
Chińscy kopacze kryptowalut mają pełne ręce roboty. W trosce o bezpieczeństwo swoich fortun firmy przeprowadzają się do USA i Kanady, a nawet Kazachstanu i Rosji.
Dziesiątki tysięcy komputerów o dużej mocy są pakowane, a specjaliści od logistyki sprawdzają, czy bardziej opłacalna będzie podróż statkiem, czy samolotem i koleją.
Zjawisko przybrało tak masową skalę, że mówi się o wielkiej migracji kopalń i o kryptowalutowych uchodźcach. Na Chiny przypadało dotąd ok. 70% mocy obliczeniowej, jaką na całym świecie wykorzystywano do produkowania bitcoinów.
Ale Pekin zaostrzył regulacje i w praktyce kazał kopaczom się wynosić. Formuła kryptowalut sprawia, że są one poza kontrolą rządów, ułatwiają nielegalne transfery aktywów i pranie pieniędzy.
Pekin rozwija też koncepcję cyfrowego juana kontrolowanego przez rząd i nie chce konkurencji. Wydobywanie krypowalut ma negatywny wpływ na energetykę i środowisko
naturalne.
W ub. roku JE Xi Jinping obiecał, że od 2030 roku emisja dwutlenku węgla w ChRL będzie spadać, a do 2060 roku Chiny osiągną zerową emisję netto.
Na przeszkodzie realizacji tych celów mogą stanąć właśnie kopalnie bitcoinów, które przez najbliższe trzy lata miałyby wytworzyć 130 mln ton CO2 – to roczna emisja gazów cieplarnianych we Włoszech albo w Arabii Saudyjskiej.
Wydobywanie bitcoina odpowiada obecnie za blisko 0,3% światowego zużycia energii elektrycznej.
Tekst ukazał się w segmencie Postępy Postępu w numerze 39-40 „Najwyższego Czasu!”, który można nabyć TUTAJ.