Co kupujemy od Amerykanów i na czym polega problem?

Czołgi M1 Abrams. Zdjęcie ilustracyjne.
Czołgi M1 Abrams. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: PAP
REKLAMA
14 lipca 2021 roku ogłoszono w jednostce w Wesołej zakup 250 amerykańskich czołgów M1A2 Abrams SEP v3, czyli najnowszej odmiany tego znanego wozu. Czołgi te są oczywiście pojazdami bardzo wysokiej klasy i stanowią dużą wartość bojową. Problem polega na tym, że będziemy jedyną armią na świecie wyposażoną w niemieckie Leopardy 2 i amerykańskie M1A2 Abrams, posiadając dwa niezależne systemy logistyczne i dwa niezależne systemy szkolenia. Posiadając – jak zdołamy je oczywiście utrzymać.

Czołgi są nam oczywiście bardzo potrzebne. We współczesnych armiach podstawową siłą na lądzie jest trio złożone z wojska pancernych, wojsk zmechanizowanych i artylerii, uzupełnione czwartym bojowym elementem – wojskami aeromobilnymi, czyli piechotą transportowaną drogą powietrzną – przede wszystkim śmigłowcami.

Oczywiście do działania ta główna siła uderzeniowa potrzebuje skutecznego rozpoznania w postaci naziemnego zwiadu, bezpilotowych aparatów latających, rozpoznania radioelektronicznego i napływu informacji z innych źródeł (satelity, meldunki wojsk, wywiad osobowy itd.). Potrzebuje też osłony przeciwlotniczej, wsparcia saperskiego, łączności i dowodzenia, wsparcia lotniczego, a także – co bardzo, ale to bardzo ważne – efektywnego wsparcia logistycznego.

REKLAMA

Na lądzie do trio działa następująco. Czołgi torują drogę w działaniach manewrowych. Jednak same czołgi są bezbronne wobec dobrze zamaskowanej broni przeciwpancernej, dlatego potrzebują piechoty, która zapewnia nie tylko obronę czołgów przed środkami przeciwpancernymi (które są niszczone przez piechurów i wskazywane czołgom do zniszczenia), ale piechota też zajmuje zdobyty teren i konsoliduje go, utrzymuje bezpieczne szlaki komunikacyjne i towarzyszy czołgom by oczyścić tereny zurbanizowane. Czołg i piechur to nierozerwalny duet, który na polu walki jest cały czas razem. Trzecim filarem jest artyleria, która w przypadku napotkania silniejszego wroga potrafi zwalić na niego lawinę ognia, obezwładnić i przytłoczyć, dając szanse czołgom z piechotą, by go pokonali. Artyleria jest też w stanie spuścić zdrowy łomot tym jednostkom wroga, które jeszcze nie starły się z naszymi czołgami i piechotą, tylko dopiero ściągają z różnych kierunków, by uzyskać nad nami niespodziewaną przewagę.

Dlatego właśnie wojska pancerne, piechota zmechanizowana i artyleria stanowią nierozerwalną drużynę i jeśli z tej trójki zabierzemy dowolny element, to pozostałe gwałtownie tracą swoją skuteczność.

Jednak bez logistyki i bez wyszkolonego personelu i tak wszystkie te metalowe zabawki są całkowicie bezużyteczne.

