Epoka szalejącej socdemokracji. Krytyka lewicowych przechyłów

Zdj. ilustracyjne.
REKLAMA
Nareszcie ktoś ważny – ktoś, kto do niedawna kierował „ochronnym” filarem systemu Republiki Federalnej – powiedział to otwarcie i głośno: że niemieckie media „publiczne” (czyli urzędniczo-niczyje), a szczególnie ARD (wiodąca w Niemczech grupa telewizyjno-radiowa), mają wyraźny ideologiczny „przechył lewicowy”. A ich funkcjonariusze i redaktorzy ciągle manipulują przekazem i kłamią.

Były szef niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji, czyli takiej bezpieki demokracji – Hans-Georg Maaßen – był szefem tej tajnej służby „ochronnej” od początku sierpnia 2012 do listopada 2018 roku. Został zwolniony z tego bardzo ważnego stanowiska przez kierownictwo rządu i szefa federalnego MSW „w trybie pilnym” i odesłany na przedwczesną emeryturę – za krytyczne publiczne wypowiedzi wobec czołowych mediów i niektórych polityków.

Głównie za opinie dotyczące spraw związanych z prawie 2 milionami nielegalnych przybyszów z Azji, Afryki czy krajów bałkańskich, za udowadnianie i krytykowanie kłamliwych relacji wielkich mediów ze społecznych demonstracji i protestów wobec polityki rządu itp. Od maja br. 58-letni Hans-Georg Maaßen, dobrze wykształcony i doświadczony prawnik, jest ważnym kandydatem współrządzącej w Niemczech CDU we wrześniowych wyborach do Bundestagu – w południowej Turyngii.

REKLAMA

Hans-Georg Maaßen powiedział na początku lipca w TV Berlin (w wywiadzie z nim przeprowadzanym w tej prywatnej telewizji), że niemieckie media „publiczne”, a szczególnie ARD, mają wyraźny ideologiczny przechył lewicowy, a ich pracownicy ciągle kłamią i manipulują przekazem. Powiedział także (i chyba właśnie to najbardziej rozwścieczyło różnych mocno lewicowych funkcjonariuszy ARD i innych mediów), że należałoby dokładnie sprawdzić i przeanalizować biografie i powiązania niektórych redaktorów ARD. A przede wszystkim biografie redaktorów programu „Tagesschau” (takiego niemieckiego odpowiednika głównego telewizyjnego dziennika/nocnika z telewizji warszawskich), żeby sprawdzić, jakie cechy zawodowe i powiązania mają właściwie ci funkcjonariusze ARD, którzy przygotowują najważniejsze w Niemczech programy telewizyjno-informacyjno-propagandowe.

Według opinii Hansa-Georga Maaßena, redakcja programu „Tagesschau”, a także kilku innych programów telewizyjnych, składa się w znacznej większości z ideologicznych sympatyków pokomunistycznej Partii Lewica (Die Linke) oraz lewicowo-radykalnych Zielonych. Powiedział, że w jego ocenie aż około 90 proc. redaktorskich funkcjonariuszy ARD ma właśnie taki profil ideologiczny – wyraźnie i mocno lewicowy. Stwierdził także, że około 70 proc. ludzi zatrudnionych w tej stacji na stanowiskach dziennikarskich skłania się ku ideologii i Zielonych i Partii Lewica. A niektórzy z nich utrzymują nawet kontakty ze środowiskami „skrajnie lewicowymi” i ekstremistycznymi. Richtig und sehr gut!

Oczywiście takie zdecydowane i „nieprawomyślne” opinie osoby w Niemczech szeroko znanej i dość powszechnie szanowanej wywołały furię i medialne ataki środowisk lewicowych. A także nieskrywane niezadowolenie niektórych ważnych chadeków z CDU i CSU. Zdaje się, że środowiska lewicowe, w tym przede wszystkim te medialne, najbardziej wystraszył i zezłościł postulat swoistej lustracji biografii i powiązań dziennikarzy i funkcjonariuszy „publicznych” mediów – w ogromnej większości niemianowanych na te odpowiedzialne stanowiska na drodze jakichś całkiem otwartych i przejrzystych konkursów. Bo choć w Niemczech działa od lat cały państwowy system urzędniczych rad i gremiów mających zapewnić bezstronność oraz obiektywizm i „profesjonalizm” przekazu i działań pracowników ARD, ZDF i innych molochów – to jednak dość powszechnie wiadomo, że całkowitej bezstronności tych mediów brakuje zupełnie. A obiektywizm przekazu jest zjawiskiem rzadkim i dotyczącym na ogół spraw i tematów spoza sfery polityki, natomiast z tzw. profesjonalizmem bywa bardzo różnie i niekiedy kiepsko.

