Nadciąga covidowa cenzura? Jest projekt kancelarii premiera. Nawet milion złotych kary

Cenzura i koronawirus z nietoprzem/Obrazek ilustracyjny/Fot. Pixabay (kolaż)
Cenzura i koronawirus z nietoprzem/Obrazek ilustracyjny/Fot. Pixabay (kolaż)
REKLAMA
W Kancelarii Premiera pojawił się projekt ustawy dotyczący kar za tzw. fake newsy dotyczące koronawirusa lub „hejtu” wobec lekarzy. Firmy, które nie usuną takich treści z mediów społecznościowych mogą zapłacić nawet milion złotych kary. Projekt koliduje jednak z pomysłem resortu sprawiedliwości.

Zachwyceni tym projektem mają być przedstawiciele lekarzy, którzy uważają, że jest to „krok w dobrą stronę”. Zdaniem ekspertów projekt ten jest jednak sprzeczny z pomysłem Rady Wolności Słowa. Poza tym wskazują, że może on zaostrzyć cenzurę w sieci.

– Przyzwyczaiłem się, że przynajmniej raz dziennie dostaję wiadomość z groźbą utraty życia lub zdrowia. Każda osoba ze środowiska lekarskiego, która pozytywnie wypowiada się o szczepionkach, spotyka się z potężnym hejtem – mówił w rozmowie z Wirtualną Polska szef Naczelnej Rady Lekarskiej prof. Andrzej Matyja.

REKLAMA

„Antyszczepionkowcy” mieli znaleźć przestrzeń do nękania lekarzy i zmawiać się na portalach społecznościowych. – Gdy dziś znajdujemy hejterskie treści, wysyłamy zawiadomienie na policję oraz prosimy właściwie platformy, głównie Facebooka, o usunięcie treści. I o ile polskie portale, takie jak Wirtualna Polska czy Onet, momentalnie blokują i usuwają takie komentarze, to w przypadku zagranicznych portali społecznościowych spotykamy się ze ścianą. Nic się nie dzieje, zero reakcji – grzmiał Łukasz Jankowski, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie.

Lekarze zwrócili się więc do pandemicznego resortu zdrowia. W reakcji na te głosy w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów miał powstać projekt ustawy „o ochronie zdrowia publicznego przed następstwami rozpowszechniania treści nieprawdziwych dotyczących wirusa SARS-Cov-2 i treści przestępczych kierowanych wobec osób wykonujących zawód medyczny”.

Odpowiedzialny za projekt jest były wiceminister zdrowia, a obecnie pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa. – Chcemy lepiej chronić szeroko pojęty personel medyczny przed mową nienawiści, pojawiającą się w sieci. Platformy internetowe podejmują wprawdzie działania na rzecz zwalczania hejtu i nieprawdziwych informacji, nie są one jednak ani jednolite, ani wystarczające, a oba zjawiska nasiliły się w ostatnim czasie – twierdził Cieszyński.

W myśl projektu walczyć z „hejtem” i „fake newsami” mają właściciele portali społecznościowych. Każdy portal, posiadający w Polsce co najmniej milion zarejestrowanych użytkowników, będzie musiał ustanowić swojego przedstawiciela w naszym kraju. Do niego będzie można zgłaszać groźby lub nieprawdziwe treści. Ma być znany z imienia i nazwiska, a jego dane kontaktowe mają być zamieszczone na stronie serwisu.

Jednak zgłoszenia będą mogli wysyłać tylko uprawnieni użytkownicy. W myśl projektu chodzi o wyższe wykształcenie lekarskie w stopniu co najmniej doktora nauk medycznych. Co więcej, prawo do wytypowania takiej osoby ma mieć 14 podmiotów, w tym m.in. Polska Akademia Nauk, Polskie Towarzystwo Lekarskie, Polskie Towarzystwo Farmaceutyczne, Naczelna Rada Lekarska, Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych, Naczelna Rada Aptekarska.

Zgłoszenie będzie musiało zostać rozpatrzone w ciągu 24 godzin – poprzez usunięcie treści, usunięcie konta użytkownika lub pozostawienie zgłaszanych treści bez żadnych działań. Procedury ma nadzorować prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej.

Portale, które nie ustanowią swojego przedstawiciela w Polsce, mają się liczyć z karami rzędu od 50 tys. do 1 mln zł.

– Generalnie to jest dobra droga. Widzimy duży problem z hejtem, więc to może być sposób na jego rozwiązanie. Na pewno nie chcemy być posądzeni o cenzurę internetu. Zależy nam tylko na tym, żeby ludzie nie pozwalali sobie na nienawiść w sieci – stwierdził Łukasz Jankowski.

Mniej optymistycznie podchodzą do tego projekty eksperci zajmujący się nowoczesnymi technologiami. – Ten projekt wprowadza jedną bardzo niepokojącą rzecz, która – jak się obawiam – będzie służyła za precedens do wprowadzenia kolejnych ograniczeń treści internetowych. Zawarta w projekcie definicja nieprawdziwej informacji jest generalna i nieobiektywna. To stwarza ryzyko, nawet nie dla osób, które świadomie chcą paraliżować walkę z COVID-19 w Polsce, ale może również zagrażać wolności debaty naukowej – zwrócił uwagę prawnik specjalizujący się w relacjach technologii i demokracji Krzysztof Izdebski.

– Uważam zresztą, że w wolności słowa zawiera się prawo każdego do nieprawdziwej informacji. Należałoby raczej podążać drogą już wytyczoną przez media społecznościowe, a mianowicie oznaczać materiały wątpliwe i kierować do informacji przedstawiającej inny punkt widzenia. Cenzura nie jest dobrym rozwiązaniem. Bo zwiększa apetyt na blokowanie kolejnych przykładów „nieprawdziwych” treści – dodał.

Jak podkreślił prawnik, projekt ujawnia też niespójność polskiego rządu. Częściowo pokrywa się on bowiem z projektem Ministerstwa Sprawiedliwości, który planuje powołanie Rady Wolności Słowa. Organ ten miałby nakładać na właścicieli portali społecznościowych kary od 50 tys. do 50 mln zł.

– Nie dość, że projekty trochę sobie przeczą, to zauważalny jest brak koordynacji różnych resortów w regulowaniu tego obszaru. Ta silosowość polskiej administracji jest raczej dowodem na to, że jakiekolwiek przepisy nie będą skuteczne wobec znacznie efektywniej działających korporacji internetowych – zaznaczył Izdebski.

– Teoretycznie, jak platforma ograniczy dostęp do informacji antyszczepionkowców na mocy ustawy Cieszyńskiego, to na mocy ustawy Ziobry taki użytkownik może oczekiwać, że Rada Wolności Słowa każe tę treść przywrócić – dodał.

Źródło: wp.pl

REKLAMA