Walka z koronawirusem na całym świecie to jedno wielkie trwonienie przez władze publiczne zasobów, kapitałów i potencjału rozwojowego, a co więcej, zmuszanie sektora prywatnego do takiego samego marnotrawstwa.
Mówili, żeby zakładać maski. Okazało się, że maski nie za dobrze działają. Mówili, że wirus przenosi się przez dotyk. Okazało się, że to nieprawda. Amerykańska agencja Centra Kontroli i Zapobieganiu Chorobom poinformowała, że nie ma potrzeby regularnego czyszczenia klamek, siedzeń i innych powierzchni, gdyż ryzyko zarażenia się koronawirusem po dotknięciu zanieczyszczonej powierzchni wynosi mniej niż 1 na 10 tysięcy, co potwierdził Emanuel Goldman, mikrobiolog z amerykańskiego Uniwersytetu Rutgersa, który powiedział, że Sars-Cov-2 to nie jest wirus, którym można się zarazić przez dotknięcie.
Lockdown nie wstrzymuje covida…
Aby chronić pracowników i klientów przed koronawirusem, w firmach, urzędach, szkołach, restauracjach i sklepach zainstalowano bariery z pleksiglasu. Po wybuchu pandemii w USA sprzedaż pleksiglasu potroiła się do około 750 mln $. Teraz okazuje się, iż żadne badanie nie potwierdza, że taka bariera jest skuteczna. Joseph Allen z Harvard T.H. Chan School of Public Health stwierdził, że żadne badanie nie wykazało, iż plastikowe bariery faktycznie zapobiegają rozprzestrzenianiu się koronawirusa. A to dlatego, że z pleksi ludzie nadal oddychają tym samym wspólnym powietrzem. Mało tego, plastikowe osłony stworzyły „fałszywe poczucie bezpieczeństwa”. Badanie opublikowane przez czasopismo „Science” sugeruje, że osłony na biurko mogą nawet nieznacznie zwiększyć ryzyko wystąpienia objawów podobnych do COVID-19, a publikacja z Japonii powiązała pleksi z infekcjami w słabo wentylowanym biurze. Inny eksperyment dowiódł, że panele boczne z pleksi wokół biurek zwiększały ryzyko przenoszenia wirusa poprzez blokowanie przepływu powietrza.
Jednak przede wszystkim w związku z prawdopodobnym nowym lockdownem już w połowie sierpnia (minister zdrowia Adam Niedzielski straszy, że „mogą wrócić obostrzenia”), którego prawdziwą przyczynę opisuje m.in. autor świetnej, wydanej przez Wektory książki „Operacja Pandemia” (chodzi o to, by za pomocą strachu oraz huśtawki zaostrzania i luzowania ograniczeń niszczyć ludziom psychikę, a tym samym zdrowie i opór wobec władzy), warto przywołać szereg badań, które wskazują, że zamknięcie gospodarki i ludzi w domu nie przeciwdziała rozprzestrzenianiu się koronawirusa.
Z opublikowanego w „The Wall Street Journal” badania Caseya Mulligana, ekonomisty z Uniwersytetu Chicagowskiego, wynika, że infekcja rozprzestrzeniłaby się szybciej w większych niż w mniejszych grupach, gdyby obie stosowały podobne praktyki. Jednak ponieważ większe organizacje mają motywację do stosowania drogich metod profilaktyki, mogą lepiej zapobiegać niż gospodarstwa domowe z mniejszą liczbą osób. Mulligan pisze, że dostępne dane ze szkół, szpitali, domów opieki, zakładów przetwórstwa spożywczego, stylistów fryzur i linii lotniczych pokazują, że pracodawcy stosowali bariery fizyczne, takie jak maski i filtrowanie powietrza, ale także dystans czy badania przesiewowe. Gospodarstwa domowe rzadziej stosowały podobne środki ostrożności. Według badania, wskaźniki transmisji na mieszkańca w analizowanych miejscach drastycznie spadły, zwykle do poziomów niższych niż transmisja w gospodarstwie domowym. Mulligan zauważył, że delikatnie mówiąc, domy nie stały się miejscami odosobnienia i zerowej transmisji. W najlepszym razie blokady były nieszczelne, a ponieważ ludzie są zwierzętami społecznymi, to spotykali się z przyjaciółmi i krewnymi.
