań wyraźnie spadła (np. Teksas, Missisipi). W tych krajach, gdzie nie paraliżowano życia przez lockdown ani nie było bezwzględnego nakazu noszenia masek, nie widać istotnej różnicy w ilości zachorowań w stosunku do krajów, gdzie takie restrykcje wprowadzano” – przypomniał dr Martyka.

REKLAMA

„Przykład blokady województwa warmińsko-mazurskiego, na przełomie lutego i marca tego roku. W dniach 12-26 lutego średnia dzienna liczba zakażeń wynosiła 603 osoby. W okresie lockdownu, czyli od 27 lutego, średnia dzienna liczba zakażeń to 843 osoby. Natomiast średnia dzienna od 17 marca do 24 marca, czyli już po 2 i pół tygodniach od zamknięcia województwa warmińsko-mazurskiego (a więc w okresie, kiedy to rzekomo wprowadzone blokady powinny zacząć przynosić rezultaty) – wynosiła 831. Jak widać, na naszym rodzimym podwórku lockdown nie przyniósł żadnego zmniejszenia liczby zachorowań – wbrew propagandzie rządowej oraz większości mediów” – wyliczał.

Nowa książka prof. Chodakiewicza!

Jak podkreślał dr Martyka, liczba zachorowań w Polsce systematycznie spada, ponieważ nabyliśmy już odporność środowiskową.

„Jak pisałem jeszcze w październiku ubiegłego roku, niezależnie od wprowadzanych obostrzeń do końca sezonu grypowego prawdopodobnie 70% z nas będzie już po kontakcie z koronawirusem. I dokładnie tak się stało. Właśnie dlatego prognozy naukowców z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego, tak chętnie powtarzane i publikowane przed media głównego nurtu, można wyrzucić do kosza. Nie biorą one pod uwagę oczywistych faktów, a skupiają się dalszej budowie psychozy strachu w społeczeństwie” – podkreślił.

Mimo że owe prognozy nie działają, a wręcz zostały całkowicie skompromitowane przez fakty, wciąż są rozpowszechniane.

„Modele idealne do podtrzymywania paniki”

Lekarz przypomniał, że w marcu 2021 roku Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego prognozowało, że „bez dodatkowych restrykcji w drugiej połowie kwietnia codziennie przybywać będzie w Polsce 23 tys. zakażeń koronawirusem, liczba osób potrzebujących hospitalizacji może osiągnąć 37 tys. osób, a osób wymagających pobytu na oddziałach intensywnej terapii sięgnie 4,7 tys. osób”.

Jak się okazało, ICM „prognozował wzrost na fali wznoszącej, tuż przed szczytem zimowego sezonu zachorowań na choroby grypopodobne”.

„Wzrost zachorowań w tym momencie był więcej niż pewny – i nie była potrzebna specjalistyczna wiedza matematyczna, żeby to przewidzieć. Statystycy z ICM prognozowali wzrost zakażeń do ilości 23 tysiące dziennie w połowie kwietnia, a następnie od końca kwietnia ich delikatny spadek, do 21 tysięcy dziennie. W rzeczywistości, zgodnie z wieloletnimi obserwacjami zachorowań, mieliśmy do czynienia z gwałtownym wzrostem zachorowalności do 35 tysięcy przypadków dziennie (czyli 50% więcej, niż prognozy ICM), natomiast już od połowy kwietnia zaczął się przewidywalny, gwałtowny spadek. Pod koniec kwietnia ilość zachorowań wyniosła niecałe 7 tysięcy, wobec prognozowanych przez ICM 21 tysięcy – a więc trzykrotnie mniej. Tyle są warte ich modele matematyczne” – podsumował dr Martyka.

Jak podkreślał, modele te zupełnie się nie nadają do przewidywania rozwoju sytuacji, „natomiast są idealne do podtrzymywania paniki”.

„Co ciekawe, mimo oczywistej kompromitacji, przedstawiciele rządu zaklinają rzeczywistość i udają,, że nic się nie stało, 300% to wcale nie taka duża pomyłka” – skwitował dr Martyka.

„Niezrażeni kompromitacją statystycy z ICM, ignorując stały trend spadkowy oraz fakt nabycia odporności populacyjnej, dalej idą w zaparte. W drugiej połowie maja pojawia się prognoza, że mamy się spodziewać wzrostu zachorowań w czerwcu, kiedy to prawdopodobnie będziemy mieć do czynienia z 14 tysiącami przypadków dziennie. Powodem wzrostów miało być luzowanie obostrzeń. Co jest oczywiste, nic takiego się nie stało. Maksymalna notowana liczba przypadków w czerwcu to 664 – „zaledwie” 21-krotnie mniej, niż w prognozach ICM. Niestety, „prognozują” nadal, a media nadal powielają te bzdury. Trudno natomiast usłyszeć w programach informacyjnych o modelach matematycznych Krzysztofa Szczawińskiego, które po prostu… działają” – dodał.

Źródło: zbigniew.martyka.eu

REKLAMA