Bezkarni. Jak (nie) ścigano Michnika, Wolińskiej, Morela

Stefan Michnik. Fot. Wikipedia
Stefan Michnik. Fot. Wikipedia
REKLAMA

Prokuratorzy pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej postawili Stefanowi Michnikowi 93 zarzuty zbrodni komunistycznych (bezprawne aresztowania, orzekanie kar długoletniego więzienia i kar śmierci). Sęk w tym, że zrobili to dopiero w 2019 roku, po 19 latach (nie)ścigania tego komunistycznego mordercy sądowego. Inni czerwoni oprawcy byli „ścigani” w podobny sposób.

Z rozbrajającą szczerością pion śledczy IPN informował, że co najmniej od 2008 roku Michnik nie kontaktował się z polskimi służbami. Nie odbierał także korespondencji. Najpierw mieszkając w jednorodzinnym domu w miasteczku Storvreta pod Uppsalą, a później, do końca życia w ekskluzywnym domu seniora (apartamenty, zajęcia rekreacyjne, święta żydowskie, kuchnia koszerna; Michnik miał szczególnie cenić sobie spotkania z innymi pensjonariuszami „przy kawie i domowych bułeczkach”).

REKLAMA

Spytajmy: czy tak wygląda poważne ściganie? Wobec nieudolności (nie)ścigających Szwecja właściwie nie miała wyjścia: odmawiała ekstradycji Michnika. Największa wina socjalistycznego królestwa polegała na przyjęciu mordercy w 1969 roku.

Michnik cierpiący

Polska procedura (nie)ścigania Stefana Michnika sięga 1999 roku, kiedy na biurku Hanny Suchockiej – ówczesnej minister sprawiedliwości – znalazły się dwa wnioski: o wszczęcie śledztwa wobec stalinowca (autorstwa Ligi Republikańskiej) oraz jego ekstradycję ze Szwecji. Zarzuty były konkretne: wydawanie wyroków śmierci w sfingowanych procesach politycznych, co w myśl polskiego kodeksu karnego stanowi przestępstwo. Oba wnioski nie doczekały się rozstrzygnięcia.

W jednym z wywiadów Suchocka stwierdziła, że nie zajmie się ewentualną ekstradycją Michnika do Polski, gdyż sprawa nie leży w kompetencjach prokuratury powszechnej, ale IPN (który jeszcze nie istniał i w którego powołanie mało kto wówczas wierzył). W 2000 roku IPN jednak powstał i zapowiedź wystąpienia o ekstradycję Michnika – jako winnego zbrodni sądowych – była pierwszą publiczną deklaracją, jaką złożył prof. Witold Kulesza. Wkrótce jednak został on odwołany.

(Nie)ściganie Michnika sprawiło, że ten komunistyczny morderca mógł twierdzić, iż przeszłość jest jego prywatną sprawą. Udzielał też wywiadów. „Nowej Gazecie Polskiej” (szwedzkiemu dwutygodnikowi polonijnemu); w 1999 roku powiedział: „Moje nazwisko pojawiło się w prasie w 1969 roku jako argument przeciwko Adamowi”.

Przyrodni brat Adam (tak jak Stefan, przyjął nazwisko po wspólnej matce – komunistycznej aktywistce Helenie Michnik, ojcem Stefana był komunista Samuel Rosenbusch, ojcem Adama komunista Ozjasz Szechter) odwdzięczał się, że Stefan w czasach stalinowskich był za młody, żeby to wszystko zrozumieć; a współcześnie za stary, żeby go sądzić. Naczelny „GW” nie pozostał dłużny również w nekrologu: „Mój Brat wiele wycierpiał z mojego powodu, choć nie z mojej winy”. A ja twierdzę, że bardziej cierpiały ofiary Stefana. Katowane i mordowane na Rakowieckiej, potem zrzucane do bezimiennych dołów na „Łączce”.

Nieskuteczny ENA

Helena Wolińska wydała – w zbrodniczej zmowie z bezpieką – bezprawny nakaz aresztowania gen. Augusta Fieldorfa „Nila” i wielu innych AK-owców, co w konsekwencji doprowadziło do śledztwa, skazania i zamordowania wielu z nich. Zbrodnie Heleny Wolińskiej (urodzonej w Warszawie jako Fajga Mindla Danielak, zmarłej w Oksfordzie jako Helena Brus) już w 1956 roku potwierdzili jej koledzy komuniści – tak samo jak zbrodnie Stefana Michnika (raport komisji prokuratora generalnego PRL Mariana Mazura).

