Prądokracja. Inteligentny, czyli szpiegujący. Nadciąga nowa inwigilacja

Zdjęcie ilustracyjne. / Źródło: pixabay
Zdjęcie ilustracyjne. / Źródło: pixabay
REKLAMA
Prawo wprowadzane w związku z Nowym Ładem da państwu niespotykane wcześniej możliwości inwigilacji Polaków z wykorzystaniem systemu dostaw prądu do każdego gospodarstwa.

W środę 2 czerwca po południu, gdy większość Polaków planowała już Boże Ciało i następujące po nim wolne dni, prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy „Prawo energetyczne”. Jej najważniejszym zapisem jest instalacja tzw. „inteligentnych liczników prądu i stworzenie centralnego systemu informacji o jego odbiorcach. Wprowadzone zmiany niczego nie poprawią, jeśli chodzi o komfort milionów Polaków zużywających energię elektryczną, za to dadzą państwu nowe narzędzia szpiegowania obywateli. Tym razem zostaną w to włączone również banki.

Inteligentny…

Ustawa zobowiązuje operatorów energii elektrycznej do zamontowania w każdym gospodarstwie domowym tzw. inteligentnych liczników prądu, czyli takich, które same liczą zużycie prądu, a potem zdalnie przesyłają informacje do elektrowni. Według nowych przepisów, operatorzy (czyli dostawcy energii) mają zgodnie z harmonogramem wyposażyć Polaków w te urządzenia: do 2023 roku ma je posiadać co najmniej 15% odbiorców danego operatora, do roku 2025 – już 35%, do końca 2027 roku – 65%, a rok później już 80%. Według ustawy, do roku 2033 wszyscy operatorzy mają zainstalować nowe urządzenia we wszystkich gospodarstwach domowych.

REKLAMA

Ta „rewolucja technologiczna” polega na tym, że licznik będzie przesyłał do elektrowni informacje o zużyciu prądu i na tej podstawie system komputerowy będzie wystawiał rachunek, który obywatelowi przyjdzie zapłacić. Takie rozwiązanie wyeliminuje konieczność odczytywania stanu licznika przez uprawnionych pracowników zakładu energetycznego. Teoretycznie będzie to więc postęp i nowoczesność.

…czyli szpiegujący

Praktyka jest jednak szokująca. Oto dane z tych liczników będą sumowane w okresach 15-minutowych, a następnie przesyłane. Ustawa mówi, że system ma gromadzić dane o „mocy, parametrach jakościowych i inne, których zbieranie przewidywać będą osobne przepisy”. Powstanie bowiem Centralny System Informacji Rynku Energii (CSIRE), którego operatorem będzie spółka Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE). System ten będzie odnotowywał wszelkie zapisy z „inteligentnych” liczników.

Oznacza to, iż za pieniądze podatnika powstanie spółka (dająca zatrudnienie „znajomym królika”), która gromadzić będzie prywatne dane o gospodarstwach domowych, a każdy pojedynczy rekord będzie dotyczył 15-minutowego okresu w każdym gospodarstwie domowym. Inaczej mówiąc: państwowa biurokracja będzie wiedzieć, kto ile prądu zużywa w cyklu każdego kwadransa. Jakby tego jeszcze było mało, państwo też wiedzieć będzie, na co dokładnie obywatel zużywa prąd. Wszystko poprzez dane dotyczące tzw. składnika jakościowego, który jest różny dla zużycia różnych urządzeń. Np. płyta grzewcza w kuchni potrzebuje podpięcia do gniazdka o mocy 360 V, zatem inny jest składnik jakościowy. Państwo będzie więc wiedzieć, kto i ile prądu zużywa oraz na co.

Wielka inwigilacja

Podzielenie danych na okresy 15-minutowe sprawi, że państwo pozna też przyzwyczajenia swoich obywateli. Prosty przykład: wstając o godzinie 6.00 rano, włączamy światło, idziemy do łazienki, golimy się itp. Zajmuje to kilkanaście minut i w tym czasie odnotowuje się u nas wzrost zużycia energii elektrycznej. Trwa on do godziny 7.00, kiedy wychodzimy do pracy; wówczas wyłączamy odbiorniki prądu. Dzięki cyfrowym zapisom licznika państwo wie, że zwykliśmy wstawać o godzinie 6.00. Analiza takich zachowań da dostęp do wiedzy o przyzwyczajeniach milionów Polaków.

Ta wiedza nie ma dla państwowej biurokracji żadnego znaczenia poza chęcią, aby wszystko o nas wiedzieć. I w rękach biurokracji istotnie staje się niebezpieczna. Widać tutaj przynajmniej trzy zagrożenia.

