Cała prawda o szczepieniach. Dr Witczak ujawnia „niewygodne” fakty

Kategoria:

UWAGA! Tekst zdemonetyzowany!
CENZURA

Szanowny Czytelniku! Czytasz artykuł, w którym musieliśmy wyłączyć reklamy. Został on uznany za nienadający się do monetyzacji, zbyt kontrowersyjny, niepoprawny politycznie itd. Rozważ wsparcie Fundacji Najwyższy Czas, która pomaga utrzymywać nasz portal (KLIKNIJ)

Podczas konferencji Ordo Medicus na temat szczepień dzieci na Covid-19 biolog medyczny dr Piotr Witczak ujawnił wiele „niewygodnych” faktów na temat szprycy. Odniósł się m.in. do skuteczności i bezpieczeństwa preparatów, a także transmisji wirusa przez zaszprycowanych.

– Nawet gdyby te tzw. szczepionki przeciw Covid-19 na ten moment były w 100 proc. skuteczne i bezpieczne i byśmy to wiedzieli, że w tym momencie jest to 100 proc. skuteczności i bezpieczeństwa, to w dalszym ciągu, zgodnie z zasadą primum non nocere (po pierwsze nie szkodzić – przyp. red.), nie powinniśmy szczepić dzieci przeciwko Covid-19. A to dlatego, że ryzyko jest naprawdę znikome – wskazał dr Piotr Witczak.

– Średnie ryzyko dla tej populacji, populacji pediatrycznej jest bardzo, bardzo niskie. W związku z tym my nie wiemy, jakie będą powikłania, jakie będą konsekwencje potencjalne w przyszłości, więc lepiej zaakceptować to bardzo, bardzo niskie ryzyko, które jest nam znane, niż akceptować nieznane ryzyko. Zwłaszcza, że mamy do czynienia z po raz pierwszy wprowadzoną technologią opierającą się na inżynierii genetycznej – podkreślił.

CENISZ SOBIE WOLNOŚĆ SŁOWA? MY TEŻ!

Środowisko skupione wokół pisma "Najwyższy Czas!" i portalu NCzas.com od lat stoi na straży konserwatywno-liberalnych wartości. Jeżeli doceniasz naszą pracę i nie chcesz pozwolić na to, aby w Internecie zapanowała cenzura – KLIKNIJ wesprzyj naszą działalność. Każda złotówka ma znaczenie!

Inżynieria genetyczna

Biolog podkreślił, że inżynieria genetyczna to „niesamowite osiągnięcie medycyny”. – Są leki, takie jak leki stosowane w rdzeniowym zaniku mięśni (SMA), które są rewolucją w medycynie, to jest leczenie przyczynowe. Natomiast, jak sobie uświadomimy, że te leki, które bazują na inżynierii genetycznej są stosowane w wąskiej grupie pacjentów – wyjaśnił.

Jak podkreślił, że SMA zdarza się 1 na 10 tys. urodzeń. – To jest jednostka chorobowa, gdzie większość pacjentów przedwcześnie umiera, gdzie jakość życia jest bardzo niska. Tam to jest zasadne – to jest jedyna deska ratunku dla tych pacjentów – wskazał.

– Natomiast w tym momencie mówimy o inżynierii genetycznej, którą aplikujemy zdrowym ludziom na całym świecie w miliardach. I jakie konsekwencje tego będą, nie wiemy. Same choroby autoimmunologiczne rozwijają się przez co najmniej kilka lat, mamy też teraz więcej przesłanek o wzmocnieniu zależnym od przeciwciał. To też jest taka tykająca bomba. Badania, które prowadzono na podobnych szczepionkach przeciwko wirusowi SARS na modelach zwierzęcych były przerywane właśnie z tego powodu, więc obawy są słuszne. Ja nie mówię, że to wystąpi, może nie – zaznaczył.

Propaganda vs. rzeczywistość

Dr Witczak odniósł się też do szprycowej propagandy sączonej w mediach głównego nurtu oraz uprawianej przez władze.

