Południowa Afryka coraz bardziej upodabnia się do innych „demokracji” afrykańskich. Współczesna historia tego kraju to akt zadośćuczynienia za lata apartheidu, wyrównywania szans i walki „rasizmem systemowym”. Skutki są widoczne i powinny być ostrzeżeniem dla klękających przed ideologią Black Lives Matter polityków w USA i Europie.
Liczba ofiar przemocy i grabieży, które nawiedzają RPA od kilku dni, wzrosła do 32 zabitych w prowincji Kwazulu-Natal. Dane o 22 dodatkowych ofiarach podały we wtorek 13 lipca władze prowincji.
Zamieszki wywołało uwięzienie byłego premiera Zumy, polityka skorumpowanego i skazanego za korupcję. Odszedł ze stanowiska właśnie z powodu korupcji, ale zachował w partii ANC duże wpływy. Wcześniej nie robił sobie nic z wyroków i ze śmiechem komentował decyzje wymiaru sprawiedliwości w swojej „twierdzy” właśnie w prowincji Kwazulu-Natal.
Liczba ofiar śmiertelnych w tej prowincji, w której zamieszki i plądrowanie sklepów trwały od piątku, wzrosła do 26. Dochodzi do tego sześć zgonów w aglomeracji Johannesburga, potwierdzonych wczoraj przez prezydenta Cyryla Ramaphosę.
Zwolennicy Jacoba Zumy blokują drogi, podpalają ciężarówki, napadają i grabią sklepy. Zamieszki rozprzestrzeniły się na obszar metropolitalny Johannesburga, ekonomicznej stolicy kraju. Trwały także w nocy z poniedziałku na wtorek 13 lipca. Największe miały miejsce w Soweto, na zachód od Johannesburga. Do poniedziałku zatrzymano ponad 200 osób.
Prezydent Cyril Ramaphosa wystąpił w TV i chociaż ani razu nie wspomniał o Jacobie Zumie skazanym na 15 miesięcy więzienia za znieważanie wymiaru sprawiedliwości, to stanowczo potępił protesty.
Źródło: AFP/ Le Figaro