Śmiechu warte. Jeszcze w grudniu pod wodzą Bidena „światowy szczyt demokracji”

Joe Biden tuż po zaprzysiężeniu podpisze 15 rozporządzeń, z których większość dotyczy lewicowej agendy jego rządu. Zdjęcie: PAP/Newscom
Joe Biden/Zdjęcie: PAP/Newscom
REKLAMA

Joe Biden zamierza po raz kolejny potwierdzić status „lidera wolnego świata”. Z tym, że słowa zmieniają sens jak w „Roku 1984” Orwella i „wolność” zaczyna oznaczać swoje przeciwieństwo. Dlatego pomysł Bidena, by zwołać pod swoim przywództwem światowy szczyt na rzecz demokracji, może budzić niepokój.

Szczyt odbędzie się wirtualnie 9 i 10 grudnia. Zostaną na niego zaproszeni szefowie państw i rządów, ale także członkowie „społeczeństwa obywatelskiego”. Dodatkowo „świata filantropii” i sektora prywatnego. Takie oświadczenie wydał Biały Dom w środę 11 sierpnia. Pachnie Sorosami, Gatesami et consortes.

Rok później ma się odbyć kontynuacja szczytu, ale już w realu. Obrady będą się odbywały wokół trzech celów: „walki z autorytaryzmem, walki z korupcją i promowaniem poszanowania praw człowieka”. Chodzi o „nowe wyzwania demokracji. Jakoś dziwnie przypomina to jednak np. zarzuty, którymi tak często szermuje KE wobec nielubianych przez siebie państw.

REKLAMA

Amerykański prezydent nie podał listy krajów zaproszonych na ten szczyt. Niektórzy widzą w nim nawet alternatywę dla G20 i wyzwanie rzucone Pekinowi, ale trudno mieć wątpliwości, że będzie to to także promocja lewicowej ideologii i próba narzucenia „nowego ładu świata”.

Biden to nie Reagan i chociaż w roli „przywódcy wolnego świata” raczej kpina, to jest się czego bać.

Źródło: NDTV/ VA

REKLAMA