Degeneracja, ad personam, problem. Krajobraz PO-PiS-ie

Koalicja PO-PiS.
W 2002 roku zawiązała się koalicja PO-PiS. (Fot. PAP)
REKLAMA
Lada moment minie 16 lat od chwili utworzenia tzw. pierwszego rządu PiS w 2005 roku. Od tego czasu mamy naprzemiennie rządy de facto dwóch formacji tj. właśnie PiS-u i Platformy Obywatelskiej. Przyjmuje się umownie, że czas kształtowania się jednego pokolenia to okres ok. 20 lat, dlatego mając na uwadze, że planowo wybory parlamentarne mają się odbyć za dwa lata, pod rządami PO i PiS-u ukształtuje się jedno pokolenie Polaków. Nawet zdając sobie sprawę, że obecny parlament może nie doczekać 2023 roku, to i tak 16 lat rządów to bardzo długi okres, w którym zmienia się świat, polityka. otoczenie społeczno-gospodarcze czy tzw. postawy światopoglądowe. Jaką zatem Polskę stworzyło te kilkanaście lat rządów POPiS-u i jak to będzie rzutowało na lata przyszłe?

Znakiem szczególnym minionego 16-lecia było rządzenie poprzez konflikt. Niby zawsze tak jest, że opozycyjne partie walczą z konkurencją, ale kto pamięta czasy przed-POPiS-owe ten wie, że wybory w 2005 roku, które właściwie zakończyły rządowe wpływy nominalnej lewicy, stały pod znakiem wybierania kandydatów dwóch spokrewnionych postsolidarnościowych formacji, którzy później mieli się podzielić władzą w ramach współrządzenia.

Dwa obozy

Coś jednak ewidentnie nie zagrało – różnie to było później tłumaczone. W każdym razie już po wyborach, które nie wskazały wyraźnego zwycięstwa którejś z tych dwóch formacji, doszło do kłótni w rodzinie i zamiast „premiera z Krakowa” dostaliśmy premiera z Gorzowa. Jak wielką pomyłką było wykreowanie na premiera Kazimierza Marcinkiewicza, polska publiczność przekonała się zaledwie kilka lat później, ale to właśnie nie kto inny, ale Marcinkiewicz zapoczątkował w Polsce typowe  rządzenie „pijarowskie”, cały czas w świetle kamer, to w parku, to przy pomniku Szopena, to na studniówce itd. Nieustająca kampania wyborcza i wyrabianie sobie politycznej pozycji poprzez medialne kreacje.

REKLAMA

I tak samo jak kierownicy PO i PiS pokłócili się o wpływy po wyborach w 2005 roku, tak ta kłótnia trwa do dzisiaj z jednym, najistotniejszym, zastrzeżeniem. Po 10 kwietnia 2010 roku owo skłócenie przeszło w formułę politycznej dintojry, kiedy stało się wiadomym, że już nigdy żadnego współrządzenia nie będzie, ale będą rządy jednych naprzeciwko drugim.

Karabin maszynowy na banknoty

O ile na koniec 2005 roku, kiedy za rządzenie brał się gabinet Marcinkiewicza, zadłużenie publiczne Polski wynosiło 470 mld zł, tak planowane na koniec bieżącego roku zadłużenie ma zamknąć się kotewką 1,5 bln zł. Jak więc widać, te 16 lat rządów PO i PiS przyniosło wzrost zadłużenia o ponad bilion złotych i już ta liczba pokazuje, że kolejne rządy tych formacji nie dokonały żadnej istotnej zmiany ustrojowej.

Mało tego – wszystko wskazuje, że  w bieżącym roku inflacja przebije dawno niewidziane poziomy. Czyli do zadłużenia dojdzie jeszcze inflacja jako efekt kreowania pustego pieniądza na pokrycie wydatków, przy działającej w ubiegłym roku – na pół gwizdka – gospodarce.

