Były pogranicznik białoruski UJAWNIA „jak jest” na granicy

Imigranci wyżynają drzewa, żeby niszczyć polskie instalacje graniczne.
Imigranci wyżynają drzewa, żeby niszczyć polskie instalacje graniczne.
REKLAMA
Radio Swaboda opublikowało wywiad z byłym pogranicznikiem białoruskim w związku z sytuacją na granicy z Polską. Mówi wprost, że jego dawni koledzy „popełniają przestępstwo służbowe”.

Zgodnie z prawem, by znajdować się w strefie przygranicznej, trzeba mieć paszport i przepustkę, jaką wydaje służba graniczna. My widzimy migrantów, którzy swobodnie «żyją» w strefie granicznej, palą ogniska, ścinają drzewa i nikt ich nie zatrzymuje! W nocy w ogóle nie wolno przebywać na terenie strefy przygranicznej. Można to zrobić tylko w wyjątkowych sytuacjach i za zgodą naczelnika struktur służby granicznej – powiedział były funkcjonariusz.

Skoro więc są tam oni «legalnie» (a tak twierdzi Białoruski Komitet Graniczny), to oni są tam wyłącznie na mocy decyzji straży granicznej – uważa rozmówca Swabody. Zwraca uwagę, że funkcjonariusze nie tylko tolerują łamanie prawa, ale i sprzyjają takim działaniom.

REKLAMA

Według przepisów instrukcja jest standardowa – mówi. – Zatrzymanie, protokół, areszt tymczasowy, decyzja o deportacji. I zawsze tak było – wyjaśnia.

Wskazuje również, że gdy migranci szli drogą w stronę przejścia granicznego, nie było to złamanie prawa. Jednak już zejście do lasu i strefy przygranicznej oznacza, że złamali przepisy. Jego zdaniem do „ochrony” migrantów oraz do „kordonu”, który ich ochrania, zaangażowano także żołnierzy służby zasadniczej.

Na wideo widać, że wszyscy mają takie same śpiwory, nawet Kurdowie i Syryjczycy. A to oznacza, że zakupy były scentralizowane – ocenia rozmówca Radia Swaboda. Białoruskie władze przekonywały, że migranci „sami zorganizowali się” w liczącą ponad 1000 osób kolumnę.

Pytania w tej sprawie zadawał niezależna Nasza Niwa. „Jak tysiąc migrantów mogło jednocześnie dotrzeć do polskiej granicy i zorganizować się w kolumnę niezauważenie dla białoruskich struktur siłowych?” – pyta portal, również zwracając uwagę, że białoruska straż graniczna toleruje nielegalne działania tysięcy ludzi.

Dlaczego nacisk na granicę przybrał na sile?

Według politologa Andreja Kazakiewicza, którego cytuje portal Zerkalo.io, wśród możliwych przyczyn eskalacji sytuacji na granicy przez władze Białorusi jest zbliżająca się zima, która utrudni nielegalne przekraczanie granicy. Analityk nie wyklucza, że migranci mogli zorganizować się sami, ale potrzebowali do tego co najmniej przyzwolenia białoruskich władz.

Druga przyczyna to próba wywarcia nacisku na UE przed wprowadzeniem przez nią piątego pakietu sankcji. – Z góry poszła instrukcja – «docisnąć» – i ktoś wymyśla ten «genialny» plan zorganizowania migrantów i pokazowego szturmu na granicę, by zademonstrować, jakie problemy może stworzyć kryzys migracyjny, z dużym prawdopodobieństwem zorganizowany przez władze – mówi Kazakiewicz.

Analityk i były dyplomata Pawieł Sluńkin uważa, że władze Białorusi próbują „podbić stawkę”, ponieważ dotąd nie udało im się nakłonić UE do ustępstw i rozmów z Mińskiem.

(Władze białoruskie robią tak – PAP) w nadziei, że UE ustąpi, tak jak w sytuacji z prezydentem Turcji (Recepem Tayyipem) Erdoganem. Chodzi o to, by doprowadzić do zaostrzenia (sytuacji), pokazać, że UE nie jest w stanie efektywnie poradzić sobie z kryzysem migracyjnym, oraz by grać na rozbieżności wewnątrz (UE) – powiedział Sluńkin.

(Według władz – PAP) wraz ze zwiększeniem napływu migrantów rośnie prawdopodobieństwo, że w UE dojdzie do rozłamu w kwestii sankcji i tego, że trzeba próbować rozmawiać z Łukaszenką – ocenił analityk.

Propaganda Łukaszenki

Z kolei białoruskie media państwowe wysłały do obozowiska na granicy swoich najbardziej elokwentnych dziennikarzy, którzy w trybie całodobowym informują o ciężkiej sytuacji uchodźców, o „nieludzkich działaniach” polskich służb oraz przekonują, że strona polska „przygotowuje prowokacje”.

W poniedziałek 8 listopada w mediach niezależnych i społecznościowych pojawiły się nagrania i informacje o dużej kolumnie migrantów, która w zorganizowany sposób dotarła drogą do przejścia w Bruzgach (po polskiej stronie – Kuźnica Białostocka). Następnie ludzie ci mieli być przez funkcjonariuszy wycofani na pewną odległość od przejścia, w kierunku lasu. W grupie większość stanowili mężczyźni, ale były także kobiety i dzieci.

Według polskich władz ludziom tym pomagają białoruscy funkcjonariusze, a liczebność migrantów w poniedziałek wieczorem oceniana była na 3-4 tysiące.

Tymczasem na stronie białoruskiego ministerstwa spraw zagranicznych został opublikowany komunikat dotyczący sytuacji na granicy. Zaznaczono, że „eskalacja sytuacji migracyjnej na polsko-białoruskiej granicy budzi poważne zaniepokojenie losem ludzi za wszelką cenę poszukujących sposobności do wjazdu na terytorium jednego z krajów UE”. Oskarżono Warszawę odpowiedzialnością za zaistniały kryzys, który „jest konsekwencją długotrwałego ignorowania obiektywnej rzeczywistości” i „chowania głowy w piasek”. Dodano, że „próby przerzucania na Białoruś odpowiedzialności” za sytuację wypadają „blado”.

„Wielokrotnie zachęcaliśmy naszych sąsiadów do zaangażowania się w konstruktywny dialog między odpowiednimi agencjami w celu omówienia ważnych spraw transgranicznych będących przedmiotem wspólnego zainteresowania” – czytamy w oświadczeniu Mińska.

Źródło: PAP/DoRzeczy

REKLAMA