Nieskuteczne maski. Potrzebny społeczny bunt!

Maseczka trafia do śmietnika Źródło: Pixabay
Maseczka trafia do śmietnika Źródło: Pixabay
REKLAMA

Wiemy na 100%, że maski ani nie chronią przed zakażeniem się wirusem grypy czy koronawirusem, ani nie redukują ryzyka (prawdopodobieństwa) zakażenia się tymi wirusami układu oddechowego. Nie ma też znaczenia, czy używamy masek własnej roboty, czyli tzw. materiałowych (społecznościowych), chirurgicznych czy typu N95 (odpowiednikiem w Europie jest FFP2). Nie ma między nimi żadnej różnicy w kwestii ochrony czy redukcji ryzyka zakażenia się wspomnianymi wirusami. Takie są jednoznaczne wyniki wszystkich randomizowanych kontrolowanych badań klinicznych (ang. RCT), które uznawane są w medycynie za najbardziej wiarygodne, za „złoty standard” badań klinicznych.

III tom „Fałszywej pandemii. Krytyki naukowców i lekarzy” poświęcony jest przede wszystkim skuteczności masek przeciw zakażeniom wirusami układu oddechowego oraz skutkom ubocznym ich noszenia. W jednej z publikacji tak zostało to podsumowane: „Chociaż badania mechanistyczne potwierdzają potencjalny wpływ higieny rąk czy noszenia masek, to jednak dowody pochodzące z czternastu randomizowanych kontrolowanych badań tych środków (higiena rąk oraz noszenie masek) nie potwierdziły istotnego wpływu na transmisję laboratoryjnie potwierdzonej grypy. Podobnie znaleźliśmy ograniczone dowody skuteczności wzmożonej higieny rąk oraz sprzątania otoczenia”*. Wszystkie RCT-y ze zweryfikowanymi wynikami (zakażenie potwierdzone laboratoryjnie, a nie deklaratywnie czy na podstawie objawów, co obarczone jest błędem) mówią to samo, a mianowicie, że ludzie noszący maskę (bez względu na jej rodzaj) zarażają się tak samo jak ci, którzy jej nie noszą.

REKLAMA

Potrzebny społeczny bunt

W medycynie opartej na dowodach badania randomizowane z grupą kontrolną są najbardziej wiarygodne i dlatego badania nie będące nimi, które wskazują na skuteczność masek, jak i opinie ekspertów, którzy uważają, że maski są skuteczne lub redukują ryzyko zakażenia, należy uznać za całkowicie błędne.  Wynika to z tzw. hierarchii danych naukowych:

zmierzając w kierunku wierzchołka piramidy, wiarygodność uzyskanych danych wzrasta i odwrotnie, kierując się ku dołowi, wiarygodność spada i zwiększa się prawdopodobieństwo błędu. Jak widać, wbrew pozorom, opinie ekspertów są najmniej wiarygodne. Wiarygodność zaś stwierdzeń polityków sytuuje się gdzieś w podziemiach piramidy. Metaanaliza i przegląd systematyczny RCT-ów to wspólna analiza więcej niż jednego badania randomizowanego w celu uzyskania większej mocy statystycznej, a więc i wiarygodności uzyskanych w badaniach wyników. I takie właśnie najbardziej wiarygodne analizy, jakie zna medycyna na światowym poziomie, dowiodły całkowitej nieskuteczności masek w zapobieganiu infekcjom wirusowym dróg oddechowych. Z tego powodu zachęcam do obywatelskiego nieposłuszeństwa i nienoszenia nieskutecznych maseczek oraz nieprzyjmowania mandatów za ich brak. Ufam, że III tom „Fałszywej pandemii” będzie cennym i najwyższej jakości merytorycznym materiałem dowodowym w procesach sądowych dotyczących (nie)zasłaniania nosa i ust.

Nie powinniśmy godzić się na to, żeby niekompetentni politycy i upolitycznieni eksperci (jak choćby były minister zdrowia Łukasz Szumowski, który w wywiadzie dla radia RMF na początku „pandemii” śmiał się z noszących maski, a później zamaskował całe społeczeństwo) nakładali na nas ciężary, które są bezsensowne, co wiemy ze 100-procentową pewnością.

Prof. med. Inges Kappstein, specjalistka w zakresie mikrobiologii, wirusologii i epidemiologii zakażeń oraz higieny i medycyny środowiskowej, w swoim naukowym artykule (pełen jego przekład znajduje się w III tomie „Fałszywej pandemii”) dotyczącym noszenia masek przez całe społeczeństwo w miejscach publicznych wykazała, że: „Ani RKI [Instytut im. Roberta Kocha w Niemczech], ani WHO [Światowa Organizacja Zdrowia], ani ECDC [Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób], ani CDC [Centra Prewencji i Kontroli Chorób w USA] nie przedstawili danych naukowych na temat pozytywnych efektów skuteczności masek w miejscach publicznych (w sensie zmniejszonej „szybkości rozprzestrzeniania się COVID-19 w populacji”), ponieważ takie dane nie istnieją”*. Co więcej, uczona dochodzi do wniosku, że noszenie masek w miejscach publicznych „potencjalnie odnosi przeciwny skutek”, czyli liczba zarażeń może wzrosnąć na skutek ich noszenia! Jesteśmy zatem zmuszani do noszenia masek mimo to, że nie istnieją dowody naukowe co do skuteczności i bezpieczeństwa takiego postępowania. Należy zdać sobie sprawę, że jeśli politycy czy tzw. eksperci nakazują nam noszenie masek, to na nich spoczywa ciężar dowodu, że jest to właściwe postępowanie. Jeśli takich dowodów nie ma, a jest to przecież kwestia czysto medyczno-naukowa, to należy się zbuntować. Jesteśmy wolnymi ludźmi i nie musimy godzić się na pseudonaukowe, medyczne eksperymenty, jakie znamy z historii.

