Stany Zjednoczone, Australia i Wielka Brytania zacieśniają współpracę obronną. Jej pierwszą ofiarą jest Francja

Okręt podwodny z napędem atomowym Perle. Fot. Wikipedia
Okręt podwodny z napędem atomowym Perle. Fot. Wikipedia
REKLAMA
15 września USA, Australia i Wielka Brytania podpisały dokument (AUKUS) o rozszerzeniu partnerstwa w dziedzinie regionalnego bezpieczeństwa. Współpraca wymierzona jest strategicznie w Chiny, ale okazało się, że jej pierwszą ofiarą padła… Francja.

Podpisana umowa przewiduje m.in. dostawę do Australii okrętów podwodnych o napędzie atomowym, czy budowę elektrowni jądrowej w Canberze. „Pierwszą poważną inicjatywą będzie dostarczenie do Australii floty okrętów podwodnych o napędzie atomowym” – ogłosił na konferencji w Białym Domu, w towarzystwie prezydenta Bidena i premiera Johnsona, australijski premier Scott Morrison.

Natychmiastową konsekwencją tej decyzji było zerwanie przez Canberrę gigantycznego kontraktu z Francją na dostawę konwencjonalnych okrętów podwodnych. Kontrakt opiewał, bagatela, na sumę 90 miliardów australijskich (56 mld euro)!

REKLAMA

Decyzja mocno rozgniewała Paryż. Kontrakt, który jej umyka to poważny cios w przemysł stoczniowy marynarki wojennej. Francuski rząd nazwał to „nieszczęsną decyzję” skrytykował Australię za działania „wbrew duchowi współpracy”. W sprawie tej wspólne oświadczenie wydały ministerstwa obrony i spraw zagranicznych. MSW Le Drian mówił o „ciosie w plecy”.

„Jest to decyzja sprzeczna z literą i duchem współpracy, jaka panowała między Francją a Australią, oparta na relacji zaufania” – ubolewało w komunikacie MSZ. „Wybór oferty USA, która prowadzi do usunięcia sojusznika i partnera europejskiego, jakim jest Francja, ze strukturalnego partnerstwa z Australią, w czasach, gdy stoimy w obliczu bezprecedensowych wyzwań w regionie Indo-Pacyfiku (…) oznacza brak konsekwencji”. Francja wyraziła żal z „niefortunnej decyzji”.

Komunikat MSZ dodaje, że ta decyzja „wzmacnia potrzebę” prac nad europejską autonomią strategiczną, bo „nie ma innego wiarygodnego sposobu obrony naszych interesów i naszych wartości na świecie ”. Wskazuje to, że sprawa „europejskie obronności” w Paryżu jest postrzegana jednak coraz bardziej konfrontacyjnie wobec NATO, w którym „dowodzą” Stany Zjednoczone.

Francja nie lubi utraty kontraktów zbrojeniowych, o czym mogła się przekonać także Warszawa. Co prawda, Joe Biden zapewniał, że Stany Zjednoczone chcą „ściśle współpracować z Francją” w tej strategicznej strefie i dodał, Paryż „jest kluczowym partnerem” Stanów Zjednoczonych, ale to tylko słowa, a pieniądze uciekły. Francja nazywała umowę na okręty podwodne dla Australii „kontraktem stulecia”.

Sporą satysfakcję musi mieć natomiast premier Boris Johnson. Po brexicie Francja toczy z Londynem „cichą wojnę”, od migrantów na La Manche, przez rybaków, po przegląd wspólnych projektów. Wielka Brytania zwolniona z więzów unijnych, mogła powrócić do szukania nowych relacji m.in. z dawnymi obszarami swojego kondominium.

W sprawie okrętów podwodnych o napędzie atomowym, Stany Zjednoczone podzieliły się dotąd taką technologią jedynie w 1958 roku z Londynem. Wysoki rangą urzędnik Białego Domu miał stwierdzić, że to „fundamentalna decyzja, która zwiąże Australię, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię na pokolenia.” Pakt „AUKUS” przewiduje również współpracę między tymi trzema krajami w zakresie cyber-obrony, sztucznej inteligencji i technologii kwantowych.

Poza Francją, „fochem” rzuciła też „postępowa” Nowa Zelandia. Ten kraj od 1985 roku zakazał wstępu na swoje wody wszystkim statkom o napędzie atomowym. Teraz Auckland ogłosiło, że także nowe okręty podwodne australijskiego sąsiada zostaną tym zakazem objęte.

Francuska Grupa Marynarki Wojennej została wybrana w 2016 r. przez Canberrę jako dostawca 12 okrętów podwodnych o napędzie konwencjonalnym. Kontrakt warty 50 miliardów dolarów (31 miliardów euro) w momencie podpisania, obecnie szacowany jest na 90 miliardów dolarów z powodu przekroczenia kosztów i zmienności walutowych. Kontrakt był od kilku miesięcy mocno krytykowany przez opozycję Partii Pracy w Australii, która potępiała wysokie koszty.

Źródło: AFP/ Le Figaro

REKLAMA