Francja robi kolejne kroki ku „europejskiej obronności” i krytykuje egoizmy narodowe w przemyśle obronnym

Francuskie Rafale Fot. twitter
REKLAMA
Francja jest poważnym eksporterem broni. Zerwanie „kontraktu stulecie” na okręty podwodne przez Australię było dla przemysłu obronnego tego kraju szokiem. Paryż chciałby sobie rekompensować takie straty m.in. zamówieniami w krajach UE. Tymczasem i tu dość często oferty francuskie przegrywają z amerykańskimi, czego przykładem była i Polska i np. zerwany kontrakt na śmigłowce.

Francuscy politycy skrytykowali właśnie europejskie kontrakty na zamówienia w dziedzinie obronności.

Jego zdaniem państwa kierują się nie interesem Unii, ale egoizmami narodowymi, co jego zdaniem powinno się zmienić. To piękny przykład walki o „wartości unijne” w interesie… własnym, czyli „Francja-elegancja” w pigułce.

REKLAMA

Raport przygotowany przez eurodeputowanych Muriel Roques-Etienne (LREM) i Philippe’a Benassaya (Republikanie) przypomina, że dyrektywa na rzecz współpracy unijnej w przemyśle obronnym przyjęta została w 2009 roku, a wdrożona dopiero cztery lata później. W dodatku obecnie jest prawie… nieużywana.

Europejski rynek obronny się nie konsoliduje. Francuzi przypomnieli sobie, że państwa UE miały uczestniczyć w budowie „silniejszego i bardziej konkurencyjnego” europejskiego przemysłu obronnego.

Odgrzebanie dyrektywy 2009/81/WE, która zapowiadała otwarcie wewnętrznego rynku na europejskie produkty zbrojeniowe ma związek z aferą z okrętami podwodnymi. Miejscowe media podbijają nacjonalistyczne emocje twierdząc że USA „drwią, iż Francja tonie”, a tymczasem UE nie staje w obronie swojego państwa członkowskiego.

Raport zauważa, że Paryż nie korzysta w odpowiednim stopniu ze wzrostu wydatków na zbrojenia w UE. Konstatuje, że mamy „eksplozję wydatków” na sprzęt wojskowy (+67 % w ciągu czterech ostatnich lat), ale europejska zbrojeniówka takiego wzrostu dochodów nie odczuwa. Frukty zbierają inni…

W dodatku niektóre państwa kierują się „protekcjonizmem przemysłu”. Francuski raport wskazuje tu zwłaszcza na Niemcy. Tylko 1,8% zamówień publicznych jest tam otwarty na zagraniczną konkurencję. Raport potępia także praktykę „offsetów”, czyli uzależnianie zamówień od inwestycji w danym kraju. Chwalą tylko Rumunię, jako kraj „otwarty” na konkurencję (41% przetargów), ale i tam wymaga się offsetów.

Na koniec raport domaga się szerszego stosowania dyrektywy z 2009 r. Krytykuje nawet Komisję Europejską, która do tej pory z tej dyrektywy nigdy nie skorzystała. Muriel Roques-Etienne i Philippe Benassaya proponują ograniczenie stosowania wyjątków od dyrektywy, faworyzowanie ofert unijnych w przetargach zbrojeniowych, lepsze regulowanie kontraktów międzyrządowych we współpracy między armiami, wreszcie większą rolę UE w ustalaniu standardów w ramach NATO.

Raport jest „francuską pieczenią”, którą Paryż zapewne wprowadzi do agendy unijnej. Warto jednak zwrócić uwagę, jak wygląda polityka państwa, które stara się być „poważne”.

W obliczu dotkliwej porażki jaką było zerwanie kontraktu na okręty podwodne, Francja podejmuje kontr-działania i wykorzystuje do tego sprytnie forum UE. Autorami raportu są polityk partii rządzącej i polityk centroprawicowej opozycji. W takich sprawach po prostu mówi się jednym głosem…

Źródło: Valeurs

REKLAMA