
Poczta Polska ledwo zipie. Jest coraz mniej chętnych na tradycyjną korespondencję, na polu innych usług państwowy moloch nie potrafi sprostać konkurencji, a na domiar złego wobec wszechobecnych wzrostów cen i kosztów życia, podwyżek pensji domagają się listonosze. Grożą ogólnokrajowym protestem.
Jak podaje „Rzeczpospolita”, najbliższy wtorek będzie sądnym dniem dla Poczty Polskiej. Jeśli związki zawodowe nie dojdą do porozumienia z zarządem państwowej spółki, to odbędzie się strajk. Pocztowcy, wzorem medyków, rozstawią miasteczko protestacyjne.
Sytuacja państwowego molocha jest fatalna. W 2020 roku spółka wygenerowała 119 mln zł straty. Pomimo faktu, że w branży listów tradycyjnych jest właściwie monopolistą.
Popyt na tradycyjne usługi jednak topnieje. W ciągu ostatnich czterech lat rynek związany z dostarczeniem listów skurczył się o 31 proc. W samym 2020 roku to 15 proc. Nie ma wątpliwości, że trend ten się utrzyma.
Na innych polach Poczta Polska przegrywa rywalizację z prywatną konkurencją – chodzi przede wszystkim o dostarczanie paczek.
Pracownicy domagają się podwyżek, bo większość zarabia na poziomie płacy minimalnej, a wszechobecne podwyżki w sklepach, na rachunkach itd. sprawiają, iż mają problem ze związaniem końca z końcem.
Problemem jest także z jednej strony nadmiar, a z drugiej niedobór pracowników.
„Dziś ponad 70 proc. placówek w sieci PP nie jest rentownych. Do tego dochodzi problem z pracownikami – z jednej strony w spółce jest przerost zatrudnienia (pracuje tam ponad 70 tys. osób), a z drugiej w wielu urzędach pocztowych brakuje rąk do pracy (m.in. w wyniku plagi absencji chorobowo-urlopowej), niedobory zdaniem związkowców sięgają w niektórych przypadkach nawet do 50 proc.” – czytamy na rp.pl.
Władze Poczty Polskiej z jednej strony przedstawiają plan rozwoju w postaci automatyzacji usług, ale z drugiej – nie widzą innej możliwości, jak wyciągnięcie pomocnej dłoni o pomoc publiczną. Jak podaje „Rzeczpospolita”, rząd z pieniędzy podatników najpewniej będzie pokrywał straty wynikające ze świadczenia tradycyjnych usług.
Pojawiają się także pomysły wyciągnięcia dodatkowych pieniędzy od Polaków. W tym celu rozwijana będzie usługa pod nazwą e-doręczenia. Ze wszelkimi urzędami i instytucjami publicznymi, zamiast tradycyjnego listu, można skontaktować się poprzez korespondencję cyfrową. A za wysłanie e-maila pobierana jest opłata – 3,75 zł od sztuki.
To na razie opcja dla chętnych, ale są zakusy, by właśnie tego typu usługę wprowadzić jako obowiązkową w przypadku chęci skontaktowania się z instytucją publiczną. I oczywiście, by jedynym oficjalnym pośrednikiem w wysyłaniu e-maili do urzędów była Poczta Polska.
Źródło: Rzeczpospolita/NCzas