Dziecko mogło żyć? Rodzice mają potężny żal do służby zdrowia za śmierć 3-letniego Antosia. Winnych brak

Ambulans. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP
Ambulans. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP
REKLAMA
Początki ogłoszonej pandemii koronawirusa. Rodzice 3-letniego Antosia wzywają karetkę do gorączkującego synka, ale dyspozytorka odmówiła. Ambulans został wysłany za drugim razem. Niestety, chłopczyk zmarł z powodu sepsy. Po ponad roku od tragedii winnych nie znaleziono.

Dramat w rodzinie państwa Mrozików z Tarnawy Dolnej (woj. małopolskie) wydarzył się w nocy z 15 na 16 marca 2020 roku.

3-letni Antoś wieczorem nagle zwymiotował i dostał wysokiej gorączki – 39,8 st. C. Przerażeni rodzice zadzwonili po pogotowie. Od dyspozytorki usłyszeli, aby obserwować dziecko i czekać aż zaczną działać środki przeciwbólowe. Odmówiono wyjazdu karetki.

REKLAMA

Ciężko już zaczął oddychać, złapałam go za ręce i miał jak lodówki. Zauważyłam też wielkiego siniaka, podniosłam koszulkę, a na brzuchu jakby ktoś go bejsbolem zaczął obijać – wspomina Joanna Mrozik.

Po kolejnym telefonie karetkę wysłano. Rodzice nieżyjącego chłopczyka nie najlepiej oceniają jednak pracę ratowników. Przekonują, że wszystko odbywało się opieszale, że ratownicy długo sami siedzieli w karetce.

Ten lekarz z tym ratownikiem weszli do domu, moja żona zadała mu pytanie, czy to jest sepsa, a on odpowiedział: nie wiem, nie znam się. On się wypytuje o książeczkę zdrowia, rozgląda się, chodzi po domu. Tego czasu minęło 15 minut – mówi Jacek Mrozik.

W końcu zapadła decyzja, aby dziecko natychmiast przewieźć do szpitala. Tam natychmiastowa diagnoza: sepsa.

W szpitalu pani ordynator, jak zobaczyła, że to sepsa, to słyszałem tylko: czas, czas, czas. Biegali, anestezjolog i inni. Słyszałem jak idzie serce, zaraz przerwało, później znów idzie, później już nie szło.  Pierwszy go widziałem, jak się urodził i pierwszy go zobaczyłem, jak odszedł – opowiada pan Jacek, ojciec.

Diagnoza: Antoś zmarł na sepsę piorunującą, którą wywołało zarażenie meningokokami typu B.

Rodzice mają ogromny żal. Do medyków, do systemu. Są przekonani, że ich synek mógłby żyć. Gdyby tylko wysłano karetkę za pierwszym razem. Gdyby, za drugim razem, ratownicy działali szybciej. Gdyby…

Jak tłumaczą to medycy? Dziennikarze „Interwencji”, którzy zajęli się sprawą, otrzymali maila od krakowskiego pogotowia ratunkowego.

„Dyspozytor wskazał również ojcu dwie drogi postępowania w zależności od dalszego przebiegu choroby, tj. kontakt z lekarzem pediatrą (jest możliwość nawet nocnej wizyty domowej), bądź w przypadku wystąpienia objawów niepokojących ponowny kontakt z dyspozytornią” – napisali.

Z kolei rzecznik szpitala odniosła się do interwencji ratowników medycznych w domu państwa Mrozików. I wskazała, dlaczego w karetce nie było lekarza – taki mamy system.

Nie było lekarza, ale nie dlatego, że nie chciał tylko tak funkcjonuje system ratownictwa medycznego. Proszę ode mnie nie wymagać wytłumaczenia sytuacji, dlaczego to tak długo trwało, to są pewnie procedury. Ja wiem, że to jest potężny dramat – mówi.

Rodzice zmarłego 3-letniego Antosia liczą, że rzetelne śledztwo wykaże, czy ktoś zawinił. A jeśli zawinił, to poniesie za to odpowiedzialność.

Źródło: Interwencja Polsat News

REKLAMA