III RP przez lata – bezskutecznie – starała się o jej ekstradycję z Wielkiej Brytanii. W 2006 roku (po ośmiu latach starań) Polska usłyszała, że Brytyjczycy (a konkretnie Home Office, czyli odpowiednik naszego MSWiA) nie wydadzą swojej szanowanej obywatelki (bo sędziwa, chora, sprawa się przedawniła, a w ogóle to Polska za późno wystąpiła z wnioskiem o ekstradycję, bo dopiero po kilku latach od upadku komunizmu w naszym kraju – w sumie trudno odmówić racji!). Informacja dotarła do Polski w przeddzień 62 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Historia po raz kolejny okrutnie zadrwiła z bohaterów, gdyż była prokurator wojskowa nienawidziła szczególnie akowców (czego nie ukrywała i o czym wielokrotnie mówiła), wydając ich w ręce bezpieki na tortury i śmierć. Dodatkową przykrością był fakt, że Brytyjczycy przysłali odmowę faksem.

Brytyjczycy zignorowali nawet wysłany za Wolińską ENA (Europejski Nakaz Aresztowania), który ułatwia sprawne przekazywanie obywateli podejrzanych o przestępstwa między krajami UE. Polscy śledczy mieli nadzieję na skuteczność tych uproszczonych przepisów ścigania, bo np. w odróżnieniu od zwykłej ekstradycji, nie obowiązuje tu zasada podwójnej karalności, polegająca na tym, że czyn musi być ścigany w obu krajach – w kraju, w którym podejrzany mieszka, i w kraju, który stara się o wydanie tej osoby. Tak więc Wielka Brytania wcale nie musiała uznawać czynów Heleny Wolińskiej za przestępcze, aby akceptować polski nakaz aresztowania i wydać ją naszemu krajowi. Dodatkową nadzieją było to, że ENA jest niezaskarżalny, a Brytyjczycy mieli 90 dni na odpowiedź. Odpowiedzi w ogóle nie udzielili. ENA nie zadziałał również w przypadku Stefana Michnika.

Nie sprawdzili przeszłości

Nierozwiązywalnym problemem okazało się podwójne obywatelstwo Wolińskiej. Aresztując generała „Nila”, przedłużając mu areszt i nadzorując śledztwo, była obywatelką Polski. Jednak na początku lat siedemdziesiątych, kiedy wraz z ekonomistą Włodzimierzem Brusem (wcześniej politrukiem Beniaminem Zylberbergiem) znalazła przyjazną przystań w Oksfordzie, otrzymała również obywatelstwo brytyjskie.

Można jednak nie znać terminu zbrodni stalinowskiej, ale egzekwować własny przepis o „pozbawieniu kogoś wolności z premedytacją”. Ponadto – zgodnie z orzeczeniem powołanego przez międzynarodową społeczność Stałego Trybunału Karnego w Hadze – obywatelstwo nie może chronić przed wydaniem osoby oskarżonej o zbrodnie przeciwko ludzkości (przypadek Wolińskiej), ludobójstwo, zbrodnie wojenne i agresję zbrojną. Nie może chronić, a jednak chroni. Powołując się na tę samą zasadę Izrael odmówił nam ekstradycji Salomona Morela, naczelnika komunistycznego obozu w Świętochłowicach (dla Niemców, volksdeutschów, a w praktyce „wrogów ludu”) i Jaworznie („reedukacja” młodych antykomunistów wedle sowieckiego pedagoga Makarenki). Tak samo Szwecja nie wydała nam stalinowskiego sędziego Stefana Michnika.

W jednym z wywiadów dla brytyjskiej prasy Wolińska powiedziała również, że do tych „haniebnych kłamstw”, które wyszły z Polski, może się ustosunkować jedynie przed sądem brytyjskim – faktycznie istniała taka możliwość (strona polska występuje wówczas o tzw. pomoc prawną – do miejscowego sądu przybywa polski prokurator, który może osobiście przedstawić zarzut albo uczestniczyć w rozprawie; mogła również składać przed polskim konsulem lub pracownikiem konsulatu w Londynie), ale III RP całkowicie ją zlekceważyła. Tak samo było również w przypadku Stefana Michnika.

Nikt nie sprawdził również innego wątku. Na początku lat siedemdziesiątych, kiedy Wolińska ubiegała się o przyznanie jej brytyjskiego obywatelstwa, we wniosku musiała odpowiedzieć na pytanie: czy brała udział w prześladowaniach, czy było wobec niej prowadzone śledztwo? Gdyby odpowiedziała twierdząco, nie mogłaby dostać brytyjskiego obywatelstwa. Musiała zatem zataić prawdę. Tak samo Stefan Michnik, którego przyjęcia wcześniej odmówili – ze względu na jego komunistyczną przeszłość – Amerykanie.

