„Podjeżdżają po nich samochodami na niemieckich numerach”. Relacje mieszkańców z Usnarza Górnego

Drut kolczasty na granicy polsko-białoruskiej.
Montaż drutu kolczastego na granicy pomiędzy Polską i Białorusią w pobliżu miejscowości Grzybowszczyzna k. Krynek, 21 sierpnia 2021r. (Fot. PAP)
REKLAMA
Od miesiąca widzimy coraz więcej uchodźców – relacjonują mieszkańcy Usnarza Górnego i pobliskich Krynek, miejscowości leżących przy polsko-białoruskiej granicy.

„Zaczęło się tak z miesiąc temu. Co chwile ktoś opowiada, że widział jakichś imigrantów. Wcześniej tak nie było. Może jacyś pojedynczy ludzie, co to ich zaraz straż graniczna wyłapała” – mówi dla PAP mieszkaniec Krynek.

Inny mężczyzna, chcący zachować anonimowość, wskazuje na pole kukurydzy na obrzeżach miasta. „Panie, tam co i rusz można znaleźć plecaki, torby, a nawet jakieś stare kurtki. Siedzą tam do wieczora i czekają. Potem podjeżdżają po nich jacyś ludzie samochodami na niemieckich numerach” – opowiada.

REKLAMA

Kolejny relacjonuje, że będąc na grzybach spotkał dwóch młodych mężczyzn o śniadej karnacji i ciemnych włosach. „Byli spokojni, z tego, co zrozumiałem, bo pokazywali, że chcą jeść. Ja jednak nie miałem nic do jedzenia, to sobie poszli” – mówi.

Rolnik z Usnarza Górnego również opowiada, że przed kilkunastoma dniami kilka kilometrów za wsią „siedziała” grupa cudzoziemców. W jego ocenie byli to nielegalni imigranci.

„Nie wiem, co się później z nimi stało. Pewnie ich pogranicznicy zgarnęli” – snuje przypuszczenia.

Ilu imigrantów koczuje przy granicy polsko-białoruskiej?

Na granicy po białoruskiej stronie niedaleko polskiej wsi aktualnie koczuje 32 cudzoziemców. Chcą oni dostać się na terytorium Polski i starać się o pomoc międzynarodową.

Z białoruskiej strony przed ewentualnym odwrotem zagradzają im drogę tamtejsze służby. Przejścia na polską stronę pilnują żołnierze i funkcjonariusze SG.

Kalina Czwarnóg z fundacji Ocalenie przyznaje, że informacja o tym, że koczujący imigranci są Afgańczykami nie została oficjalnie zweryfikowana. Wskazała, że mówią w jednym z języków oficjalnie używanych w Afganistanie i deklarują, że są afgańskimi uchodźcami.

Dodała, że „wcześniej z nimi było jeszcze trzech mężczyzn, ale zaginęli w lesie i nie wiadomo, co się z nimi stało” – powiedziała.

Doprecyzowała, że na samym początku grupa była jeszcze bardziej liczna. „Były kobiety i małe dzieci z Iraku, ale te osoby cofnęły się na Białoruś i nie wiadomo, gdzie są” – oznajmiła.

REKLAMA