„Handlowe współistnienie”. „Król supermarketów” i konflikt izraelsko-palestyński

Pierwszy sklep rami Levy'ego Fot. Wikipedia Yonninah CC 3;0
REKLAMA

Niejaki Rami Levy to właściciel trzeciej co do wielkości sieci supermarketów w Izraelu. Otworzył też kilka sklepów na okupowanym Zachodnim Brzegu Jordanu i każde napięcie oznacza dla niego kłopoty.

To niemal przykład kariery od pucybuta do milionera. Urodził się w biednej rodzinie. Rodzina ojca przybyła do Jerozolimy na przełomie XIX i XX wieku z Urfy, kurdyjskiego miasta w południowo-wschodniej Turcji. Matka urodziła się w Iraku.

On sam zaczynał działalność w biednej dzielnicy HaPachim, niedaleko souku Mahane Yehuda. Zaczęło się od kłótni u hurtownika o cenę keczupu. Levy się zdenerwował i otworzył własny „sklep”, Zaczynał od połatanej szopy z napisem: „ceny hurtowe”.

REKLAMA

„Zaskoczyło” i taktyka minimalnych zysków, ale zwiększania obrotów okazała się drogą do sukcesu. Bywało, że uciekał się do dumpingu cenowego.

Tak powstałą cała sieć sklepów, a później supermarketów pod nazwą „Hashikma”. Obecnie zatrudnia 8000 osób, ma miesięcznie 2,5 miliona klientów i osiąga obroty w wysokości 7 miliardów szekli rocznie (około 1,84 miliarda euro).

Levy posiada 53 supermarkety i 35 sklepów średniej wielkości. Wartość giełdowa firmy to miliard dolarów.

Firma prowadzi teraz także drogerie, kawiarnie, w jej skład wchodzi grupa telefonii komórkowej i tania linia lotnicza Israir, która obsługiwała niedawno pierwsze połączenie z Marokiem. Benjamin Netanjahu miał proponować Levy’emu fotel ministra finansów. Odrzucił ofertę.

Kontrowersje wzbudził, kiedy otworzył kilka sklepów na okupowanym Zachodnim Brzegu. Zakłady te stanowią bardzo małą część jej całkowitego obrotu, ale budzą kontrowersje. Krytykowano go w Izraelu, ale też w Autonomii Palestyńskiej, gdzie uznano, że Żyd chce zarabiać na Arabach i kolonizować ich tereny. OWP wezwała do bojkotu sieci.

Można tu jednak spotkać arabską klientelę, chociaż się z tym nie afiszują. Częściej korzystają jednak koloniści żydowscy. Rami Levy przedstawia swoje przedsięwzięcie jako przykład „współistnienia”. Mówi o „pokoju przez konsumpcję” i inicjowaniu w ten sposób dialogu. Być może dla wschodnich ludów z żyłką handlu we krwi to rzeczywiście jakaś szansa…

Źródło: Le Figaro

REKLAMA