– Mam wrażenie, że większość Polaków bardzo ufa temu przekazowi, który jest w mediach głównego nurtu, ufa decyzjom organów regulujących, ufa bezgranicznie wręcz, mam wrażenie, ekspertom, którzy się wypowiadają, bardzo prominentnym ekspertom. Natomiast proszę państwa, jaką mamy sytuację? Szczepionka była opracowana przez niespełna rok, podczas gdy ten proces trwa od 4 do 11 lat. Co więcej, jest dopuszczona warunkowo, więc tak naprawdę mamy wyjątkową sytuację i to oznacza, że po prostu były oceniane tylko i wyłącznie krótkoterminowe scenariusze – zwrócił uwagę.

Zaznaczył też, że przy tworzeniu szczepionki na Covid presja była ogromna, a takie warunki sprzyjają popełnianiu błędów. – Przy takiej presji, nie tylko czasu, ale również społecznej, bo jest duży strach, jest obawa przeciwko chorobie, przeciwko pobytowi w szpitalu – jest to coś, co napędza tak naprawdę tę spiralę strachu i jest presja na to, żeby tę szczepionkę wprowadzać – mówił.

– Jest również presja komercyjna na pewno. To są ogromne pieniądze. Nie oszukujmy się. Na pewno tę presję też trzeba wziąć pod uwagę – zwrócił uwagę.

– W związku z tym w takich warunkach łatwo popełnić błąd, łatwo coś zbagatelizować, łatwo udawać, że nic się nie stało. I społeczeństwo powinno o tym wiedzieć – wskazał.

Covid nie jest zagrożeniem dla dzieci?

– Pierwsza sprawa, najważniejsza właściwie w tym wszystkim, Covid-19 w szczególności dla dzieci nie stanowi żadnego zagrożenia – podkreślił.

– Zapadalność na Covid-19 w tej grupie wiekowej to jest między 5 a 10 proc. 5 proc. dane z USA, 10 proc. – dane z Izraela. Mamy więc potężną grupę dzieci, która w określonym czasie w ogóle nie zachoruje na Covid-19 i wśród tej grupy, już stosunkowo nielicznej, jeśli jest ta diagnoza, to w 80-90 proc. przebieg jest bezobjawowy lub łagodny. Dzieci stanowią niespełna 2 proc., nawet w niektórych statystykach znacznie mniej, wszystkich zdiagnozowanych przypadków – zaznaczył, powołując się na badania.

Hospitalizacja

Dr Witczak zaznaczył jednocześnie, że jeśli chodzi o przypadki hospitalizacji z powodu Covid-19 wśród dzieci, to jest to górna granica wynosi mniej niż 2 proc. wszystkich dzieci z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa. Dolna zaś to zaledwie 0,2 proc.

Jak dodał, z badań wynika, że nawet w przypadku hospitalizowanych dzieci przebieg Covid-19 jest łagodny w co najmniej połowie przypadków. – Co więcej, niespełna połowa przypadków również jest diagnozowana przypadkowo, czyli dziecko zgłasza się do szpitala z powodu jakiejś choroby współistniejącej i otrzymuje diagnozę. I tak są statystyki kreowane. To jest potwierdzona informacja, te badania można przeczytać w oficjalnym czasopiśmie Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej – mówił.

Ciężki przebieg i wskaźnik śmiertelności

Naukowiec opisał także, jak statystycznie wygląda ciężki przebieg Covid-19 wśród dzieci. – Zgodnie z danymi, które pochodzą z Izraela, szansa, że dziecko zachoruje na Covid i będzie miało ciężki przebieg, to jest 1 na 25 tys. – wskazał.

Jak wyjaśniał, oznacza to, że trzeba zaszczepić 25 tys. dzieci trzeba zaszczepić, „żeby uniknąć jednego ciężkiego przebiegu Covid-19 u dzieci, który przeważnie nie jest śmiertelny”. Podkreślał, że „praktycznie wszystkie” przypadki w tej grupie kończą się wyzdrowieniem – a wskaźniki śmiertelności są bliskie zeru – „jest to wiele miejsc po przecinku”.

