Strategia przeciw covid nie ma silnych podstaw naukowych. Wręcz im przeczy [WYWIAD]

Dr Piotr Witczak Źródło: screen YouTube: Wolność TV 2
Dr Piotr Witczak Źródło: screen YouTube: Wolność TV 2
REKLAMA
Jeśli nie podążamy za nauką, wprowadzając różne zalecenia mające na celu ograniczanie transmisji wirusa, to świadczy o tym, że tutaj nie działa zdrowy rozsądek, pragmatyzm i podstawy naukowe, a właśnie biorą udział cele polityczne. Nie da się tego inaczej uzasadnić – mówi w rozmowie z „Najwyższym Czasem!” dr Piotr Witczak.

Rafał Pazio: Codziennie Polacy otrzymują informację o kilku tysiącach nowych zakażeń, czy pozytywnych testów dotyczących COVID-19. Jednocześnie władze nie podejmują decyzji o obostrzeniach takich, jakie mieliśmy w ubiegłym i na początku obecnego roku. Jak Pan odczytuje tę kwestię?

Dr Piotr Witczak: Istotne jest to, żeby mieć pewien punkt odniesienia. Możemy porównać naszą sytuację z sytuacją epidemiologiczną, która panuje aktualnie w Wielkiej Brytanii. W Polsce mamy w tym momencie 105 zakażeń na milion ludności. W Wielkiej Brytanii jest 731, przy poziomie zaszczepienia 70 procent. Pięciokrotnie więcej zakażeń w przeliczeniu na milion osób niż w Polsce. W tym momencie u nas mamy sytuację dużo łagodniejszą niż w poprzedniej fali, chociażby drugiej i trzeciej. Ta sytuacja w moim odczuciu nie wymaga stosowania jakichkolwiek obostrzeń. W szczególności zamykania gospodarki, przechodzenia na pracę zdalną. Takie rozwiązania przynoszą znacznie więcej strat niż korzyści, co jest widoczne w najnowszych wynikach badań i doniesieniach naukowych, które dotychczas spłynęły.

REKLAMA

Czy mamy wyższą odporność ze względu na mniejszą liczbę szczepień?

Sytuacja w Polsce jest lepsza niż w wielu krajach, które mają wyższy poziom zaszczepienia, na który wpływa wiele różnych czynników. Niemniej jednak wygląda na to, że Polska, ponieważ miała te fale dosyć znaczące, może mieć wyższy poziom odporności populacyjnej. Więcej osób przechorowało COVID-19 naturalnie. Odporność naturalna jest silniejsza niż odporność poszczepienna. Zwracam również uwagę na to, że mamy znaczny wzrost przypadków grypy w ostatnim czasie. We wrześniu było ponad 350 tysięcy zachorowań i podejrzeń zachorowań na grypę lub choroby grypopodobne. To rekord ostatnich dziesięciu lat. Tutaj można mieć przypuszczenie, że wiele przypadków COVID-19, które rok temu były przypisywane do Sars-CoV-2, w tym momencie idą na konto grypy. Prawdopodobnie wynika to z sytuacji, w której osoby zaszczepione z objawami grypopodobnymi nie są testowane w kierunku Sars-CoV-2, tylko otrzymują arbitralną diagnozę choroby grypopodobnej. Kolejną przesłanką, która może potwierdzać to przypuszczenie, jest oficjalna informacja z Ministerstwa Zdrowia, która wskazuje, że osoby nieszczepione są dwuipółkrotnie częściej diagnozowane w kierunku Sars-CoV-2 niż osoby zaszczepione.

Czyli rok temu obowiązywała zasada coś za coś? COVID wyparł ze statystyk grypę?

Można tak powiedzieć, biorąc pod uwagę niską wiarygodność stosowanych testów RT-PCR, ich pewną wadliwość, niedokładność, dużą ilość fałszywie dodatnich wyników. Taka sytuacja oczywiście miała miejsce. Pozostaje tylko kwestia skali – w jakim stopniu diagnozy grypy były przypisywane do COVID-19.