Z kolei według „Forbesa”, zespół naukowców z Harris School of Public Policy Uniwersytetu Chicagowskiego stwierdził, że ograniczenia w mobilności, obowiązkowe zamykanie firm i inne surowe ograniczenia nie wykazały znaczącej różnicy w liczbie infekcji koronawirusem lub zgonów podczas pierwszego ataku koronawirusa na wiosnę 2020 roku. Tymczasem w maju br. Youyang Gu, inżynier po MIT i analityk danych, opublikował statystyki pokazujące, że ograniczenia rządowe nie były skorelowane z niższą śmiertelnością na COVID-19 w USA. Były jednak powiązane z wyższym bezrobociem. „W USA nie ma korelacji między zgonami z powodu COVID a zmianami stóp bezrobocia. Jednak w niebieskich stanach [z większymi restrykcjami – przyp. T.C.] prawdopodobieństwo większego wzrostu bezrobocia jest znacznie większe” – napisał Gu, twórca covid19-projections.com, serwisu do modelowania pandemii. „Większe ograniczenia w stanie NIE są skorelowane z mniejszą liczbą zgonów związanych z COVID-19. Jednak więcej restrykcji JEST skorelowanych z wyższym bezrobociem” – podkreślił.
…ale rujnuje gospodarkę
Do czerwca br. na przeciwdziałanie społecznym i ekonomicznym skutkom pandemii amerykański Kongres uchwalił wydatki na poziomie 5,9 biliona $, z czego do chwili obecnej zostało wypłacone 4,1 biliona $. Już wiadomo, że ok. 850 mln $ z tych kwot zostało zmarnowane. Co najmniej 350 mld $ niepotrzebnie przekazano stanom, około 236 mld $ strwoniono poprzez program ubezpieczenia od bezrobocia, a kolejne 260 mld $ stracono na potencjalnie niewłaściwe płatności dokonywane przez Urząd ds. Małego Biznesu. Te biliony niewiele pomogły.
Jak czytamy w serwisie wolnościowej amerykańskiej Fundacji Edukacji Ekonomicznej: „szkody wynikające z blokad są jednak niezaprzeczalne: załamanie gospodarcze, utrata milionów miejsc pracy i przedsiębiorstw, szalejące wydatki, rosnące zadłużenie i ubóstwo, eksplozja przedawkowania narkotyków, słabe zdrowie psychiczne i załamanie badań przesiewowych zdrowia (w tym raka), które będzie skutkować setkami tysięcy zgonów w nadchodzących latach – jeśli nie milionami”.
W 2020 roku lockdown w USA zmniejszył PKB o 3,5 proc., mimo że rząd federalny wydał ponad 2,6 biliona $ na pomoc. Miliony dzieci miały opóźnienia w nauce, a prawie 100 tysięcy firm zostało zamkniętych na dobre. Co ciekawe, skutek jest taki, że w porównaniu ze styczniem 2020 roku w USA na koniec marca br. płace klasy wyższej wzrosły o 2,4 proc., podczas gdy wynagrodzenia klasy średniej spadły o 4,5 proc., a niższej zredukowano aż o 23,6 proc. (dane Harvarda, Uniwersytetu Browna oraz Fundacji Billa i Melindy Gatesów).
Nie lepiej było w Unii Europejskiej, gdzie według danych Komisji Europejskiej, PKB w 2020 roku spadł o 6,3 proc. Najbardziej w Hiszpanii (aż o 11 proc.), w Grecji (10 proc.) i na Malcie (9 proc.), a w Polsce stosunkowo niewiele, bo o 2,8 proc. Z powodu koronakryzysu Włochy (spadek PKB w 2020 roku wyniósł 8,8 proc.) straciły 945 tysięcy miejsc pracy, a według World Travel & Tourism Council, restrykcje nałożone na podróżowanie i turystykę tylko w 2020 roku spowodowały, że kraj utracił 120,6 mld euro.