Naukowiec zwrócił też uwagę, że jest to jednoznaczne z tym, że aż 25 tys. dzieci będzie trzeba „narazić na potencjalne skutki uboczne, nawet na niedogodności związane z programem szczepień – czyli trzeba pojechać, to jest stres itd.”. – Oczywiście to nie jest najgorsze, ale trzeba to też wziąć pod uwagę – zaznaczył.

– W związku z tym pytanie, po co to wszystko? – zastanawiał się naukowiec.

– Niemal połowa tych dzieci, które mają ciężki przebieg, mają poważne choroby współistniejące – astmę, inne choroby przewlekłe – zaznaczył.

Odporność

Naukowiec odniósł się też do kwestii odporności – naturalnej i wytworzonej sztucznie.

– Coraz więcej publikacji wskazuje, że ta naturalna odporność jest lepsza niż odporność generowana przez szczepionkę. Jest to fundament immunologii. Tak zawsze twierdzono. Tu oczywiście próbuje się teraz troszkę odkręcić, ale już w tym momencie dane z Izraela, dane publikowane najczęściej w preprint, czyli nieopublikowane jeszcze, bez recenzji, wskazują, że ta odporność po szczepionce jednak szybciej ustępuje, a odporność po przejściu naturalnym jest dłuższa i to ryzyko reinfekcji jest znikome, wręcz bardzo niskie – mówił.

– Co więcej, pojawiają się informacje o tym, że szczepienie ozdrowieńców po pierwsze generuje większe ryzyko powikłań – to jest fakt, że jak szczepimy ozdrowieńców, to ryzyko ogólnoustrojowych reakcji jest wyższe. Ponadto są publikacje, które wprost wskazują – nie ma sensu szczepić ozdrowieńców. Ta odporność może trwać co najmniej (…) kilkanaście miesięcy, a nawet kilka lat. Poza tym jest to odporność, najprawdopodobniej – i to jest logiczne – silniejsza niż ta generowana przez szczepionkę – zaznaczył.

Transmisja wirusa

Naukowiec obalił także „koronny” argument, podawany w proszprycowych przekazach propagandowych.

Przypomniał, że kiedy w mediach, kiedy już przyjęto do wiadomości, że ryzyko Covid-19 u dzieci jest bardzo niskie, wysuwano argument za koniecznością szczepień dotyczący transmisji wirusa.

Jak mówił, przekonywano w następujący sposób: „Rzeczywiście ryzyko Covid-19 u dzieci jest bardzo niskie, no ale przecież musimy chronić grupy ryzyka, musimy chronić osoby starsze, dziadków, babcie. Zaszczepmy dzieci, żeby zablokować tę transmisję”.

– No i mamy teraz jak grom z jasnego nieba informację: rzeczywiście, ładunek wirusa u osób zaszczepionych i niezaszczepionych jest podobny, w nozdrzach. I wniosek jest taki – oficjalna informacja podawana przez Centrum ds. Kontroli Chorób w USA jest taka, że szczepionka tak naprawdę tej transmisji właściwie nie blokuje. Na pewno nie blokuje w stopniu wystraczającym. I ta transmisja jest najprawdopodobniej taka sama, identyczna jak u osób niezaszczepionych. Więc argument z transmisją jest obalony. To już nie działa. To pytanie, po co? Dlaczego chcemy tak bardzo dzieci szczepić w tym momencie – wskazał dr Witczak.

– Nawet gdyby ta transmisja była blokowana, to badania z placówek edukacyjnych na całym świecie pokazują, że transmisja wśród dzieci jest praktycznie minimalna, relatywnie niska względem dorosłych. Jeśli ktoś już zarażał w szkołach, to to byli dorośli na dzieci – podkreślił.

Skuteczność

– Pamiętamy informację, komunikat firmy Pfizer: skuteczność 100-procentowa. Bardzo medialne. Oczywiście myślę, że mało kto wierzył w stuprocentową skuteczność tej szczepionki, ale na pewno marketingowo to się bardzo opłacało i rzeczywiście tak w badaniach klinicznych wyszło – mówił dr Witczak.