Pierwsze to atrakcyjność tej wiedzy dla przestępców. Szajki złodziei samochodowych czy włamywaczy, zanim obrabują obywatela, starają się dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Wiedzę tę zdobywają np., obserwując z ukrycia jego dom, aby zorientować się chociażby, kiedy ich przyszła ofiara wraca z pracy. Teraz złodzieje będą mieli łatwiej – zamiast tracić wiele dni na obserwację, zapłacą hakerowi, który włamie się do CSIRE i wykradnie dane. To, że prywatni hakerzy będą sprawniejsi niż państwowi autorzy zabezpieczeń informatycznych – jest bezdyskusyjne.

Zagrożenie drugie to analiza informacji pod kątem ujawniania majątków osób bardziej zamożnych. Weźmy przykład: pasjonat akwarystyki, który zdecyduje się zainstalować w swoim domu akwarium, musi całą dobę utrzymywać przy pracy filtry. Drobne urządzenia muszą być więc podpięte do prądu. Taka informacja odnotuje się oczywiście w systemie, a algorytm informatyczny będzie mógł ją wyświetlić i podpowiedzieć urzędnikowi. Znudzony biurokrata dojdzie do wniosku, że „coś jest na rzeczy” i postawi sobie pytanie: dlaczego Kowalski korzysta z prądu, podczas gdy powinien być w pracy? Konieczność udzielenia odpowiedzi na takie pytanie uruchomi całą procedurę biurokratyczną – Kowalskiego będzie można wezwać i przepytywać na okoliczność tego, dlaczego w jego domu jedno z gniazdek pobiera prąd przez całą dobę. Kowalski będzie więc musiał się stawić i tłumaczyć, że nie jest wielbłądem.

Trzecie zagrożenie związane jest z drugim – po zakończeniu procedury wyjaśniającej państwo będzie mogło dojść do wniosku, że Kowalski ma coś do ukrycia, i mu to opodatkować. Wystarczy, że algorytm zostanie zaprogramowany w taki sposób, aby wychwytywać wszystkich, którzy zużywają prąd powyżej średniej. Państwo dojdzie do wniosku, iż są oni ponadprzeciętnie bogaci i będzie mogło zażądać od nich kolejnego podatku. Lub poszukać pretekstu do jego nałożenia.

Dostępne dla wszystkich

Ustawa mówi, że sposób przechowywania i wykorzystywania danych o użytkownikach prądu regulować mają „odrębne przepisy”. Jakie, kiedy i przez kogo wprowadzone – tego oczywiście nie wiadomo. Rodzi się więc pytanie: komu i na jakich zasadach państwo będzie udostępniać informacje o użytkownikach prądu. Oficjalnie tego jeszcze nie wiadomo, ale można się tego domyślić z analizy dotychczas obowiązującego systemu.

Oto bowiem do wszystkich baz danych na temat obywateli dostęp mają: sądy, prokuratury, służby specjalne i policja, w tym jej specjalne komórki zwalczające przestępczość gospodarczą i finansową. Czyli aparat przymusu i opresji. Trudno mieć złudzenia, że państwo spowoduje, aby tym razem te instytucje nie miały tego dostępu. Otrzymają dostęp, a to oznacza, że będą z niego korzystać zupełnie według własnego uznania (państwowa kontrola nad instytucjami mającymi dostęp do wrażliwej wiedzy jest bowiem… fikcją). Służby będą więc sięgać po dane dotyczące naszego zużycia prądu tak samo „okazjonalnie”, jak sięgają po podsłuchy telefoniczne (miliony razy w ciągu roku).

Prądowe „wykluczenia”

Po co cały ten system? Złośliwi mogą powiedzieć, że państwo znalazło kolejny sposób na zapewnienie synekur „znajomym królika”. Oczywiście nie ma się co łudzić, że obsługą nowego systemu zajmą się ludzie przypadkowi. Będą bowiem tak samo „przypadkowi” jak ci, którzy przejmą nową spółkę powołaną do wprowadzenia systemu liczników. Państwo faktycznie z zatrudnionych przy tym stworzy sobie nową grupę lojalnych wyborców – popierających partię, bo zainteresowanych utrzymaniem dobrze płatnych synekur. To jednak najmniejszy problem.

Wydaje się, że prawdziwe sedno problemu to możliwość „wykluczania” niepokornych obywateli poprzez odcinanie im dostaw prądu. Nowy system pozwoli wiedzieć wszystko o użytkownikach prądu i ich przyzwyczajeniach, a to pozwoli również powiązać ich z innymi bazami danych (np. poprzez numer PESEL). Państwo może więc uzależnić dalsze dostawy prądu od spełnienia określonych wymagań – np. od zaszczepienia się przeciwko koronawirusowi lub też od deklaracji poparcia dowolnego nonsensu. Np.: „nie podpisałeś deklaracji poparcia dla LGBT – nie masz prawa korzystać z prądu”. To znaczy formalnie nikt takiego prawa nie odbierze, ale w praktyce korporacyjne „dobre praktyki” wykluczą możliwość dostarczania prądu osobom nieprawomyślnym.

Leszek Szymowski


REKLAMA