Nie był w Auschwitz

W lipcu 1992 roku Główna Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wszczęła śledztwo w sprawie przestępstw Salomona Morela w obozie pracy w Świętochłowicach-Zgodzie. Katowicka prokuratura, mimo iż mieści się zaraz obok jego domu, nie zdążyła go aresztować. Prawdopodobnie ktoś uprzedził oprawcę. Nie wiadomo również, dlaczego od ręki dostał izraelską wizę. W lipcu 2005 roku Izrael odmówił wydania Morela polskim władzom, gdyż prawo izraelskie nie przewiduje ekstradycji swoich obywateli. Ówczesny minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas z rządu SLD nie podejmował kolejnych starań.

Były krwawy komendant obozu w Świętochłowicach-Zgodzie i Jaworznie wyjechał do córki do Izraela (w Polsce Danuta Morel była piosenkarką i występowała w katowickich kabaretach; w kraju zostawił żonę Wiesławę, syna i drugą córkę). Wkrótce dostał izraelskie obywatelstwo. Wcześniej planował zbiec do Szwecji – swój wniosek o azyl polityczny motywował… prześladowaniami rasowymi, które miały go dotknąć w Polsce.

Salomon (Szlomo) Morel (urodzony w 1919 r. w Garbowie) zmarł jako dziadek wnuczętom w 2007 roku w Tel Awiwie. Do końca życia dostawał z Polski wysoką emeryturę. Co najmniej dwie próby odebrania mu tych pieniędzy w III RP nie powiodły się z jakichś absurdalnych powodów formalnych.

Po wojnie, znęcając się nad więźniami, Morel mówił: „Byłem w Auschwitz przez sześć długich lat i przysięgałem sobie, że jeśli stamtąd wyjdę, odpłacę tym samym wam – hitlerowcom”. W rzeczywistości w KL Auschwitz nie był ani jednego dnia.

„Polska antysemicka”

Dopiero po kilku latach od ucieczki Morela, w 1998 roku, Polska skierowała do jego nowej ojczyzny – Izraela – wniosek ekstradycyjny (zarzut: spowodowanie śmierci 1695 więźniów Świętochłowic, zakwalifikowane jako zbrodnie przeciwko ludzkości, które w świetle polskiego i międzynarodowego prawa nie ulegają przedawnieniu). Ministerstwo Sprawiedliwości Izraela odpowiedziało szybko i treściwie: zbrodnie Morela, jeśli w ogóle miały miejsce, w świetle izraelskiego prawa nie są żadnym ludobójstwem, a ponadto uległy już przedawnieniu. Najciekawszy był komentarz: „wniosek podniósł wiele kwestii odnośnie okresu bezpośrednio po drugiej wojnie światowej, podczas którego w Polsce około tysiąca Żydów zostało zamordowanych przez obywateli polskich. Wiele zeznań świadków, dowodzących tych morderstw znajduje się w aktach Yad Vashem w Jerozolimie w Izraelu i w różnych instytucjach na całym świecie. Wspomniane powojenne morderstwa Żydów były badane przez władze polskie, ale wiele osób spośród odpowiedzialnych za te zbrodnie nie stanęło w obliczu sprawiedliwości. Stąd, chociaż potępiamy wszelkie akty przemocy, łącznie z tymi, o które jest oskarżany Morel, fakt kontynuacji ścigania Morela w zestawieniu ze wspomnianym tłem historycznym jest zarówno niepokojący, jak i smutny…”.

Szkoda, że izraelskie ministerstwo „zapomniało”, iż w 1983 roku Józef Tkaczyk otrzymał medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” za uratowanie w czasie wojny rodziny Morelów.

Po likwidacji obozu w Świętochłowicach Morel został naczelnikiem więzienia w Opolu, potem w Katowicach i Raciborzu, by w 1949 roku zostać komendantem obozu dla młodocianych więźniów politycznych w Jaworznie (w czasie wojny, tak jak w Świętochłowicach, była tu filia KL Auschwitz). Za zbrodnie w Jaworznie – mimo wieloletnich starań byłych więźniów – Salomon Morel nigdy nie był ścigany! Ale ofiarami Morela byli tu „tylko” Polacy…

Tadeusz M. Płużański


REKLAMA