
W propagandzie europejskiej, to Donald Trump miał być prezydentem, który odwraca się od świata i współpracy i tworzy niebezpieczne sytuacje na arenie międzynarodowej. Jak zwykle kłamali. Takim grabarzem wiary w Amerykę okazuje się rzekomo „otwarty” i „empatyczny” Joe Biden.
5 lipca 1963 r. padły słynne słowa o tym, że obrona Francji nie może być oddelegowana do Stanów Zjednoczonych. Wypowiedział je Alain Peyrefitte, ówczesny minister informacji.
Francuzów trochę słusznie uznano za niewdzięczników, którzy dwukrotnie ratowani przez USA w czasie wojen światowych szukają „trzeciej drogi”.
Po latach podobne oświadczenia nawiązujące do polityki de Gaulle’a, złożył prezydent Macron. Plótł o „śmierci mózgowej” NATO, ale miał na myśli politykę Donalda Trumpa. Przywódcy „starej Europy” cieszyli się więc z odejścia Republikanina i wygranej Bidena, co miało otworzyć nowe relacje transatlantyckie.
Podobnych pytań nie stawiano w czasach Baracka Obamy, który zmniejszył liczebność sił amerykańskich w Europie, aby zwiększyć obecność Amerykanów w regionie Indo-Pacyfiku.
Bidenowi przyznano wielki kredyt zaufania. Jednak i w „starej” i w „nowej” Unii fatalny styl wycofania się wojsk amerykańskich z Afganistanu zrobiły duże wrażenie.
Stany Zjednoczone zdecydowały się jednostronnie pozostawić swojemu losowi „przyjazne” siły, które wcześniej wspierały. Nic dziwnego, że pojawiają się pytania i dyskusje, które niemal nawiązują do dylematu francuskiego ministra Peyrefitte’a z 1963 roku, kiedy to rządził inny demokrata – Kennedy.
Powrót talibów do Kabulu to „największa klęska, jaką NATO poniosło od czasu jego utworzenia i zmiana czasów, przed którymi stajemy” – komentował upadek Kabulu szef niemieckiego CDU Armin Lasche. „To upokarzający moment dla Zachodu” – mówił z kolei Mark Sedwill, były brytyjski przedstawiciel przy NATO.
Podobne głosy pojawiły się i w naszej części Europy. Czeski prezydent Milos Zeman mówił, że „nieufność wobec NATO wielu państw członkowskich wzrośnie po tym doświadczeniu”. Dodał, że jeśli doszło do zawodu w Afganistanie, to nie ma gwarancji, że nie będzie kolejnego podobnego zawodu w innej krytycznej sytuacji.
Czeski minister spraw zagranicznych Jakub Kulhanek był mniej kategoryczny i powiedział, że Praga „musi zaakceptować rzeczywistość”. Dodał, że „po upadku Kabulu potrzebna będzie większa doza realizmu w polityce zagranicznej”. Doświadczenie dla Polski jest podobne. Z tym, że prezydent Zeman znany jest z tego, że dość często mówi, to co myśli i nie bawi się specjalnie w dyplomację.
Sam Biden twierdzi, że „nie spotkał się z kwestionowaniem wiarygodności USA ze strony sojuszników”. Twierdzi nawet, że „wielu sojuszników chwaliło szybkość działania amerykańskich wojsk”. Zapewne tak samo, jak Niemcy chwalili np. Francuzów w 1940…