Cień Kaczyńskiego nad Parlamentem Europejskim

Fot. ilustr. PE
REKLAMA
Wróćmy jeszcze do wczorajszej debaty w Strasburgu. „Geniusz Prezesa” wyraźnie unosił się nad grillowaniem Polski 19 października w Parlamencie Europejskim. Nie tylko krajowa „V Kolumna” cytowała nazwisko „Kaczyński”, ale nawet egzotyczni eurodeputowani. Sława prezesa przekroczyła Alpy, a nawet Pireneje.

Bardziej na poważnie, to duża część eurodeputowanych zdaje się nie za bardzo wiedziała o czym mówi. Wszystkie ataki na Polskę odbywały się według partyjnego klucza. Frakcja „chadeków” z EPL forsowała grzeczną jeszcze tezę, że UE to nie restauracja, w której wybiera się z menu, co się chce. Zieloni jechali już wprost i żądali zabrania Polsce pieniędzy, a Lewica ostatnio nie potrafi się obyć bez mniejszości seksualnych, więc jej parlamentarzyści co raz wrzucali do debaty dodatkowy temat LGBT.

W sumie cyrk, w którym przynależność do frakcji partyjnych można było już rozpoznawać po wyglądzie eurodeputowanych, ewentualnie po pierwszym wygłoszonym zdaniu. Ci wychudzeni, to ani chybi weganie od Zielonych, niechlujni i nonszalanccy pochodzili z Lewicy, a bardziej eleganccy od ludowców. Oczywiście zdarzały się wyjątki.

REKLAMA

Przed laty brat prezesa Kaczyńskiego przy włączonym mikrofonie mówił o „małpach w czerwonym”.

Wczoraj w PE „w czerwonym” występowały niemal zawsze jakieś „małpy”. Tak jakby panie się umówiły, były to przedstawicielki głównie lewicy, które plotły wyjątkowo emocjonalnie, obraźliwie i bez sensu. W czerwonym kostiumie wystąpiła zresztą także sama szefowa KE van der Leyen. Prorok ten Kaczyński, czy cuś…

REKLAMA