– Tylko już w tym momencie mamy informacje z Izraela, najświeższe informacje, że ta skuteczność zgodnie z oszacowaniami oficjalnymi spadła do 39 proc. (…) I spada. Wyraźnie spada. To też już jest fakt, więc o stuprocentowej skuteczności można pomarzyć w tym momencie – wskazał.

Naukowiec wyjaśnił też, na czym polega owa „stuprocentowa skuteczność” pfizerowskiej szprycy.

– Co to znaczy ta stuprocentowa skuteczność? Ona dotyczyła tzw. skuteczności względnej. Jaka jest różnica? Ona dotyczy dzieci, które zachorowałyby, hipotetycznie, w określonym czasie i wytworzyły objawy. Natomiast my nie wiemy, które dziecko takie objawy będzie miało w określonym czasie, więc szczepimy wszystkie – mówił.

– Więc jak weźmiemy sobie skuteczność względem wszystkich dzieci, które są szczepione, to mamy redukcję ryzyka infekcji na podstawie badania Pfizer, które twierdzi, że jest 100 proc. skuteczności i 1,6 – to ta skuteczność bezwzględna dotycząca całej szczepionej populacji – kontynuował.

– Komunikat, że dziecko może zredukować ryzyko infekcji o 1,6 proc. jest mniej imponujący niż 100 proc. – skwitował naukowiec.

– Oczywiście obie wartości są ważne (…) zgodnie z zasadami evidcence based medicine obie wartości należy podawać opinii publicznej, tłumaczyć różnice. Natomiast wiadomo, że producentowi zależy na tej wartości dużo lepszej – podkreślił.

– Ja mówię tylko i wyłącznie o skuteczności w zakresie objawów. Ale przecież jeszcze mamy ciężkie objawy, na których najbardziej nam zależy. No to jak sobie teraz tę skuteczność odniesiemy do ciężkiego przebiegu, to ona nam spada do promili – 0,004 proc. – takie jest ryzyko, że będzie ciężki przebieg u dziecka – mówił dalej naukowiec.

Dr Witczak podkreślił też, że Pfizer odślepił badanie, „więc tak naprawdę ta wiarygodność tego badania już się zmniejsza, już mniej informacji będzie rzetelnych, wiarygodnych, takich, które możemy wnioskować odnośnie skuteczności i bezpieczeństwa tej szczepionki”.

Redukcja ryzyka zgonu? Otóż nie

Jak dodał, ostania analiza z 6 miesięcy wykazała, że nie ma redukcji ryzyka zgonu. Pod uwagę wzięto całą populację – nie tylko dzieci. – Zwracam jeszcze uwagę, że ryzyko reakcji systemowej na zastrzyk, na iniekcję tej szczepionki, jest częstsze u dzieci w młodszych grupach wiekowych niż w starszych. To też jest fakt, to też wyszło w badaniach klinicznych, więc dzieci się troszkę bardziej narażone na tę reaktogenność tej szczepionki – powiedział dr Witczak. Mocniej reagować mogą też ozdrowieńcy.

Niepożądane Odczyny Poszczepienne

– Ostatnie dane opublikowane przez Centrum ds. Kontroli Chorób dla grupy wiekowej 12-15 lat odnośnie bezpieczeństwa i NOP-u. I to jest bardzo ciekawa sprawa. Ja mam nadzieję, że się mylę, mam nadzieję, że te organy regulujące, te urzędy mają lepsze dane i ja tutaj się mylę, ale zgodnie z tymi wynikami na 1 000 zaszczepionych osób był 1 zgłoszony NOP – mówił dr Witczak.

Przywołał też badania, w których wśród 9 mln osób było ok. 900 poważnych NOP-ów, „więc bardzo mało, bo mamy 0,001 proc. poważnych NOP-ów wśród populacji zaszczepionych”.

– Problem polega na tym, że NOP-y są mocno niedoszacowane. Można teraz tylko domniemywać, jakie jest niedoszacowanie. Zgodnie z wynikami badań, które prowadzono już wiele lat temu, poniżej 1 proc. – taka jest zgłaszalność. Oczywiście, poważniejsze NOP-y trochę więcej, ale średnio na ogół poniżej 1 proc. – wskazał.