M1A2 Abrams SEP v3

Nie ulega najmniejszych wątpliwości, że czołgi, które zamierzamy kupić, mają wysoką wartość bojową. Mają solidną ochronę pancerną w postaci kompozytowych płyt pancernych ze spiekami ceramicznymi, które wytrzymują bardzo wiele, choć żaden pancerz nie ochroni przed współczesnymi kierowanymi pociskami przeciwpancernymi. Dlatego muszą być one neutralizowane przez towarzyszącą piechotę i interweniującą na polu walki artylerię, ewentualnie przez towarzyszące atakowi czołgów śmigłowce bojowe. M1A2 SEP v3 jest wyposażony w system obrony aktywnej – taki zestaw ostatniej szansy, czyli izraelski Trophy Active Protection System (APS) firmy Rafael, wykrywający nadlatujące pociski przeciwpancerne radarem milimetrowym i zestrzeliwującym je w locie małymi ładunkami wybuchowymi wystrzeliwanymi ze specjalnych wyrzutni. Czołg M1A2 ma dokładnie tę samą armatę kal. 120 mm, jaka jest używana na niemieckim Leopardzie, ale amunicja jest inna. Amerykanie bowiem strzelają z niej własną amunicją i do niej właśnie jest zaprogramowany komputer kierowania ogniem, który jest sercem systemu celowniczego, umożliwiającym celne strzelanie. Najnowsze typy amunicji są właśnie wprowadzane wraz z M1A2 SEP v3. Są to doskonałe podkalibrowe pociski przeciwpancerne M829A4 oraz nowoczesne, wielozadaniowe pociski XM1147 Advanced Multi Purpose (AMP), które można programować do wybuchu nadziemnego, kiedy to zasypują wroga odłamkami, bądź do silnego wybuchu naziemnego albo też do niszczenia bunkrów (wówczas ich zapalnik działa ze zwłoką, detonując pocisk po wbiciu się we wrogie umocnienia). Programowanie pocisku odbywa się przyciskami systemu kierowania ogniem, dzięki systemowi ammunition data link. Jednym słowem: M1A2 SEP v3 (SEP –System Enhancement Program) to czołg o wysokiej wartości bojowej. Pełna beczka miodu. O dziegciu będzie dalej…

Warto w tym miejscu dodać, że kupujemy pojazdy, które pochodzą z przebudowy starszych maszyn, wycofanych z US Army. Abramsy nie są bowiem już produkowane. Amerykanie dla siebie odbudowują starsze Abramsy, ale mają ich po zimnej wojnie tyle, że starczy i dla nas.

Nie ma co się obawiać. Po gruntownym remoncie, w czasie którego wymienia się wszystkie niemal elementy na nowe, pozostawiając samą „skorupę”, resurs czołgu jest zerowany. Czyli dostaje on nowe życie na dziesiątki lat i tysiące kilometrów do przejechania. Dlatego naszych M1A2 SEP v3 będzie można używać przez kilka dekad. Znając życie i polską armię, to pewnie dotrwają w służbie do końca XXI wieku.

Solidna łyżka dziegciu

Czołg wymaga troski i opieki. Sam o siebie nie zadba. Aby utrzymać go w gotowości, trzeba go nieustannie serwisować, dokonywać przeglądów, wymieniać zużyte lub uszkodzone elementy na nowe, dbać o sprawność całej jego rozbudowanej elektroniki, sprawdzać instalację elektryczną, hydrauliczną, napęd, zawieszenie, przechowywać i konserwować amunicję do niego.

Pierwsza sprawa to fakt, że nasze czołgi, czyli poradzieckie T-72M, zmodernizowane PT-91 Twardy i niemieckie Leopardy 2, są zbudowane w systemie metrycznym. Jak weźmiemy klucz 12 czy 18 albo większy, to odkręcimy czy przykręcimy wiele elementów na wszystkich typach. M1A2 Abrams natomiast jest zbudowany w systemie calowym. I w nim posiadanymi narzędziami niczego nie zrobimy. Chyba że młotkiem. Dlatego trzeba kupić cały zestaw nowych narzędzi wszelkich typów, by móc serwisować pojazd zbudowany w systemie calowym. Nota bene przyda się też do naszych Homarów (artyleryjskich wyrzutni rakietowych HIMARS), bo te, zamiast posadowić wyrzutnie na Jelczach, kupiliśmy na całkiem nietypowych amerykańskich ciężarówkach.