 Osoby niezaszczepione mają w Polsce do czynienia z taką tzw. narracją. Jeżeli ktoś się nie zaszczepi, bierze odpowiedzialność za tych, którzy mogą się zakazić i ewentualnie zajmie łóżko szpitalne przeznaczone dla osób z innymi chorobami. Co Pan radzi osobom, które nie chcą się szczepić? Mają zrobić test na przeciwciała? Jak odnaleźć się w tej sytuacji?

Nie można przyjmować tego typu stwierdzeń jako faktów. Mogą być manipulacją. Szczepionka przeciwko COVID-19 nie jest skuteczna w hamowaniu transmisji. To potwierdza wiele danych. Chociażby analiza z 68 krajów, która wskazuje, że poziom zachorowań na COVID-19 wzrasta wraz z poziomem zaszczepienia w poszczególnych krajach. Nie można powiedzieć, że poziom zaszczepienia redukuje liczbę zakażeń. W związku z tym na pewno szczepionki nie wpływają na transmisję. Tu jest także wiele innych doniesień, które na to wskazują. Co do hospitalizacji, to nie mamy wiarygodnych danych. Przynajmniej te dane nie są wskazywane opinii publicznej odnośnie liczby hospitalizacji z jakichkolwiek przyczyn, czyli hospitalizacji ogółem. Z danych wynika, że pacjenci zaszczepieni są przyjmowani z powodu wielu innych schorzeń, również w powodu objawów grypopodobnych, i nie są testowani w kierunku Sars-CoV-2. Nie znamy statystyk w kontekście zachorowalności ogólnej i innych objawów infekcji z podziałem na zaszczepionych i niezaszczepionych. W kontekście diagnoz COVID-19 rzeczywiście może być tak, że mamy więcej osób niezaszczepionych niż zaszczepionych, ale to jest tylko fragment tego obrazu, który powinien być przedstawiony.

Wspomniał Pan o zachorowalności w Wielkiej Brytanii. Tam, gdzie jest dużo zaszczepionych, także np. w Izraelu, pojawia się dużo zachorowań. Ale rekomenduje się kolejne szczepienia. Z czego to wynika?

Wynika to z szybkiego spadku skuteczności tych szczepień. Dane z Izraela, Wielkiej Brytanii, USA wskazują, że skuteczność szczepionek w zakresie infekcji objawowej i bezobjawowej spada w ciągu czterech do sześciu miesięcy nawet do zera. Po utracie skuteczności liczba zakażeń wraca. Co więcej – obecne dane, którymi dysponujemy, sugerują nawet, że po utracie skuteczności, czyli po tych czterech-sześciu miesiącach, może być wręcz gorzej, dlatego że osoby zaszczepione mają relatywnie wysoki poziom przeciwciał. Przy czym te przeciwciała po pewnym czasie przestają być skuteczne w pośrednictwie eliminacji wirusa. Mogą nawet brać udział w takim procesie, mechanizmie nazywanym wzmocnieniem zależnym od przeciwciał. Rzeczywiście dane z Wielkiej Brytanii w poszczególnych kohortach wiekowych, w szczególności w tych, które były szczepione wcześniej, czyli u osób starszych, wskazują, że ta liczba i udział osób zaszczepionych w infekcjach COVID-19 wręcz przekracza poziom zaszczepienia danej kohorty. Czyli na przykład w kohorcie 40-80 lat plus w Wielkiej Brytanii w tym momencie poziom zaszczepienia szacuje się na około 89-90 procent. Udział osób zaszczepionych w tej kohorcie wynosi blisko 90 procent. Nawet może przekraczać poziom zaszczepienia. W związku z tym widać ewidentnie, że szczepionki tracą skuteczność po kilku miesiącach. Co więcej – w niektórych, jeszcze starszych kohortach poziom udziału osób zaszczepionych przekracza poziom zaszczepienia kohorty. W tym przypadku może być nawet gorzej. Ta analiza, o której wspomniałem wcześniej, przeprowadzona w 68 krajach, które zostały przeanalizowane w kontekście zachorowalności na COVID-19 wobec poziomu zaszczepienia, wskazuje właśnie, że może być gorzej. Tym bardziej podanie trzeciej dawki, która powoduje, że generujemy kolejną porcję dużej ilości przeciwciał, sprawi, że będzie gorzej. Wirus zmienił się już na tyle, że przeciwciała, które powstają w wyniku tej trzeciej szczepionki, która przecież cały czas jest taka sama, są gorzej dopasowane do białka kolca wariantu, który aktualnie panuje. Jeśli nie są dobrze dopasowane, nie pośredniczą w eliminacji wirusa – wręcz pomagają wejść do komórek i wzmagają infekcję.

