Był w pełni zaszczepiony, więc zgodnie z zapewnieniami koncernów farmaceutycznych, polityków i mediów, był chroniony przed COVID-19. Tymczasem znany czarnoskóry działacz społeczny Jesse Jackson trafił do szpitala z powodu zakażenia COVID-19.
79-letni Jackson zaszczepił się przeciw COVID-19 – pierwszą dawką w styczniu, a drugą w lutym. Od około pół roku powinien być więc uodporniony na wirusa.
Nic takiego nie nastąpiło. Jackson zakaził się SARS-CoV-2, a jego stan jest na tyle ciężki, że zdecydowano o hospitalizacji.
Do szpitala trafiła także jego żona Jacqueline. Jak podaje agencja Associated Press, ona nie zaszczepiła się przeciw COVID-19 z powodu przeciwskazań lekarskich. Jakich, tego dokładnie nie podano.
Syn pary poinformował, że u ojca, gdy COVID-19 nieco odpuścił, nasiliły się objawy choroby Parkinsona. Matce z kolei podawany jest tlen, ale oddycha samodzielnie.
Przypadek państwa Jackson rozbudził dyskusję nt. skuteczności szczepionek przeciw COVID-19. W USA podaje się także przykład Izraela, który wyszczepił Pfizerem niemal całą populację, ostatnio ruszył z podawaniem trzeciej dawki, a mimo to notuje kolejną falę zakażeń. Liczby oscylują wokół tych, jakie raportowano, gdy szczepionek jeszcze nie było.
Niektórzy eksperci wskazują jednak, żeby nie łączyć choroby Jacksona z nieskutecznością szczepionek. Wskazują, że wirus mutuje i szczepionka może być mniej skuteczna w przypadku nowych szczepów.