Hans-Georg Maaßen we wspomnianej wypowiedzi podał przykład typowej manipulacji w telewizyjnym przekazie: w roku 2019 w mieście Iserlohn w Zagłębiu Ruhry doszło do krwawego ataku jakiegoś ciemnoskórego nożownika na kilka osób na ulicy. Wiodące media, z ARD na czele, szybko wtedy podały, że sprawcą tego ataku był jakiś bliżej nieokreślony „mieszkaniec miasta”. Ale przecież (podobnie jak w przypadku niedawnego ataku w bawarskim Würzburgu, w czerwcu br., gdzie młody Murzyn z Somalii zabił nożem na ulicy aż trzy kobiety) nie był to typowy „mieszkaniec miasta”, a nielegalny przybysz z dalekiego kraju – mieszkający w niemieckim schronisku na koszt tubylczych podatników. W związku z tego rodzaju manipulacjami i fałszami przekazu mediów, coraz częstszymi, Hans-Georg Maaßen stwierdził: „Mamy więc do czynienia z już całkiem bezwstydnymi kłamstwami lub manipulacjami, czego 10 czy 15 lat temu jeszcze nie było”. Richtig!

Opinie byłego szefa niemieckiej bezpieki są tym bardziej ważne, bo (jak to wynika z niedawnych badań grupy pracowników uniwersytetu w Moguncji) poziom zaufania do tzw. mediów publicznych, takich jak ARD czy ZDF, utrzymuje się w Niemczech od lat na wysokim poziomie aż ok. 70 proc. To znacznie więcej niż średnia zaufania do wszystkich działających w Niemczech mediów, która np. w roku ubiegłym wynosiła ok. 56 proc. Z tych badań wynika też, że zaledwie 15 proc. ankietowanych Niemców zgodziło się z opinią, iż wielkie media i politycy działają wspólnie – manipulując informacyjnym i propagandowym przekazem, a więc także społecznymi nastrojami. A jeszcze 5 lat wcześniej uważało tak podobno aż 27 proc. badanych (wg dpa). Schlimm!

Krytyka ważnych instytucji UE…

Inna ważna krytyka „lewicowych przechyłów” – tym razem tych występujących w głównych instytucjach Unii Europejskiej – nadeszła dwa dni wcześniej ze strony innego byłego szefa ważnej instytucji RFN. Były przewodniczący (w latach 2010-2020) niemieckiego Federalnego Trybunału Konstytucyjnego Andreas Voßkuhle skrytykował dość mocno tzw. Komisję Europejską oraz Trybunał Sprawiedliwości UE (w swej wypowiedzi z 29 czerwca – cytowanej przez dziennik „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”). Voßkuhle zarzucił obu tym najważniejszym instytucjom UE ciągłe dążenia do utworzenia federacyjnego europaństwa – wbrew obowiązującym od lat unijnym traktatom i prawom. Ta jego opinia wywołała ponoć „oburzenie” (!) i kontrkrytykę licznych polityków RFN i funkcjonariuszy UE.

Należy przypomnieć, że to właśnie prof. Voßkuhle przewodniczył tym kilku posiedzeniom Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w latach 2010-2020, na których ten Trybunał kwestionował lub odrzucał różne ważne decyzje władz UE i władz RFN. Ostatnio chyba na posiedzeniu w maju ub. roku, na którym Trybunał z Karlsruhe odrzucił orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie prawnych podstaw masowego skupu papierów dłużnych eurorządów i wielomiliardowych kredytów Europejskiego Banku Centralnego (EBC) – udzielanych przez EBC już od roku 2012 rządom i centralnym bankom państw UE bezprawnie – niezgodnie  z unijnymi traktatami. Zdaniem sędziów z Karlsruhe, Trybunał Sprawiedliwości UE i Europejski Bank Centralny wielokrotnie przekroczyły swoje kompetencje. Voßkuhle ostrzegł także przed „prawnie niedozwoloną współpracą” Trybunału Sprawiedliwości UE i innych instytucji UE na niekorzyść podmiotów trzecich – tj. przede wszystkim na niekorzyść suwerennych państw UE, których suwerenność jest przez te i inne instytucje UE coraz częściej naruszana. Zu Recht!

