
Pod koniec października głośna była sprawa Mateusza Gapińskiego, który chciał wrócić samolotem z Gdańska do Warszawy, ale nie wpuszczono go nawet na pokład, bo nie miał maseczki. Linie lotnicze, które wyrzuciły swojego klienta, teraz zabrały głos w sprawie.
Pisowski rząd w Warszawie od prawie dwóch lat utrzymuje w Polsce stan sytuacji pandemicznej, co oznacza zakazy, nakazy, obostrzenia, które utrudniają życie obywatelom.
Rząd narzucił polskim obywatelom m.in. zasłanianie ust i nosa w transporcie publicznym. Zwolnieni z obowiązku są ci pasażerowie, którzy posiadają specjalne zaświadczenie od lekarza.
Do tego grona zaliczał się również Mateusz Gapiński, a jednak na pokład samolotu go nie wpuszczono.
Mężczyzna przebywał na Kaszubach przez kilka dni i chciał wrócić do Warszawy, gdzie mieszka na co dzień.
– Po kilkudniowych pobycie w Trójmieście zostałem potraktowany jak ostatni śmieć przez jednego z pracowników pokładowych LOT-u. Miałem wykupiony rejs z Gdańska do Warszawy, jednak nie wpuszczono mnie na pokład samolotu. Odmówiono mi wejścia i lotu do domu, uważam, że bezpodstawnie – relacjonuje Gapiński.
Mężczyzna przypomina, że posiada zaświadczenie od lekarza, które zwalnia go z obowiązku zasłaniania ust i nosa.
– Całe wydarzenie miało związek z brakiem maseczki, której nosić nie mogę, ponieważ posiadam od polskiego lekarza legalne i ważne zaświadczenie o przeciwwskazaniach – tłumaczy.
Z zaświadczeniem Gapińskiego nikt nie miał problemu – ani na kontroli bezpieczeństwa, ani podczas odprawy. Dopiero główny steward i kapitan samolotu nie chcieli się zgodzić, by mężczyzna podróżował bez maski.
– Niech pan poczeka, skonsultuję tę kwestię z kapitanem. Poszedł do pilotów z pytaniem: „Majkel, uznajemy to? Otrzymał odpowiedź, którą ja także usłyszałem: „Niech zakłada maseczkę”. […] Niestety nie możemy panu tego uznać na pokładzie, decyzja kapitana jest odmowna, więc albo pan zakłada maseczkę, albo się żegnamy! A w ogóle to, co temu panu dolega? – mężczyzna relacjonuje to, co usłyszał na pokładzie.
Gapiński nie miał, co zrozumiałe, ochoty dzielić się z personelem LOT-u informacją o swoich problemach zdrowotnych. Ostatecznie nie wpuszczono go na pokład.
– Powiedzieli, że lepiej, żebym zgłosił taki fakt wcześniej przed lotem, bo wtedy przydzielono by mi specjalne miejsce i byłbym traktowany jako pasażer medyczny. Byłem w szoku. Cofnąłem się więc przez rękaw do tych trzech pracownic przy bramce. Opisałem szybko całą sytuację i poprosiłem o pomoc. One zaczęły nerwowo klikać różne opcje na monitorze komputera na stanowisku i telefonować – relacjonuje mężczyzna.
Opisujący sprawę „Dziennik Bałtycki” skontaktował się z LOT-em. Linie lotnicze postanowiły odnieść się do sprawy.
„W związku z zaistniałą sytuacją chcielibyśmy poinformować, że na pokładach naszych samolotów staramy się zachować najwyższe standardy obsługi pasażera, dbamy o komfort i bezpieczeństwo podróżujących. W związku z ogólnoświatową pandemią Covid-19 pasażerowie samolotów mają obowiązek zakrywania maseczką ust i nosa podczas całego lotu. Maseczkę można zdjąć w samolocie wyłącznie w momencie spożywania posiłków lub napojów. Członkowie załogi pokładowej również muszą nosić maseczki. Noszenie maseczki w samolocie jest obowiązkowe również dla osób zaszczepionych. W niektórych, wyjątkowych sytuacjach możemy odstąpić od tego przepisu i wpuścić na pokład osobę, która posiada zaświadczenie lekarskie zwalniające danego pasażera z obowiązku założenia maseczki” – czytamy.
„Jest nam bardzo przykro, że pasażer, o którym pani pisze, nie został dopuszczony do lotu. Jest to jednak incydentalny przypadek. Podczas boardingu obsługa naziemna weryfikuje stosowne odstępstwo i przekazuje informację załodze statku powietrznego. Niestety w tym konkretnym zdarzeniu procedury nie zadziałały w sposób należyty i pasażer potraktowany został jak osoba, która nie zastosowała się do obowiązku noszenia maseczki. Mając na względzie okoliczności sprawy i pomimo faktu, że pasażer nie wystąpił z oficjalną reklamacją, przewoźnik zdecydował o zwrocie kosztów zakupionego biletu” – pisze dalej LOT.