Należy też stworzyć cały system obsług technicznych wszystkich elementów tego czołgu. Na przykład wszystkie używane w Polsce czołgi mają tłokowe silniki wysokoprężne. A Abrams ma turbinę gazową Honeywell AGT1500C o mocy 1500 KM. Dzięki niej ten 67-tonowy wóz może się rozpędzić do 70 km/h. Tylko kto potrafi obsłużyć silnik turbinowy? Specjaliści są raczej w jednostkach lotniczych, a nie w pancernych. A zatem musimy nauczyć personel obsługi silnika typowego raczej dla śmigłowców niż pojazdów naziemnych. Do obsługi tej jednostki napędowej trzeba mieć cały zestaw oprzyrządowania.

Podobnie jest z obsługą wszystkich systemów czołgu, a zwłaszcza jego rozbudowanej elektroniki – kamer termowizyjnych różnych typów (celowniczego, dowódcy), dalmierza laserowego, czujników danych atmosferycznych, systemu obrony aktywnej, układów nawigacji, łączności, dowodzenia… Bardzo wiele różnych bloków elektroniki. Trzeba mieć w magazynach zapasowe, a uszkodzone odsyłać do naprawy. No i trzeba mieć gdzie je odesłać…

Zgodnie z dostępnymi informacjami, płacimy za te 250 czołgów ponad 23 miliardy złotych – między innymi dlatego, że kupujemy też wsparcie logistyczne na pewien okres (nie podano na jaki). Ma to swoje zalety, ale ma też liczne wady, bo bardzo uzależniamy się od innego państwa. Warto budować własny system wsparcia logistycznego uzbrojenia – na tyle samowystarczalny, na ile się da.

Jak wiadomo, z Amerykanami ostatnio też nie mamy najlepszych stosunków. Gdyby sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej i gdyby się oni z Polski wycofali, uznając nas za kraj niedemokratyczny, skłócony z ich głównymi europejskimi partnerami i niewarty wspierania, to zostaniemy z tymi czołgami sami. Żeby choć te calowe klucze nam zostawili…

Jest jeszcze jeden mankament. Amerykańskie czołgi mają własny system dowodzenia i zarządzania polem walki – Force XXI Battle Command, Brigade-and-Below (FBCB2), współpracujący z radiostacjami SINGCARS. A Polacy używają opracowanych u nas systemów dowodzenia, przede wszystkim systemu Szafran, używanego na szczeblu dywizji i brygady, w batalionie używamy ZWDS-10S. Problemem będzie wzajemnie połączenie obu tych raczej niekompatybilnych systemów dowodzenia.

Przez 20 lat rozwijaliśmy bazę obsługową dla niemieckich czołgów Leopard 2A4/5. System, kosztem gigantycznego wysiłku, został wdrożony. Zaangażowano nasz własny przemysł, który modernizuje posiadane wozy do standardu Leopard 2PL. Dostawy zmodernizowanych czołgów idą bardzo opornie. Do tej pory odebraliśmy 16 zmodernizowanych czołgów z planowanych 142. Po prostu polski przemysł zbrojeniowy pod zarządem „tłustych kotów” obsadzonych tu na wszystkich możliwych stanowiskach kierowniczych, zwykle bez żadnych kompetencji, nie jest obecnie zdolny do wykonywania poważniejszych zadań. Zapewne rządzący wiedzą o tym i dlatego zakup Abramsów to kolejny już gigantyczny zakup zbrojeniowy bez żadnego off-setu i jakiegokolwiek zaangażowania polskiego przemysłu obronnego.

Potężny problem szkolenia

Wdrożenie tak nowoczesnego sprzętu bojowego o wielkim stopniu komplikacji, rodzi gigantyczny problem szkolenia. Poznanie wszystkich systemów nowego czołgu, nauczenie się wykorzystania wszystkich zakresów pracy, uświadomienie sobie niuansów pracy systemów tak, by wykorzystać ich możliwości w najbardziej efektywny sposób, to miesiące nauki teoretycznej i praktycznej. Polscy inżynierowie będą musieli „rozgryźć” te zakresy i tryby pracy urządzeń, jak one działają, na jakiej zasadzie, by zrozumieć sens fizyczny ich funkcjonowania. Bez tego nie da się użyć ich prawidłowo i efektywnie, nie da się rozpoznać awarii i poradzić sobie w przypadku ich częściowej niesprawności, co będzie na polu walki całkiem naturalne.

