Tesla ma zapłacić milion dolarów byłemu pracownikowi, który oskarżył swoich przełożonych o rasizm. Niejaki Melvin Barry, Afroamerykanin, był zatrudniony w fabryce Tesli w Alameda w Kalifornii. Twierdzi, że w 2015 roku jeden z menedżerów nazwał go „Negrem”.
Był zatrudniony jako zaopatrzeniowiec. Po kłótni miał otrzymywać cięższe i wymagające więcej wysiłku prace. Tesla temu zaprzecza, ale sąd w postępowaniu arbitrażowym orzekł na korzyść Melvina Berry’ego, co w tych czasach nie dziwi.
Firma Tesla została uznana za odpowiedzialną za nękanie pracownika.
Takie sprawy, przy kruchości dowodów były na ogół w postępowaniach arbitrażowych oddalane. Czasy się zmieniły i pierwszy wyłom pojawił się w czasach popularności ruchu MeToo i dotyczył zgłaszanych przypadków molestowania seksualnego.
Teraz doszedł temat „rasizmu”. Ruch Black Lives Matter zwrócił uwagę na rolę arbitrażu w roszczeniach o dyskryminację rasową i sędziowie rozpatrują takie sprawy ze szczególną uwagą.
Były pracownik dobrowolnie opuścił firmę po 18 miesiącach i nie składał wcześniej żadnych skarg.
Adwokaci Tesli wskazywali, że nie ma żadnych pisemnych skarg pracownika, nie składał na przełożonego zażaleń, a w jego dokumentacji medycznej nie ma śladu rzekomego stresu i cierpień.
Sam Berry twierdził, że po tym, jak jego przełożeni nazywali go „Negrem”, cierpiał na nieprzespane noce, miał ataki paniki, popadł w depresję i po raz pierwszy szukał pomocy u psychologa.
Melvin Berry nie jest pierwszym, który oskarżył dyrektora fabryki Tesli we Fremont o rasizm. W 2017 roku były pracownik z linii montażu Marcus Vaughn pozwał Teslę z takich samych powodów. Nazwał fabrykę w Kalifornii „wylęgarnią zachowań rasistowskich”.
Podobną skargę złożył też były windziarz. Zarzucano nawet, że w zakładzie pojawiały się graffiti ze swastykami i innymi „symbolami nienawiści” np. w pracowniczych toaletach.
Źródło: Capital