Dantejskie sceny w stolicy. Funkcjonariusze wynieśli kobietę z autobusu i zakuli w kajdanki. Poszło o brak kagańca

Autobus komunikacji miejskiej we Wrocławiu.
Autobus komunikacji miejskiej. (PAP/Maciej Kulczyński)
REKLAMA
W Warszawie doszło do gwałtownej interwencji straży miejskiej w jednym z autobusów transportu miejskiego. Funkcjonariusze siłą wyciągnęli z pojazdu kobietę, powalili na ziemię i przygnietli kolanami, by ostatecznie zakuć ją w kajdanki. Wszystko przez brak kagańca dla psa. Obecnie trwa ustalanie, czy zastosowane przez strażników miejskich środki były adekwatne do sytuacji.

Do zdarzenia doszło w niedzielę 8 sierpnia w Warszawie w autobusie linii 150 na Młocinach. Działo się to około godz. 21.30. Pasażerka wracała komunikacją miejską do domu z psem rasy husky. Już przed wejściem do autobusu kierowca zwrócił jej uwagę, że zwierzę musi mieć kaganiec. Kobieta twierdziła jednak, że niedawno przestudiowała regulamin i nie uwzględniono w nim konieczności zakładania psu kagańca. Co więcej, jej pies nie jest też ujęty na liście ras, które powinny nosić go bezwzględnie w miejscach publicznych. Kierowca ZTM zignorował jednak te argumenty. Wyjął telefon i zadzwonił po straż miejską.

– Jechałam z tym kierowcą już nie pierwszy raz. Tydzień temu również podróżowałam z psem komunikacją miejską i przewoziłam go z Sadowej aż do końca Łomianek. Wtedy mu nie przeszkadzało, że pies nie miał kagańca. Dlatego zdziwiło mnie, kiedy tego wieczoru odmówił przewiezienia go. Zaczęłam więc prosić o wyjaśnienia. Zażądałam, by pokazał mi, gdzie to jest napisane, że pies tej rasy musi być w kagańcu – mówiła cytowana przez Onet pasażerka.

REKLAMA

Wezwani na miejsce funkcjonariusze weszli do autobusu na kolejnym przystanku trasy. Stwierdzili, że pies kaganiec mieć musi, a pasażerka podkreślała, że to husky, więc nie musi. Pokazała też strażnikom miejskim na smartfonie listę ras psów niebezpiecznych, którym trzeba zabezpieczyć pysk. Ostatecznie, po słownej przepychance, funkcjonariusze nakazali kobiecie opuszczenie pojazdu. Ta jednak odmówiła. Strażnicy miejscy zaczęli więc szarpać pasażerkę i siłą wyciągać z autobusu.

Brutalna interwencja

– Proszę mnie zostawić! Proszę mnie puścić! Tak przecież nie można! – apelowała do funkcjonariuszy kobieta. Poparli ją inni pasażerowie, ale to też nie pomogło.

Szczupła 30-latka została chwycona za ręce i nogę i wyniesiona z autobusu. Jeden z funkcjonariuszy przygniótł kobietę kolanami do podłoża, wykręcił ręce do tyłu i założył kajdanki.

– To wszystko działo się bardzo szybko, bo kierowca zasugerował im, że spieszy się na następny przystanek. Strażnicy nie uprzedzili mnie, że zostaną zastosowane wobec mnie jakiekolwiek środki przymusu bezpośredniego, ani nie poinformowali mnie o moich prawach, ani możliwościach. Po prostu się na mnie rzucili. Kiedy przycisnęli mnie do ziemi, nie mogłam oddychać. Krzyczałam i prosiłam, żeby mnie puścili, bo po prostu się duszę. Ale zamiast tego założyli mi kajdanki – relacjonowała kobieta.

– W pewnym momencie opadłam z sił. Przez cały czas miałam na sobie maseczkę, która dodatkowo utrudniała mi oddychanie. Kiedy próbowałam wciągnąć powietrze, przyklejała mi się do twarzy. Strażnicy nie pozwalali mi się ruszyć. Dziewczyna na przystanku, która próbowała mi pomóc, wlewała mi wodę bezpośrednio do ust, kiedy leżałam skuta. Za pomocą kajdanek unieruchamiali mnie dwa razy. Za drugim zrobili to tak mocno, że poranili mi nadgarstki – dodała pasażerka.