Poznawanie Leopardów trwa u nas 20 lat. Te czołgi ma już przed nami niewiele tajemnic. Oficerowie, podoficerowie i żołnierze dzięki swojej ciężkiej pracy, studiowaniu różnych instrukcji obsługowych, ćwiczeniom na trenażerach i na realnych czołgach poznali je i potrafią na nich działać. Potrafią je skutecznie prowadzić, formować na nich szyki bojowe dostosowane do możliwości tych pojazdów, potrafią celnie strzelać z całego uzbrojenia (armaty i karabinów maszynowych), wykonywać uniki, pokonywać przeszkody wodne po dnie, poruszać się w trudnym terenie i wykonywać naprawy w warunkach polowych. W tym czasie wykonano olbrzymią pracę, dzięki której wykształcono specjalistów doskonale znających ten czołg, wszystkie jego systemy, zakresy i tryby pracy, ich ograniczenia, mocne i słabe strony.

A teraz musimy zrobić to samo z Abramsami. Musimy te czołgi „rozgryźć”, poznać, przetestować, zorientować się w ich wadach i zaletach, nauczyć się rozpoznawać niesprawności, nauczyć się postępowania w razie ich wystąpienia. To niewyobrażalnie trudny proces, zakrojony na lata, który zafundowaliśmy sobie na własne życzenie. Po wyważeniu jednych drzwi zabieramy się za wyważanie drugich.

Druga sprawa, że personel przypisany do Leopardów nie będzie mógł być łatwo przenoszony do jednostek Abramsów… Polityka kadrowa zostanie znacznie usztywniona, bo koszty szkolenia oficera czy podoficera na nowy typ mogą być zaporowe.

Wszystko wskazuje na to, że Abramsy trafią do Żelaznej Dywizji, czyli oczka w głowie nowej władzy – nowo odtworzonej 18. Dywizji Zmechanizowanej (poprzednio była to 1. Warszawska Dywizja Zmechanizowana). Ma ona jedną brygadę pancerną w Wesołej, która obecnie ma Leopardy 2A5. Wozy te najrozsądniej byłoby oddać z powrotem do Żagania, gdzie ich miejsce, bowiem znów 11. Lubuska Dywizja Kawalerii Pancernej miałaby Leopardy w obu swoich brygadach pancernych. Abramsy mają też trafić do nowo formowanego batalionu pancernego z 19. Brygady Zmechanizowanej z Lublina oraz do batalionu pancernego z Żurawicy, należącego do 21. Brygady Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa. W tym ostatnim wymienią staruszki T-72M, a w Lublinie nic nie wymienią, bo brygada powstaje niemal od zera, po rozwiązaniu kilka lat temu 3. Brygady Zmechanizowanej. Możliwe, że Abramsy tej 19. BZ trafią do nowego garnizonu na opuszczonym lotnisku wojskowym Biała Podlaska.

A ja mam pewną propozycję. Kiedy już 18. DZ („Żelazna Dywizja”) będzie miała Abramsy, a 11. Lubuska DKP („Czarna Dywizja”) będzie miała Leopardy, zaś 16. Pomorska DZ i 12. Szczecińska DZ – zmodernizowane PT-91 Twardy, kupmy dla tych dwóch ostatnich brytyjskie Challenger 2 i francuskie Leclerki. A dla WOT – izraelskie Merkavy 4. Wówczas będziemy mieć już pełną kolekcję współczesnych zachodnich czołgów. Dla każdego coś miłego…

Michał i Jacek Fiszer


REKLAMA