…i ich centralistyczno-lewicowych roszczeń

Już w latach 1999-2005 co najmniej kilkunastu posłów, polityków i prawników bawarskiej CSU i ogólnoniemieckiej CDU, w tym m.in. dr Peter Gauweiler, prof. Karl Albrecht Schachtschneider, Johannes Singhammer czy Gerd Müller, wielokrotnie ostrzegało na łamach niemieckiej prasy, w tym na łamach wówczas najważniejszego i wtedy jeszcze dość konserwatywnego dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, że władze Unii Europejskiej, ich zamierzenia oraz wprowadzane rozporządzenia, dyrektywy i inne przepisy prawne stają się coraz bardziej lewicowe i w swej istocie eurosocjalistyczne. Ostrzegali, że cały (ówczesny) ustrój UE staje się coraz bardziej „francuski” – tj. jakobińsko-unitarno-centralistyczny. Jedną z głównych podstaw tego coraz bardziej „francuskiego” (czyli eurosocjalistyczno-totalitarnego) ustroju i polityki władz UE była stopniowo coraz większa władza unijnych komisarzy i unijnych sądów, z Trybunałem Sprawiedliwości UE na czele – ostrzegał Peter Gauweiler i inni wybitni niemieccy posłowie, prawnicy i ekonomiści. Niektórzy z nich, jak przede wszystkim dr Gauweiler i prof. Schachtschneider, kilkakrotnie wnosili skargi do niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego na unijne „konstytucje europejskie”, „traktaty lizbońskie” czy „polityki finansowe” i inne. Na ogół te ich prawne skargi były przez Trybunał i władze RFN w końcu odrzucane i w polityce nieuwzględniane. Ale co najmniej jeden raz odnieśli oni częściowy sukces. Bo w roku 2009 (30 czerwca) Trybunał uznał zasadność ich skargi dotyczącej niezgodnych z prawem Niemiec niektórych postanowień tzw. traktatu lizbońskiego UE. Chodziło wówczas głównie o orzeczone przez Trybunał z Karlsruhe „pierwszeństwo” i nadrzędność decyzji Bundestagu i izby wyższej parlamentu RFN, czyli Bundesratu (izby doświadczonych przedstawicieli rządów krajów związkowych, a nie przedstawicieli jakichś buraczano-szemranych partyjnych sitw, jak np. wielce żałosnych tzw. senatorów w Warszawie) nad decyzjami organów UE. Sehr schön!

Z wymienionego konserwatywnego środowiska ostatnio aż czterech znanych profesorów prawa i ekonomii zamieściło na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” ważny wspólny artykuł dotyczący relacji istniejących pomiędzy trybunałami konstytucyjnymi państw UE a Trybunałem Sprawiedliwości UE – zatytułowany: „Atak na suwerenność państw i narodów Unii Europejskiej. Nieprzemyślane postępowanie Komisji Unii Europejskiej grozi konstytucyjnym kryzysem na szczeblu narodowym i europejskim”. W tym artykule z 22 czerwca br. poważani w Niemczech profesorowie: Markus C. Kerber, Dietrich Murswiek, Christoph Degenhart i Hans-Detlef Horn m.in. przypomnieli, że tzw. Komisja Europejska postanowiła wszcząć przeciwko władzom RFN postępowanie o naruszenie unijnego traktatu, ponieważ orzeczenie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego z 5 maja 2020 roku o nielegalnym programie skupu papierów dłużnych większości państw UE przez EBC rzekomo miało być sprzeczne z prawem UE (Trybunał z Karlsruhe zarzucił EBC wyraźne przekroczenie uprawnień). Zdaniem autorów wspomnianego artykułu, był to „moment kulminacyjny w procesie burzliwej krytyki, która uderzyła w Trybunał z Karlsruhe po wydaniu przezeń tego wyroku”. Więc takie postępowanie Komisji Europejskiej jest „bezprecedensowe” i świadczy o trwającym konflikcie kompetencyjnym pomiędzy Trybunałem Sprawiedliwości UE a niemieckim Trybunałem Konstytucyjnym i trybunałami innych państw członkowskich.

Chodzi tu o sprawy fundamentalne: czy UE nadal stanowi wolny „związek państw”, którego uprawnienia opierają się wyłącznie na mandacie udzielonym mu przez państwa członkowskie, jak to zapisano w traktatach, czy staje się już (bezprawnie i faktycznie) czymś w rodzaju federalnego europaństwa o własnej suwerenności?

Widać więc, że ww. i inni doświadczeni i mądrzy niemieccy prawnicy i ekonomiści nie rezygnują z obrony fundamentalnych wartości: tradycyjnego prawa, wolności, własności czy pożądanego rzetelnego przekazu największych mediów. Czy ich starania i wypowiedzi odniosą jakikolwiek efekt prawny? Być może tak. A efekt polityczny? Prawie na pewno nie. Bo w epoce szalejącej socdemokracji i coraz bardziej lewicowych nastrojów ogłupianych przez telewizje mas „wyborców” wydaje się to niestety bardzo wątpliwe.

Tomasz Mysłek


REKLAMA