W czasie, gdy funkcjonariusze obezwładnili kobietę, jej psem zajęła się obca kobieta, która chciała jej pomóc. Inna kobieta nagrała telefonem całe zajście.

– W czasie jazdy pies nie wydawał żadnych dźwięków, nie był groźny ani uciążliwy. Nikomu nie przeszkadzał i był na tyle grzeczny, że nawet nie zauważyłam, że jest w autobusie – mówiła Onetowi autorka nagrania.

Policja załagodziła sytuację

Autobus odjechał. Po pewnym czasie na miejsce zdarzenia przyjechali policjanci. Wtedy sytuacja się uspokoiła.

– Zaczęli się normalnie zachowywać (strażnicy miejscy – przyp. red.), rozkuli mnie i byli dla mnie grzeczni. Policjanci zachowali się wobec mnie w porządku. Stwierdzili również, że to absurd, żebym mogła stanowić zagrożenie dla kilkukrotnie ode mnie cięższego i wyższego mężczyzny – relacjonowała pasażerka.

– Na skutek pobicia i szarpania moje ubranie było brudne i zniszczone, a na ciele miałam mnóstwo siniaków, otarć i ran, co potwierdza zresztą obdukcja lekarska, którą wykonałam. Byłam też ubrudzona krwią. Powinno być to również uwiecznione na zdjęciach, które są w posiadaniu policji – dodała.

Trwają czynności sprawdzające

W związku z brutalną interwencją dziennikarze zwrócili się do centrali Straży Miejskiej m. st. Warszawy. – Trwają czynności sprawdzające dotyczące wskazanej przez pana interwencji, pod kątem zastosowanych przez strażników środków. Przeanalizujemy również nagrania z monitoringu miejskiego, monitoringu autobusu i kamery nasobnej funkcjonariuszy – usłyszał dziennikarz Onetu.

– Niemniej chcemy poinformować, że obecnie prowadzone jest przez Komendę Rejonową Policji Warszawa V postępowanie dotyczące naruszenia przez wskazaną kobietę nietykalności cielesnej funkcjonariusza, który przeprowadzał tę interwencję – dodali pracownicy Referatu Prasowego.

Stołeczny ratusz zapewnił zaś, że jeśli strażnicy miejscy rzeczywiście przekroczyli uprawnienia, poniosą konsekwencje dyscyplinarne lub nawet karne.

Niejednoznaczny regulamin?

Zgodnie z „Przepisami porządkowymi obowiązującymi w lokalnym transporcie zbiorowym organizowanym przez m. st. Warszawa” z par. 14 „dopuszcza się przewożenie w pojazdach oraz wprowadzanie na teren stacji metra psów, pod warunkiem, że nie zachowują się agresywnie, nie są uciążliwe dla pasażerów oraz mają założony kaganiec i trzymane są na smyczy”.

Jednak przepis ten nie jest umieszczony w regulaminie, który wisi w pojazdach komunikacji miejskiej. Widnieje w nim bowiem tylko par. 12 tych samych przepisów. „Pasażer może przewozić w pojazdach bagaż i zwierzęta, jeżeli istnieje możliwość umieszczania bagażu i zwierząt w pojeździe tak, aby nie utrudniać przejścia i nie zasłaniać widoczności obsłudze pojazdu i nie zagrażać bezpieczeństwu ruchu” – czytamy. O kagańcach ani słowa.

– Przepisy porządkowe obowiązujące w lokalnym transporcie zbiorowym, organizowanym przez m. st. Warszawa, zostały przyjęte Uchwałą Nr XXVI/658/2016 Rady m.st. Warszawy z 21 kwietnia 2016 r., a więc są przepisem prawa miejscowego, które obowiązują wszystkich, przebywających na terenie danej jednostki samorządu terytorialnego. Zostały ogłoszone w prawidłowy sposób, w Dzienniku Urzędowym Województwa Mazowieckiego (poz. 4477) i stąd wynika domniemanie, że powinni je znać wszyscy „zainteresowani” (zasada „ignorantia iuris nocet”) – oświadczył w rozmowie z Onetem Łukasz Majchrzyk, inspektor ds. kontaktów z mediami z warszawskiego ZTM.

Źródło: Onet

REKLAMA