To jak Pan odczytuje rekomendację trzeciej dawki, którą wygłaszają przedstawiciele rady medycznej czy rządu? Tam nie rozumieją tego mechanizmu?

Nie mówi się o tym. Jest to temat tabu. Rada medyczna i rządzący idą śladem decyzji innych krajów, chociażby Stanów Zjednoczonych, gdzie pojawiła się duża kontrowersja wokół trzeciej dawki. Ale był duży nacisk. W efekcie dwóch najważniejszych urzędników FDA – instytucji, która zajmuje się dopuszczaniem szczepionki przeciwko COVID-19 na rynek w Stanach Zjednoczonych – odeszło z tego urzędu ze względu na naciski polityczne dotyczące wprowadzenia trzeciej dawki. Tych dwóch naukowców napisało artykuł, który został opublikowany w „The Lancet”, ostrzegający przed trzecią dawką. Wskazują wprost, że nie ma aktualnych danych na temat skuteczności i bezpieczeństwa, które uzasadniałyby wprowadzenie. I rzeczywiście. Spójrzmy na kraje, które wprowadziły trzecią dawkę, na przykład Singapur. Wprowadził trzecią dawkę na początku września, a już 24 września pobił rekord zakażeń. Podobna sytuacja była w Izraelu. Też po wprowadzeniu trzeciej dawki Izrael pobił rekord zakażeń. Może to być ten mechanizm, że przeciwciała są już nieaktualne, nie działają, nie pośredniczą w eliminacji, a wzmagają infekcję.

W jednej z wypowiedzi stwierdził Pan, że tylko sprawia się wrażenie dużej pandemii, która jest wykorzystywana do celów politycznych i służy grupom interesu. Czy mógłby Pan rozwinąć tę myśl?

Ten wniosek stawiam na podstawie faktu, że zalecenia czy strategia przeciw COVID nie ma silnych podstaw naukowych – wręcz przeczy doniesieniom naukowym. Chociażby fakt, że lockdown jest bardziej szkodliwy niż skuteczny. Powszechne maskowanie osób w przestrzeni otwartej było nieuzasadnione. Skuteczność masek nawet w przestrzeniach zamkniętych jest wątpliwa w świetle dostępnych doniesień naukowych. W związku z tym, jeśli nie podążamy za nauką, wprowadzając różne zalecenia mające na celu ograniczanie transmisji wirusa, to świadczy o tym, że tutaj nie działa zdrowy rozsądek, pragmatyzm i podstawy naukowe, a właśnie biorą udział cele polityczne. Nie da się tego inaczej uzasadnić. Dobrze wiemy, że wiele osób na tej pandemii zarabia bardzo duże pieniądze. Obserwujemy również tendencję do tego, że władze poszczególnych krajów wykorzystują pandemię, aby umocnić swoją pozycję i wprowadzać większą kontrolę społeczną poprzez m.in. wymuszanie różnych interwencji medycznych, które nie wspierają zdrowia publicznego. Wprost przeciwnie – mogą je osłabić.

rozmawiał Rafał Pazio


REKLAMA