„Balansujemy na granicy”

– I teraz 0,001 proc. ryzyka poważnego NOP zestawmy sobie z ryzykiem ciężkiego przebiegu Covid-19, czy nam się to opłaca. Dane izraelskie mówią, że ryzyko ciężkiego przebiegu Covid-19 to jest 0,004 – czyli jest 25-krotnie mniejsze – zaznaczył naukowiec.

Jak podkreślił, nawet jeśli dane z Izraela nie są do końca poprawne, to „na pewno jest tak, że my balansujemy na granicy”.

– Wystarczy jakaś niewielka iskra, która sprawi – np. zapalenie mięśnia sercowego (…) – żeby tę szalę przechylić na to, że ryzyko jest większe od korzyści. Może już jest – wskazał.

Dr Witczak przyznał, że „takie jest jego podejrzenie”, że być może już w tej chwili ryzyko związane ze szprcyą jest większe od korzyści. Zaznaczył jednak, że „nie jest w stanie na 100 proc. tego potwierdzić, więc to powinno być wyjaśnione”.

Zgłaszalność NOP-ów

Ponadto dr Witczak wskazał, że Polska ma 50-krotnie mniejszą zgłaszalność niepożądanych odczynów poszczepiennych niż Holandia, 9,5-krotnie mniejszą zgłaszalność niż średnia dla Unii Europejskiej.

– Jesteśmy na ostatnim miejscu w Unii Europejskiej, jeśli chodzi o zgłaszalność niepożądanych odczynów poszczepiennych. To jak w takich warunkach mamy wiarygodnie ocenić realne, rzeczywiste zagrożenia, powikłania związane z programem szczepień? – pytał naukowiec.

– Jest to po prostu w tym momencie niemożliwe. A trzeba wziąć pod uwagę, że w badaniach klinicznych, bezpieczeństwo i skuteczność wypadają zazwyczaj lepiej niż w rzeczywistości. To jest zrozumiałe, tam są kontrolowane warunki, tam ta populacja jest dobrze zbadana, dobrze dobrana w odpowiednio określonych kryteriach. A w świecie rzeczywistym dzieje się wiele różnych rzeczy. Mamy populację bardzo różnorodną, więc zakładamy, że to bezpieczeństwo jest gorsze – dodał.

Toksyczność białka kolca

Jak wskazał, warto mówić o bezpieczeństwie szczepionki, ponieważ pojawia się coraz więcej doniesień o toksyczności białka kolca.

– Szczepionka Pfizer działa w ten sposób, że dostajemy w iniekcji nanolipidy, liposomy, takie otoczki lipidowe, w których znajduje się materiał genetyczny białka kolca. To jest ten fragment wirusa. I to wnika do komórek. Tam ten materiał genetyczny ulega ekspresji, komórki produkują białko kolca, następuje odpowiedź układu odpornościowego, wytwarzane są przeciwciała – wyjaśniał.

– Co się okazuje? Że samo białko kolca, bez komponentu wirusowego, jest toksyczne i to jest udowodnione już w badaniach – i to nie jednym badaniu, ale w wielu badaniach – wskazał.

– Co może powodować? Aktywować układ dopełniacza, może powodować śmierć komórki – apoptozę, może powodować stany zapalne w obrębie naczyń i wiele innych możliwych powikłań – wyjaśnił.

– Natomiast utrzymuje się cały czas taka narracja – to są informacje, które dominują – że te nanolipidy po wstrzyknięciu utrzymują się w miejscu iniekcji. One nie wędrują dalej, dlatego to jest bezpieczne. No właśnie nie do końca to jest prawda, bo w ogóle to nie jest prawda, dlatego że producenci nie przedstawili nam rzetelnych badań do dystrybucji, a z tych badań, które przedstawili wynika coś zupełnie innego – dodał.

