Francja przeprasza za wydarzenia z 17 października 1961 roku w Paryżu

Tablica pamięci na paryskim moście Saint Michel z tekstem o "krwawych ofiarach". Fot. ilustr. FSouici Wikipedia CC 4.0
REKLAMA
Prezydent Algierii Abdelmadjid Tebboune w sobotę 16 października wezwał Francję do wyjścia z z „dominacji myśli kolonialnej” w traktowaniu kwestii historycznych. W specjalnym przesłaniu z okazji 60. rocznicy brutalnego rozpędzenia demonstracji Algierczyków 17 października 1961 w Paryżu, mówił o potrzebie „bezkompromisowości” w traktowaniu historii.

60 lat temu, niemal w środku wojny algierskiej (1954-1962), około 30 000 Algierczyków mieszkających we Francji wyszło na ulice Paryża. W pięciu kolumnach usiłowali wejśc do centrum miasta.

Władze potraktowały to poważnie jako rzeczywisty akt „V kolumny” i bez skrupułów spacyfikowały manifestantów.

REKLAMA

Życie mogło stracić według historyków „od 50 do 200 osób”. Aresztowano 11 538 osób, a cześć z nich deportowano do Algierii. Zabitych pochowano w anonimowych grobach. Oficjalnie ogłoszono, że zginęły jedynie 3 osoby na skutek zamieszek wywołanych przez samych Algierczyków.

W 1999 roku powołano komisję, która stwierdziła, że życie straciło 48 osób. Algierscy historycy podwyższają tą liczbę czterokrotnie. Wydarzenia w Paryżu były też przedmiotem badań wspólnej komisji historycznej z lat ostatnich, która miała zbliżyć historyczne stanowiska Francji i Algierii.

Prezydent Abdelmadjid Tebboune ocenił, że represje z 17 października 1961 r. pokazują „horror straszliwych masakr i zbrodni przeciwko ludzkości, które pozostaną w pamięci zbiorowej”. Dekretem prezydenta, Algieria uczci te wydarzenia 17 października „minutą ciszy”.

„Niech dla wszystkich będzie jasne, że dzielny naród algierski, dumny ze swoich korzeni, kroczy z godnością i pewnymi krokami, zdeterminowany i zjednoczony bardziej niż kiedykolwiek, po ścieżkach budowy suwerennej Algierii” – dodał prezydent.

Rocznica jest kolejną zadrą w relacjach między Paryżem a Algierem. Na początku października Algier zdecydował się odwołać „natychmiastowo” swojego ambasadora w Paryżu Mohameda Antar-Daouda. Poszło o wypowiedzi prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który mówił, że w Algierii od lat 60. ub. wieku trwa kontynuacja „polityczno-wojskowa” powstałego wówczas systemu.

Dodatkowo poszło o znaczną redukcję francuskich wiz przyznawanych Algierczykom, Marokańczykom i Tunezyjczykom. Paryż uzasadniał to odmową tych krajów przyjmowania do siebie nielegalnych migrantów wydalanych z Francji.

W rocznicę wydarzeń w Paryżu, prezydent Macron potępił „zbrodnie niewybaczalne w Republice”. Wziął też udział w ceremonii upamiętniającej zabitych, która zorganizowano na wysokości mostu Bezons na brzegu Sekwany. Jego słowa idą znacznie dalej, niż termin „krwawe represje”, których użył w 2012 roku np. prezydent François Hollande’a. Jednak Algieru nie zadowolił…

Źródło: Le Figaro/ AFP

REKLAMA