Chirurdzy to inna historia

Warto też rozprawić się z argumentem, że przecież lekarze, np. chirurdzy, noszą maski, z czego miałoby wynikać, że są one skuteczne przeciw zakażeniu się wirusami układu oddechowego. Bardzo dobrze wyjaśnił tę kwestię dr med. Jim Meehan: „Jestem chirurgiem, który wykonał ponad 10 tys. zabiegów chirurgicznych, nosząc maskę chirurgiczną. (…) Założenie, że noszenie masek przez chirurgów stanowi dowód na to, iż „maski muszą działać korzystnie w powstrzymywaniu transmisji wirusa”, jest błędem logicznym, który zaklasyfikowałbym jako argument fałszywej równoważności lub porównywanie „jabłek do pomarańczy”. (…) chirurdzy rzeczywiście noszą maski, aby zapobiec zakażeniu pola operacyjnego oraz odsłoniętych tkanek wewnętrznych pacjenta tym, co może wydostać się na zewnątrz z ich dróg oddechowych. (…) Gdyby chirurg był chory, a zwłaszcza na infekcję wirusową, nie przeprowadzałby operacji, bo wie, że jego maska chirurgiczna NIE powstrzyma wirusa”*.

Poza faktem, że maski nie są skuteczne, powodują one również negatywne skutki uboczne. W badaniach u ogółu populacji raportowane są m.in. takie: duszność, niedotlenienie, hiperkapnia (podwyższony stan dwutlenku węgla we krwi), zwiększona kwasowość i toksyczność, wzrost poziomu hormonów stresu, zmęczenie, stany zapalne, obciążenie psychiczne. Natomiast u dzieci występują: rozdrażnienie, bóle głowy (w tym migreny), problemy z koncentracją, pogorszenie nastroju, niechęć do wyjścia do szkoły lub przedszkola, pogorszenie zdolności uczenia się, senność, ograniczenie mimiki emocjonalnej, negatywny wpływ na nabywanie umiejętności społecznych.

Randomizowane badania z grupą kontrolną były tak projektowane, żeby odpowiedzieć na pytanie, czy maski są skuteczne. Pytaniem innej natury, którego nie należy mylić z wyżej postawionym, jest pytanie o to, jak to się dzieje, że maski nie są skuteczne, a więc o mechanizm. Możemy i mamy odpowiedź na pytanie czy, a jednocześnie trwa dyskusja naukowa próbująca wyjaśnić jak. Bardzo interesującą kwestią jest to, dlaczego mamy w ogóle więcej zachorowań i zgonów sezonowo (okresowo), a nie są one równomiernie rozłożone w ciągu roku? Najbardziej przekonywującym dla mnie wyjaśnieniem jest takie, że transmisja wirusów układu oddechowego zależy w głównej mierze od bezwzględnej wilgotności powietrza. Im bardziej suche powietrze, tym większe prawdopodobieństwo zakażenia. Zakażamy się przede wszystkim w pomieszczeniach o suchym powietrzu, które występuje w czasie jesienno-zimowym podczas okresu grzewczego. W takim powietrzu wydychane kropelki zawierające wirusy są bardzo małe (tzw. aerozole) i mogą unosić się godzinami w (zamkniętym) pomieszczeniu. Są one tak drobne, że stanowią część powietrza i bardzo łatwo są wdychane pomimo maski aż do płuc. Gdy wilgotność wzrasta, aerozole łączą się ze sobą (aglomerują), co powoduje zwiększenie masy i tym samym opadanie pod wpływem siły grawitacji. Liczba wirusów w powietrzu, a co za tym idzie zakażeń, wówczas drastycznie spada, co powoduje oczywiście mniej zachorowań i zgonów.

Oddajmy na koniec jeszcze raz głos dr. Meehanowi: „Mimo że podmioty rządowe zajmujące się zdrowiem publicznym zmieniły o 180 stopni swoje rekomendacje w tej kwestii, nauka pozostała niezmienna. W międzyczasie nie pojawiły się też nowe badania wspierające tezę o konieczności noszenia masek w miejscach publicznych”*.

Mariusz Błochowiak

*„Fałszywa pandemia. Krytyka naukowców i lekarzy”, tom III – książka dostępna w TYM miejscu

Dr Mariusz Błochowiak – doktor fizyki, pracował naukowo w Instytucie Maxa Plancka w Moguncji oraz instytucie badawczym SINTEF w Oslo. Opracował i opatrzył wstępem trzy tomy „Fałszywej pandemii. Krytyki naukowców i lekarzy”.


REKLAMA