Polskie marnotrawstwo
W Polsce zastosowano podobne antykowidowe środki, jak w USA i innych krajach Unii Europejskiej. Wydano miliardy z kieszeni podatnika. Jak poinformowała Marlena Maląg, minister rodziny i polityki społecznej, od początku pandemii do lutego 2021 roku na przeciwdziałanie gospodarczym skutkom pandemii rząd przeznaczył około 185 mld złotych. Z kolei prezes ZUS podała, że Zakład udzielił zwolnień ze składek na kwotę 13 mld złotych, 294 podmiotom odroczył termin opłacania składek, a świadczenie postojowe wypłacił 5 mln osób. Z Wieloletniego Planu Finansowego Państwa wynika, że w porównaniu z rokiem 2019 dotacje dla przedsiębiorców w 2020 roku wzrosły o 3,3 pkt proc., do poziomu 3,8 proc. PKB, osiągając dynamikę nominalną aż 744,1 proc. rok do roku!
W Ministerstwie Zdrowia udało mi się pozyskać także nieco innych danych na ten temat. Przede wszystkim do pierwszych dni czerwca 2021 roku na mocy polecenia ministra zdrowia Narodowy Fundusz Zdrowia wypłacił placówkom ponad 5,7 mld złotych na dodatkowe wynagrodzenie dla personelu medycznego za pracę w związku ze zwalczaniem epidemii COVID-19. Dodatkowe wynagrodzenie otrzymało 36.561 lekarzy, 53.906 pielęgniarek, 19.708 ratowników medycznych oraz 13.063 pozostałych pracowników medycznych. Łącznie to armia 123.238 osób. Średnio na osobę przypadło ponad 46 tysięcy złotych.
Na testy RT-PCR wydano blisko 2,5 mld złotych. „Zeszłej doby wykonano ponad 48 tys. testów tylko po to, aby wykryć 227 pozytywnych przypadków. Przy koszcie ok. 350 złotych za jeden wykonany test proszę sobie wyliczyć, ile marnotrawimy dziennie pieniędzy polskich podatników !!! Wyliczcie sobie, ile kosztuje wykrycie jednego przypadku! Jak Wam się nie chce, to podam – ponad 74.000 złotych ! Naprawdę są ludzie, którzy uważają, że ma to jakikolwiek sens? Nie ma bardziej potrzebujących? Nie można bardziej racjonalnie wydawać tak dużych kwot? Pamiętajcie, że mówię o dziennych wydatkach!!!” – napisał na Facebooku Bogdan Morkisz ze Zjednoczonych dla Polski.
Niestety to nie koniec pandemicznych wydatków. Ze środków Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 na zakup szczepionek przeciwko tej chorobie do tej pory wydano ponad 1,056 mld złotych. Zobowiązania dotyczące zakupów są finansowane sukcesywnie w miarę dostarczania szczepionek. Teraz rząd negocjuje nabycie 30 mln nowych szczepionek, bo sugeruje się, że przyjęte pół roku temu przestają już działać i konieczna będzie trzecia dawka. Ponadto na utworzenie i funkcjonowanie szpitali tymczasowych otwieranych przez wojewodów przekazano środki w wysokości około 513 mln złotych, nie licząc pozostałych szpitali, tworzonych odpowiednio przez Ministerstwo Aktywów Państwowych, Ministerstwo Obrony Narodowej oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Z kolei na respiratory wydano ponad 66 mln złotych.
Jednak ludzie na całym świecie mają już dość antycovidowej polityki lockdownowej i kolejne zaciągnięcie pasa na jesieni może wywołać ogólnoświatowy bunt. „NIE dla paszportów covidowych, TAK dla wolności!”, „NIE dla przymusowych szczepień na COVID-19”, „Jesteśmy tu, by odzyskać naszą wolność!” – takie hasła pojawiły się 26 czerwca br. w Londynie podczas wielotysięcznej manifestacji przeciwko polityce lockdownowej, segregacji sanitarnej i przymuszaniu do szczepień przeciwko COVID-19! Kiedy podobne demonstracje ruszą w Polsce?
Tomasz Cukiernik
-
Odwiedź Bibliotekę Wolności i sprawdź interesujące pozycje!
-
Chcesz nas wspomóc? Możesz wpłacić dobrowolną kwotę na naszą fundację
-
Najnowsze e-wydanie „Najwyższego Czasu!” »»