Degeneracja kadr

Innym efektem rządów PO i PiS jest zawłaszczenie instytucji publicznych przez partyjne zaplecza i de facto usankcjonowanie faktu, że stanowiska w instytucjach publicznych stanowią żer polityczny. I nie chodzi o stanowiska stricte związane z rządzeniem, które ze zrozumiałych względów są upolitycznione, ale o stanowiska w sferze szumnie nazywanej służba cywilną, aż po instytucje pomocnicze i zależne od nadrzędnych urzędów. Od gminy aż po ministerstwa króluje nepotyzm i partyjniactwo i dzisiaj może nawet 100 proc. obsady dokonuje się właśnie wg tych kryteriów.

Brak selekcji, idący w parze z obniżaniem poziomu wykształcenia, daje coraz bardziej mizerne kadry urzędnicze i zarządcze co na zasadzie sprzężeń zwrotnych jedynie przyspiesza proces psucia państwa. Dla przykładu: urzędnikowi zajmującemu stanowisko szefa kancelarii premiera, który przeszedłby normalną ścieżkę awansu i selekcji, nie przyszłoby do głowy wymieniać służbowych maili z premierem i innymi ministrami z prywatnej skrzynki pocztowej, a takie sytuacje mają miejsce dzisiaj pomimo szkoleń z zasad bezpieczeństwa i powszechnego przekonania o śledzeniu każdego przez wszystkich.

Ad personam

Trzecim problemem, który bardzo mocno odbija się na jakości debaty publicznej, jest zamknięcie polityki na prawdziwy dyskurs o sprawach ustrojowych. Paradoksalnie jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy laptop był całkiem świeżym wynalazkiem, a internet dopiero budował swoje sieciowe macki, debata publiczna była bardziej merytoryczna i powszechna niż dzisiaj, kiedy nawet dzieci w przedszkolu są cały czas on-line.

Dzisiaj nie prowadzi się debaty na temat i nie argumentuje się ad meritum, ale z reguły ad personam. Media publiczne zawsze grzecznie słuchają przedstawicieli partii rządzącej, a media opozycyjne zawsze tych przedstawicieli próbują zdeprecjonować – i na odwrót. Skutkiem jest utrwalanie się u osób młodych pewnych charakterystycznych zachowań, które oni sami postrzegają jako patologiczne, ale zarazem nieuniknione.

Kamienie milowe

Kamieniami milowymi omawianego okresu rządów PO i PiS były na pewno wybory w 2007 roku, Smoleńsk w 2010 i wygrana PiS w 2015 po  wcześniejszym grillowaniu PO taśmami „od Sowy i Co.”. Wybory w 2007 roku wyeliminowały z polityki polityczną konkurencję PiS-u co, de facto znacznie ułatwiło PO wygranie kolejnych dwóch wyborów z rzędu, ale i ułatwiły stworzenie duopolu PO-PiS. Ten polityczny duopol został częściowo przełamany dopiero po 12 latach, w 2019 roku, wprowadzeniem do Sejmu posłów przez Konfederację. Ofiarami Smoleńska była także debata publiczna sprowadzona po 2010 roku do przekonania, że cel uświęca środki. Dlatego też PiS wygrał wybory w 2015 roku, obiecując wyborcom żywą gotówkę za coś, co już mieli, czyli za dzieci.

I niestety ten prymitywny chwyt, zamiast po latach wydać się zbankrutowanym niewypałem, gdyż nie przyniósł nawet minimalnego efektu demograficznego (a przecież taki był cel tego programu), jest postrzegany jako genialny wynalazek, który dzisiaj każdy chciałby tylko udoskonalić albo wynaleźć jego kolejną wersję.

Problem

I z takim bagażem wchodzimy w kolejną dekadę, o której obliczu na pewno dużo powiedzą zbliżające się coraz szybciej kolejne wybory samorządowe i parlamentarne. Na początku lat dziewięćdziesiątych niektórzy zastanawiali się, czy po „odhibernowaniu” polityki po latach PRL-owskiego komunizmu rządzić Polską będzie trumna Dmowskiego, czy trumna Piłsudskiego. Dzisiaj te historyczne nazwiska coraz mniej mówią kolejnym rocznikom osiągającym prawa wyborcze.

Problemem jest natomiast, by bezwiednie polską polityką lat kolejnych nie zawładnęły „fumy” Kaczyńskiego i Tuska.

Krzysztof Mazur


REKLAMA