– W przypadku konkretnie szczepionki Pfizer, która jest podawana już dzieciom, okazuje się, że 50 – nawet 75 proc. tej dawki z miejsca iniekcji ucieka. Pytanie, gdzie ucieka? Rząd japoński, jako jedyny rząd, który poprosił Pfizer o dokładne doprecyzowanie tych badań do dystrybucji, gdzie te nanolipidy się rozchodzą, otrzymał takie badania. Wynika z nich, że te nanolipidy mogą być i w jądrach, i w jajnikach, i w mózgu, więc nie jest to w miejscu iniekcji – zaznaczył.

– Teraz pytanie zasadnicze, czy tam to białko kolca też jest produkowane. Jeśli jest, to jaki ma efekt? I to powinno być sprawdzone na modelach zwierzęcych – wskazał.

Jak podkreślił, zostało to zaniechane, nie tylko dla szczepionki Pfizera, lecz także dla szczepionek wektorowych, w których wektor wirusowy może się przemieszczać.

Kontrowersyjne praktyki

Dr Witczak zaznaczył również, że pierwotnie liposomy zostały wynalezione nie na potrzeby szczepionek, ale terapii genowych. Miały bowiem transportować lek do mózgu, np. u chorych z Alzheimerem.

– Co więcej, te liposomy są wzbogacone o PEG, czyli glikol polietylenowy. Jest to związek, który jest przyczyną bardzo rzadkich reakcji anafilaktycznych, też jest stosowany w kosmetykach, ale ten związek okazał się przełomem właśnie w badaniach nad liposomami. Dlaczego? Bo wydłuża okres krążenia liposomów dystrybucji w ustroju, pięciokrotnie – zaznaczył.

Dr Witczak podkreślił również, że są spekulacje, iż w przypadku usunięcia PEG-u ze szczepionki byłaby ona bardziej „miejscowa i bezpieczna”. Naukowiec wskazał również, że białko kolca po zaszczepieniu krąży w układzie krwionośnym pacjentów przez kilka tygodni. – Nie u wszystkich. To może wyjaśniać, dlaczego niektórzy mają bardzo silne powikłania, a większość przechodzi to bez jakichś konsekwencji – dodał.

Powołał się też na badanie na 15-osobowej grupie pracowników personelu medycznego, które wykazało, że większość „ma krążące białko kolca lub jego podjednostki – S1, S2”.

– Mniejsze podjednostki białka kolca przechodzą przez barierę krew-mózg, więc też są spekulacje, że mogą być przyczyną choroby neurodegeneracyjnych. Nie możemy takich informacji bagatelizować – wskazał.

Zapalenie mięśnia sercowego

Dr Witczak odniósł się także do oficjalnych już doniesień o zapaleniu mięśnia sercowego.

– Ostatnie badania, które się ukazały, dane z 40 szpitali w Stanach Zjednoczonych na temat pericarditis (zapalenie osierdzia – przyp. red.) i myocarditis (zapalenie mięśnia sercowego – przyp. red.) wykazały, że jest dwukrotny wzrost średniej miesięcznej liczby przypadków w okresie od momentu wprowadzenia szczepionek, w porównaniu do okresu przed wprowadzeniem tych szczepionek, więc tutaj nie ma już wytłumaczenia, że to może Covid również przyczynić się do tego. Mamy tutaj potwierdzenie. Oczywiście, jest to związek czasowy, nie jest to związek przyczynowo skutkowy, więc można tutaj się jeszcze spierać, że to trzeba wszystko dokładnie udowodnić, ale mocno to sugeruje, że mamy związek bezpośredni ze szczepionkami – wskazał.

Podkreślił, że pojawiły się już publikacje, przedstawiające mechanizm powstawania zapalenia mięśnia sercowego po szczepionce. – Prawdopodobnie myocarditis jest to reakcja autozapalna i polega na tym, że jest homologia, czyli ta cząsteczka białka kolca jest podobna do jakiegoś nieznanego białka serca i po prostu układ odpornościowy atakuje serce – dodał.

Wskazał też, że odsetek przypadków może być mocno niedoszacowany, ponieważ jednym z objawów myocarditis może być „dyskomfort” w klatce piersiowej po szczepieniu lub duszności.